W multimediach jedna z niezliczonych wersji piosenki, śpiewanej w tym rozdziale przez Jacqueline, akurat to wykonanie bardzo mi tu pasowało.
Mam nadzieję, że nikogo nie odstraszy ilość przypisów, ale ten odcinek jest wyjątkowo mocno polityczno-historyczny.
9 marca 1973 *(1)
Napięcie zarówno między uczniami, jak i nauczycielami dało się wyczuć jak tylko pierwsze sowy dostarczające gazety, wleciały przez okrągłe okienka Wielkiej Sali.
Nie tylko mugolska prasa rozpisywała się na temat ataku, do którego doszło wczoraj w Londynie. Ze względu na niewielką odległość, jaka dzieliła sąd przy Old Bailey i wejście do Ministerstwa Magii, również Prorok Codzienny umieścił na pierwszej stronie ruchome zdjęcie przedstawiające miejsce zdarzenia i obszerny artykuł zawierający relację świadków.
Przy stole Gryfonów mało kto się dziś odzywał, wystarczająco dużo uczniów pochodziło z Londynu, lub miało rodziców pracujących w Ministerstwie by informacja o wybuchu, zrobiła na nich wrażenie.
Był to oczywisty cios w samo serce brytyjskiego państwa. Dwie bomby zdetonowane w dzielnicy wypełnionej sądami, ministerstwami i przede wszystkim ludźmi pracującymi dla wszystkich tych instytucji. Ludźmi, którzy dawno temu zapomnieli, jak to jest słyszeć huk wybuchających bomb. W końcu był to odgłos, którego na brytyjskiej ziemi nie słyszano od przeszło trzydziestu lat.
Jacqueline pomyślała, jak bardzo ten dzień różni się od poniedziałku nieco ponad rok temu. Nikt nie zginął bezpośrednio wskutek wczorajszego ataku, podczas gdy w strzelaninie w Derry zmarło 13 osób, a jednak wtedy nikt nawet się nie zainteresował, co się stało, a dzisiaj wszyscy siedzieli jak trusie i ledwo się odzywali. Przypomniała sobie, jak pożyczała sowę od Jamesa, a Syriusz zachowywał się jak idiota. Uśmiechnęła się lekko pod nosem na to wspomnienie, co było oczywistym błędem.
– Bawi cię to, Jacqueline?! – warknęła na nią Margaret, siedząca nieopodal Jacqueline i jej przyjaciół.
– Co mnie bawi? Oszalałaś? – odpowiedziała, zdając sobie sprawę, co miała na myśli Margaret.
– Mhmmm jasne – stwierdziła Margaret z przekąsem.
– Co jasne? –warknęła Jacqueline, którą protekcjonalny ton współlokatorki momentalnie doprowadzał do białej gorączki.
– Nie możecie się tłuc w Irlandii? Dwieście osób zostało rannych, widziałaś...?
– Zbyt ciekawskich i głupich, żeby posłuchać co się do nich mówi i się odsunąć. *(2) Sami są sobie winni! – przerwała jej Jacqueline, zanim zdołała się powstrzymać.
Wiedziała, że nie powinna tego mówić, tak naprawdę nawet wcale tak nie myślała, ale zachowanie Margaret doprowadzało ją do szału.
– Poważnie, Jacqueline? – spytał Peter, który czytał właśnie list od swojego taty.
– Daj jej spokój – prychnął na niego James, na co Peter potulnie zamilkł. Słowa Jamesa i pełen przygany wzrok Syriusza sprawiły, że wyglądał, jakby miał zamiar, nie odzywać się do końca dnia.
– Serio, dalej jej bronisz? – warknęła Margaret w stronę Jamesa. Siedzące koło niej Mary i Lily również, nie wyglądały, jakby miały zamiar wtrącać się do tej dyskusji. Przynajmniej na ten moment.
– Może jesteś zbyt tępa, żeby to zauważyć, ale to nie ja to zrobiłam, bo byłam wczoraj tutaj, a nie Londynie. Nawet ktoś tak głupi jak ty powinien to zrozumieć – wycedziła Jacqueline, której gniew zaczął uderzać do głowy.
CZYTASZ
Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]
FanfictionKrwawe Kłopoty w Irlandii Północnej i Pierwsza Wojna czarodziejów zaczynają się z początkiem lat siedemdziesiątych. Być może obie te wojny mają ze sobą więcej wspólnego, niż ktokolwiek się spodziewa? Oba konflikty poznaje Jacqueline O'Hara, która p...