Z tego miejsca serdecznie dziękuję @letsrockHayal za wszelkie muzyczne inspiracje, które częściowo towarzyszyły mi przy pisaniu tych letnich rozdziałów :)
W poniższym rozdziale lekko mrugam oczkiem do wszystkich, którzy podobnie jak ja uważają, że Harry momentami jest przerażająco podobny do Syriusza :)
Przesiadywanie w pubie oczekiwaniu aż Jacqueline skończy zmianę, miało kilka zasadniczych plusów. Po pierwsze nie musiał zbyt dużo czasu spędzać sam z rodzicami Jamesa, którzy byli oczywiście kochani i cudowni, ale których troska momentami nieco go przytłaczała.
Po drugie z Jacqueline pod ręką miał większą motywację do przerabiania zadań z kursu matematyki, na który się zapisał. Wprawdzie zrozumienie większości zadań nie sprawiało mu większego problemu, a niektóre zagadnienia były naprawdę ciekawe, to mimo wszystko było upalne lato, a on większość dnia spędzał w warsztacie i czasem zwyczajnie nie chciało mu się robić nic konstruktywnego. Wyobrażanie sobie jak Jacqueline uśmiecha się kpiąco pod nosem i w myślach wyzywa go od śmierdzących leni, zdecydowanie pomagało się zmobilizować.
Po trzecie z niedającą się zignorować irytacją, musiał przyznać rację tacie Jamesa i jego spostrzeżeniu, które pewnego dnia usłyszał, że mając syna człowiek pilnuje syna, a mając córkę, należałoby pilnować połowy sąsiedztwa. Syriusz o tyle się z tym zdaniem nie zgadzał, że jeśli chodziło o Jacqueline, należałoby pilnować całej wioski, a najlepiej nie spuszczać jej z oczu nawet na pięć minut. Oczywiście ona sama nie zwracała szczególnej uwagi na żadnego z tych palantów, którzy ją nieustannie zagadywali i usiłowali zapraszać na spacerki, kawki, czy inne potańcówki, co nie zmieniało faktu, że Syriusz najchętniej wymiótłby ich wszystkich z pubu zaklęciem. Odkąd Jacqueline powiedziała mu, a raczej wymsknęło jej się, że zdarzało jej się słyszeć jakieś głupie uwagi na swój temat, wyjątkowo mocno przysłuchiwał się wszelkim dyskusjom toczonym w pubie, zwłaszcza tym, które miały miejsce po kilku głębszych. I część z nich wyjątkowo mu się nie podobała.
Kilka dni temu po wyjściu na papierosa podsłuchał rozmowę, w której jakichś dwóch typków wymieniało kpiące uwagi o Irlandczykach z Belfastu, co doprowadziło ich do konkluzji, że dobrze by było, oczywiście ze względów bezpieczeństwa, własnoręcznie sprawdzić, czy Jacqueline na pewno nie chowa żadnego zapalnika w staniku. Gdyby nie miał oporów przed sprowadzaniem państwu Potter kłopotów na głowę, nie powstrzymałby się, przed sprzedaniem im paru ciosów w zęby. Tego jednak nie mógł zrobić, ograniczył się więc do siedzenia cały wieczór przy barze i łypania spod byka na każdego, kto wchodził do środka.
Z tego powodu po pracy w warsztacie i dorywczej fusze przy motocyklu, którą podłapał jakiś czas temu, nie wracał na wieczór do Potterów, ale przychodził prosto do pubu i upraszczając nieco, pilnował Jaqueline. Co najdziwniejsze, choć ta wcześniej kręciła nosem na zasady ustalone przez tatę Jamesa, jego obecność zdawała się jej w ogóle nie przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, wyglądała na bardzo zadowoloną, kiedy rozmawiała z nim, krzątając się za barem, albo zaśmiewała z historyjek, które jej opowiadał o kolegach z pracy.
Generalnie wydawało mu się, że Jacqueline była w o wiele lepszym stanie, niż przez ostatnie miesiące. Uśmiechała się niemal tak często jak dawniej, podśpiewywała pod nosem, a raz nawet słyszał jak śpiewała na cały głos, kiedy przyszli po nią z Jamesem do pubu, jakiś czas temu. Chciałby zawsze widzieć ją taką, roześmianą i beztroską, choć zdawał sobie sprawę, że jej beztroska była jedynie pozorna. Czasem, głównie wieczorami kiedy siedzieli razem na wspólnym balkonie, widział, jak jej oczy przesłaniało zamyślenie i smutek i dobrze wiedział, że myślała wtedy o Kieranie.
CZYTASZ
Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]
FanfictionKrwawe Kłopoty w Irlandii Północnej i Pierwsza Wojna czarodziejów zaczynają się z początkiem lat siedemdziesiątych. Być może obie te wojny mają ze sobą więcej wspólnego, niż ktokolwiek się spodziewa? Oba konflikty poznaje Jacqueline O'Hara, która p...