45.Nowe perspektywy cz.1

317 46 208
                                    


W mediach: Across the Stars (Love Theme from "Star Wars: Attack of the Clones") · John Williams · London Symphony Orchestra


Syriusz nie przypominał sobie, by kiedykolwiek w życiu czuł się tak zdesperowany i zrozpaczony. Zawalił. Nie zdążył na czas. Zawiódł Jacqueline, swoją najlepszą przyjaciółkę. Osobę, która rozumiała go chyba najlepiej na świecie. Zawiódł ją. Ten drań ją zbił, a teraz on zabije jego. Nie potrzebował nawet różdżki. Po prostu okładał Mulcibera pięściami, nie zważając na nikogo i na nic. Po tym, kiedy zaklęciem wywarzył drzwi i zobaczył, jak ciało Jacqueline bezwładnie osuwa się po ścianie, cała reszta przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.

Mulciber był od niego starszy i pewnie silniejszy, ale nie miał szans z wściekłością i rozpaczą Syriusza, który jednym ciosem powalił go na ziemię, a potem na ślepo okładał pięściami. Z każdym kolejnym ciosem, Syriusz czuł jak powoli zdziera sobie skórę z dłoni, ale przecież to nie mogło się równać z palącą jego wnętrzności rozpaczą i poczuciem winy. To była jego wina, pozwolił na to, nie znalazł jej w porę, a teraz Jacqueline nie żyła.

– Syriusz, przestań! – Poczuł jak ktoś łapie go w pół i próbuje odciągnąć od leżącego na ziemi Mulcibera. Syriusz wyrwał się Jamesowi bez żadnego wysiłku. Nie mógł przestać. Gdyby przestał, musiałaby spojrzeć na Jacqueline i zaakceptować fakt, że tak naprawdę już jej tu nie było. Że stracił swoją najlepszą przyjaciółkę. Że to wszystko jego wina. A tego by nie zniósł. Nie miał innego wyjścia, niż tyle okładać Mulcibera pięściami, póki starczyło mu sił i liczyć, że dzięki temu nie zwariuje. Albo, że właśnie zwariuje i zapomni o tym, jak strasznie, niewybaczalnie i niewyobrażalnie schrzanił.

– Zostaw mnie! – warknął, kiedy usłyszał za sobą cichy, ledwie słyszalny głos.

– Syriusz?

Syriusz odwrócił się gwałtownie, a gwałtowna fala ulgi niemal zwaliła go z nóg. Jacqueline z pomocą Remusa usiłowała podnieść się do siadu i oprzeć o ścianę.

Żyła. Była blada i posiniaczona, co można było zauważyć nawet w niemrawym świetle ściennych pochodni, ale żyła. Ależ był głupi, zobaczył, jak osunęła się po ścianie i nawet nie sprawdził, czy po prostu nie zemdlała. Rozpacz i gniew kompletnie odebrały mu rozum.

– Pilnuj go – rzucił do Jamesa, wskazując głową na Mulcibera, a sam opadł na kolana koło Jacqueline. – Już dobrze – powiedział cicho do Jacqueline. Nie chciał skupiać się na siniakach na jej czole i rozciętej wardze, żeby ponownie nie rzucić się na Mulcibera z pięściami. Ten gnojek nie miał znaczenia. Liczyło się tylko to, że Jacqueline żyła i wbrew temu, co wydało mu się na pierwszy rzut oka, chyba nie było z nią aż tak źle. – Co ci jest? – zapytał.

– Chcę stąd wyjść – powiedziała Jacqueline zamiast odpowiedzi. Wyciągnęła rękę i spróbowała oprzeć się o ścianę, ale jedynie jęknęła i osunęła się na podłogę.

– Dobrze – powiedział Syriusz – Wyjdziemy stąd – dodał cicho.

– Syriusz, musimy poczekać na kogoś – wtrącił Remus. – Jacqueline chyba ma złamane żebro, nie powinniśmy jej ruszać.

Syriusz dopiero teraz zauważył, że Jacqueline trzymała się za bok. Pomiędzy jej palcami zauważył fioletową plamę, która musiała być potężnym siniakiem. Remus pewnie miał rację, powinni poczekać na panią Pomfrey, żeby niechcący nie zrobić jej większej krzywdy. Teoretycznie Syriusz doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale to przekonanie wyparowało z niego, kiedy Jacqueline spojrzała na niego błagalnie, a w jej niebieskich oczach zalśniły łzy.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz