25.Nieproszeni goście cz.1

529 52 356
                                    

Chopin, Nocturne No.20
Wykonanie:Jhong-Sin Liou


Następny ranek Syriusz spędził w poczuciu podobnej nierealności jak cały poprzedni dzień. Właściwie po otworzeniu oczu trochę się zdziwił, że to nie był sen. A raczej koszmar.

Jacqueline wyglądała, jakby przespała może dwie, trzy godziny. Jej twarz była o wiele bledsza niż zwykle, a pod oczami utworzyły się fioletowe cienie. Po skromnym śniadaniu, którego Jacqueline praktycznie nie tknęła, Colm pojechał do domu, przebrać się i sprawdzić co u Orli i Marureen. On i Jacqueline mieli później jechać do Helen's Bay. Żadne z nich nie powiedziało po co, ale Syriusz domyślił się, że pewnie chodziło o załatwienie jakichś spraw związanych z pogrzebem. Miał nadzieję, że będzie mógł pojechać z nimi i choćby poczekać w samochodzie. Nigdy nie uważał się za przesądnego, ale jakoś nie uśmiechało mu się, zostać w domu samemu ze świeżym wspomnieniem mamy Jacqueline. Usiłował sobie przypomnieć, jak ona właściwe wyglądała. Chyba tylko raz widział ją z daleka na Kings Cross we wrześniu, kiedy zaczynali drugą klasę. Nie pamiętał szczegółów jej twarzy, ale nie wydała mu się szczególnie ładna, niczym się też nie wyróżniała z tłumu. Na temat jej wyglądu zapamiętał głównie to, że była zupełnie niepodobna do Jacqueline.

– Jak się czujesz? – zapytał, kiedy Colm odjechał.

Jacqueline wzruszyła tylko ramionami.

– Głowa mnie boli. Nie mogłam spać.

Syriusz wprawdzie nie do końca o to pytał, ale chcąc nie chcąc, musiał zadowolić się tą odpowiedzią.

– To może napijesz się kawy? – zaproponował. W końcu to podobno było najlepsze mugolskie lekarstwo na nieprzespaną noc.

– W sumie, czemu nie?  – mruknęła i powoli wstała. Syriusz zauważył, że poruszała się o wiele wolnej niż zwykle, jakby ją to męczyło. Zupełnie jakby brnęła przez wodę.

– Siedź! Ja ci zrobię – stwierdził po czasie, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie miał pojęcia, jak zmusić zajmujący róg kuchni kaflowy piec, żeby zagotował wodę. – A może nie. Chyba jestem na to za głupi.

– Nie jesteś, to wcale nie jest takie proste – stwierdziła, grzebiąc we wnętrzu paleniska jakimś prętem i co jakiś czas dmuchając do środka. – Szklanki i puszka z kawą są w szafce nad zlewem, ta czerwona – poinstruowała go.

Jacqueline trochę się zdziwiła, że Syriusz wyciągnął z szafki dwie szklanki, z zamiarem dołączenia do niej.

– Mamy tylko fusiastą, nie będzie ci smakować – stwierdziła, dorzucając do wnętrza paleniska małe drewienka.

– Trudno. Ile się tego sypie?

– Łyżeczkę – odpowiedziała, po raz kolejny delikatnie dmuchając do wnętrza, a chwilę później Syriusz usłyszał pierwszy trzask płomieni skaczących po palenisku. – No jest. Szybko poszło, bo żar był jeszcze świeży.

Jeśli to było szybko, to Syriusz nawet nie chciał wiedzieć ile to zajmujowało, kiedy coś szło nie tak, albo trzeba było to robić od zera. Nieprawdopodobne jak mugole musieli się męczyć z najprostszymi sprawami. Nic dziwnego, że na potęgę wymyślali coraz to bardziej zwariowane urządzenia mające ułatwić im życie. Jacqueline chyba zauważyła jego skonsternowaną minę, bo zaczęła się tłumaczyć, jakby chciała za to przeprosić.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz