65.Syriusz i Jacqueline cz.1

246 28 129
                                    




– Syriusz! Nie, nie... Syriusz!!!

Słyszała własny głos, który jednak wydawał się nie należeć do niej. Nigdy nie przypuszczałaby, że była w stanie tak rozpaczliwie krzyczeć.

– Syriusz!

Widziała przesuwające się jej przed oczami kolejne wagony rozpędzonego pociągu. Ludzi wewnątrz przyklejonych do szyb i wypatrujących źródła zamieszania.

– SYRIUSZ!

Czuła, że coś przytrzymywało ją w miejscu, uniemożliwiając szalony bieg w stronę rozpędzonego pociągu, choć nie miała pojęcia, co to było. Słyszała nawet jakiś, zdawałoby się znajomy głos, ale nie miała pojęcia co mówił, ani do kogo należał.

Żadna tych rzeczy nie miała bowiem znaczenia. Liczyła się tylko jedna.

Pociąg w końcu przetoczył się przez peron i zniknął w tunelu, kiedy Jacqueline to zobaczyła.

Syriusz klęczał na sąsiednim peronie po drugiej stronie torów, jedną ręką opierając się o posadzkę, a drugą przytrzymując małego rudego chłopca, który właśnie przechodził ciężki atak kaszlu. Musiał wskoczyć na tory, złapać chłopca i deportować się z nim na sąsiedni peron, inaczej nie dało się tego wytłumaczyć.

Patrzył prosto na nią i choć teoretycznie przez dudniący pociąg i wrzaski stłoczonych na peronie ludzi nie miał prawa jej słyszeć, to wszystko w jego wyrazie twarzy mówiło jej, że tak właśnie było.

Że nie tylko słyszał, jak go wołała, ale też doskonale zrozumiał, wszystko co kryło się za jej rozpaczliwym krzykiem. Że nie wyobrażała sobie świata, w którym miałoby go nie być. Że w takim świecie muzyka mogłaby zamilknąć na zawsze, bo już nigdy nie sprawiłaby jej radości. Że niebo i morze straciłyby swoje kolory.

Przez kilka sekund po prostu patrzyli na siebie z kilkunastu metrów, choć Jacqueline oczy zaczynały powoli łzawić, od wszechobecnego pyłu.

– Już dobrze? Uspokoiłaś się? – Jacqueline usłyszała nad uchem znajomy głos, a mocny uścisk, który cały czas czuła w okolicach żeber rozluźnił się.

Frank Longbottom, wysoki i postawny, w długim skórzanym płaszczu z przypiętą do klapy odznaką kadeta biura aurorów, patrzył na nią z wyraźnym zaniepokojeniem. Ciężko było mu się dziwić, skoro właśnie w ostatniej chwili powstrzymał ją przed rzuceniem się na oślep pod rozpędzony pociąg. Jacqueline skinęła tylko głową, zbyt roztrzęsiona, by wydusić z siebie cokolwiek sensownego.

– Zlikwidowaliśmy bariery na końcach peronu, już czekają tam zespoły z Munga. Coś ci jest? – zapytał, przechodząc chwilowo do porządku dziennego nad jej szaleńczym zachowaniem.

Jacqueline podkręciła głową, zaprzeczając. Miała trochę otarć na dłoniach, ale poza tym, nic jej nie dolegało. Pomijając dotkliwe kłucie w piersi i szum w głowie, których przyczyn upatrywała jednak zupełnie gdzie indziej.

– Jemu chyba też nic nie jest – powiedział powoli Frank, wskazując podbródkiem na przeciwną stronę peronu.

Syriusza nie było już widać między ludźmi, który przebiegli na druga stronę, po przejściu wyczarowanym z leżących na torach kamieni. Gdzieś między wszystkimi zgromadzonymi mignęła jej jedynie ruda głowa Owena, w ramionach jego szlochającej z ulgi matki.

Jacqueline ponownie skinęła tylko głową i oparła się o jedną z ceglanych kolumn, oddzielających od siebie poszczególne sektory, robiąc przy okazji wszystko, byle tylko nie patrzeć na Franka. Powoli i trochę jak przez mgłę docierały do niej kolejne sygnały z zewnętrznego świata, które na moment zupełnie zniknęły, przesłonięte szaleńczym lękiem przed utratą Syriusza. Gdzieś z przodu słyszała zachrypnięty męski głos, wywrzaskujący coś, co brzmiało jak komendy dla aurorów. Kolejne odgłosy aportacji świadczyły o tym, że na miejsce zaczęli również ściągać amnezjatorzy i magomedycy.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz