14.Lęki i Fobie

537 57 385
                                    




Jacqueline była zachwycona pierwszą lekcją starożytnych run, o czym opowiadała Jamesowi, Syriuszowi i Peterowi, kiedy siedzieli w klasie obrony przed czarną magią, czekając na nowego profesora. Ku jej zdziwieniu Syriusz zdawał się kojarzyć nauczyciela i jego rodzinę.

– McKinnonowie to największe szychy w Szkocji, połowa Skye* do nich należy – wyjaśnił.

– Serio? Czyli to tacy Blackowie Szkocji – dopytała Jacqueline. Była tym komentarzem trochę zdziwiona, bo profesor McKinnon wydawał się przeciwieństwem rodziny Syriusza.

– Wręcz przeciwnie, moi rodzice ich nie znoszą.

– Płowa składu Chluby Portree to McKinnonowie – wtrącił James, znajdując sposób, żeby w rozmowie na dowolny temat nawiązać do quidditcha.

– Ta prefekt naczelna, kiedy byliśmy na pierwszym roku, też się tak nazywała, nie? –  przypomniał sobie Peter, machinalnie kartkując podręcznik i co jakiś czas krzywiąc się z niesmakiem na widok kolejnego czarnomagicznego stwora.

– Myślcie, że to jego córka? – zastanowiła się Jacqueline.

– Wnuczka – mruknął Syriusz – Ten nowy nauczyciel z obrony Selwyn to z kolei dobry znajomy moich rodziców – przyznał, jakby trochę się wstydził – Nie spodziewałbym się cudów po tym roku.

– To dlaczego Dumbledore go zatrudnił? – wtrącił Remus, marszcząc brwi.

– Rada Nadzorcza go zmusiła, bo sam nie mógł nikogo znaleźć.

– Skąd to wiesz? – zdziwiła się Jacqueline.

– Mój tata jest w Radzie – przyznał Syriusz, grzebiąc w torbie, jakby celowo unikając wzroku przyjaciół, ale nikt nie skomentował tej informacji.

– W każdym razie runy to będzie jeden z moich ulubionych przedmiotów –  powiedziała Jacqueline, wracając do poprzedniego wątku.

– Bo McKinnon powiedział, że masz zadatki na prymuskę – zaśmiał się Remus – Ze swoim śpiewnym irlandzkim –przedrzeźnił ją.

– Nie tylko dlatego! – zaprotestowała żywiołowo  – Podoba mi się ta jego koncepcja starożytnej magii, tego, że wszytko jest połączone, czerpanie z natury... – Jacqueline nie zauważyła, że w międzyczasie zaczęła mówić na cały głos, a nowy nauczyciel obrony przed czarną magią wszedł do klasy i zdawał się przysłuchiwać ich rozmowie.

Sebastien Selwyn  miał około czterdziestu lat, bardzo jasne, prawie białe włosy zaczesane do tylu, a za to bardzo ciemne przebiegłe oczy. To połączenie, zdaniem Jacqueline, nadawało mu wygląd jakiegoś drapieżnego ptaka. Zapięta pod szyję, elegancka czarna szata z lekko połyskliwego materiału jedynie potęgowała to wrażenie.

– Niech zgadnę – przerwał wywód Jacqueline, przechodząc przez całą klasę i siadając za biurkiem. – Stary dobry Murdoch, znowu zaczął opowiadać swoje bajki o druidach, mistycznych kamieniach i harmonijnej jedności całego świata? – zakpił, a Jacqueline nie bardzo wiedziała, czy ma na to coś odpowiedzieć, czy raczej wręcz przeciwnie i lepiej trzymać gębę na kłódkę.

– Profesor Mckinnon wydaje się bardzo kompetentnym nauczycielem – wtrąciła w końcu, odrzucając czarne włosy na plecy i patrząc hardo na profesora.

– Zakładam, że z twojej perspektywy wiele nie trzeba, żeby sprawiać wrażenie kompetencji, panno...? – zapytał, jawnie kpiąc z jej akcentu.

– O'Hara –  wycedziła Jacqueline przez zęby.

– To wiele wyjaśnia – zakpił, wstając zza biurka.

– Zapewniam państwa, że na tych lekcjach nie będziemy się rozwodzić, nad bajaniami domorosłych jakobitów. A co do starożytnych run. Jeśli chcą państwo znać moje zdanie, to wystarczy popatrzeć, to co się dzieje we współczesnej Irlandii, żeby wiedzieć, że to przedmiot równie bezużyteczny, jak i cała ta zatracona wyspa – powiedział z kpiącym uśmiechem, na co Jacqueline aż się zagotowała.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz