10.Dalej i Bliżej

580 58 339
                                    


Komentarz przy nutkach zawiera odnośnik do wspomnianej piosenki :)

Jacqueline umościła się na przednim siedzeniu ich zdezelowanej jak ostatnie nieszczęście, starszej od niej Cortiny ziewając szeroko. Było kilkanaście minut przed północą, a one przed chwilą skończyły sprzątać pub, gdzie na wigilijną kolejkę Guinnessa przyszła większa część wioski.

Ostatnim punktem dnia, właściwie jedynym, który w czymkolwiek przypominał, że ten dzień był wyjątkowy, była pasterka w małym kościółku Świętej Trójcy na skraju Seahill.

Jacqueline nieszczególnie przepadała za Bożym Narodzeniem. Wymuszana z każdej stronny atmosfera rodzinnego ciepła nieco ją irytowała i przytłaczała, a głoszony przez księży „pokój ludziom dobrej woli", wydawał się kiepskim żartem zwłaszcza w tym roku.*

Nie było mowy o pokoju, a dobra wola została zastąpiona wzajemną nienawiścią i nic nie wskazywało na to, by miało się to w najbliższym czasie zmienić.

Jadąc do kościoła, Jacqueline zastanawiała się, czy w krajach gdzie święta faktycznie są białe jak z pocztówki, ludzie przeżywają je jakoś bardziej.

W Irlandii Boże Narodzenie podobnie jak każdy inny dzień w roku było zielone. Nawet jeśli część drzew przed zimą zrzuciło liście, to zroszona deszczem trawa lśniła najczystszą zielenią. Podobnie mech porastający większość kamiennych murków odgradzających od siebie działki i pastwiska, bluszcz pnący się bez opamiętania po pniach drzew i słupach energetycznych, oraz żywopłoty z bukszpanu odgradzające podwórka co bogatszych mieszkańców od ciekawskich spojrzeń sąsiadów.

Deirdre i Jacqueline przyjechały do kościoła na krótko przed północą, a pasterka była najbardziej obleganą mszą w całym roku, więc zostało im miejsce na zewnątrz kamiennego kościółka przy wejściu na cmentarz.

Jacqueline nie bardzo mogła się skupić na Bożonarodzeniowej mszy i przez większość czasu odpływała myślami do szkoły, przyjaciół, czy Małych Kobietek, które dwa dni temu dostała od mamy na trzynaste urodziny, albo po prostu słuchała szumu morza, który momentami przebijał się przez głos księdza.

Jej zachowanie nie umknęło uwagi Deirdre, która wytknęła jej to w drodze powrotnej. Ich mały domek był położony na drugim końcu wioski, wciśnięty między pastwiska, morze i spory zagajnik oddzielający administracyjne granice Seahill od sąsiedniego Helen's Bay.

– Wierciłaś się w kościele jakbyś miała robaki – zauważyła Deirdre, wyjeżdżając na wąską drogę prowadzącą na przestrzał przez ich maleńką wioskę.

– Nudziło mi się – przyznała Jacqueline.

– Widziałam, o czym tak rozmyślałaś?

– O niczym szczególnym – mruknęła Jacqueline, rysując palcem po zaparowanej szybie samochodu. – James ostatnio mówił, że chciałby nas na wakacje zaprosić na tydzień do siebie do domu. Myślisz, że mogłabym pojechać? – zapytała.

– Do Anglii? Jeszcze za mało czasu tam spędzasz? – zdenerwowała się nagle Deirdre, a Jacqueline naburmuszona odpowiedziała:

– To tylko taki pomysł.

– Nie wiem, zobaczymy – zreflektowała się Deirdre, starając się złagodzić ton swojej wcześniejszej wypowiedzi. – W Anglii niezbyt teraz lubią takich jak my, przecież wiesz** – wyjaśniła.

– Rodzice Jamesa się tym nie przejmują, przecież ich poznałaś na dworcu – odpowiedziała Jacqueline – Zresztą pewnie do ciebie wcześniej napiszą.

– Nie mogę się doczekać. Ostatnio Orla była u mnie z Maureen jak dostałam sowę z twojej szkoły i prawie się posikała. W sumie całe szczęście, bo z tego strachu nie zauważyła listu, myślała, że po prostu sowa mi przypadkiem wleciała do domu – zaśmiała się Deirdre, a Jackie jej zawtórowała.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz