Bardzo jestem ciekawa waszych wrażeń po tej części, mam nadzieję, że za bardzo mnie nie poniosło :)
Jacqueline przełom października i listopada spędziła na rozmyślaniach co zrobić z faktem, odkrycia tajemnicy Remusa. W pierwszym odruchu miała ochotę pobiec prosto do niego i zapewnić, że nie musi się niczego wstydzić i to, że jest chory niczego przecież nie zmienia.
Po przemyśleniu uznała, że to byłoby nie fair z jej strony, w końcu Remus miał prawo sam dysponować swoimi tajemnicami wedle uznania. Miała tylko nadzieję, że wkrótce zaufa im na tyle żeby przyznać, że to wcale nie jego mama choruje i przyjąć pomoc przyjaciół.
Zastanawiała się czy chłopcy wiedzą ale doszła do wniosku, że raczej nie, zbyt często wygłaszali jakieś uwagi na temat kolejnych nieobecności Remusa. W każdym razie była to tylko kwestia czasu, w końcu spali w jednym dormitorium a James i Syriusz wbrew wszelkim pozorom które z takim trudem stwarzali nie byli idiotami.
Rozmyślając całymi godzinami nad wszystkim co mogłaby w tej sytuacji zrobić doszła do wniosku, że musi zachować się jak angielska Królowa i po prostu nie robić nic, przynajmniej na razie. Jedyne postanowienie jakie powzięła to żeby być jak najlepszą przyjaciółką dla Remusa i zasłużyć na jego zaufanie.
Jacqueline nie była z Remusem tak blisko jak z Jamesem i Syriuszem ale to nie znaczy, że mniej o niego dbała. Przeciwnie Remus jej imponował swoją dobrocią i empatią której, jak sądziła jej samej tak bardzo brakowało. Po odkryciu z jakim koszmarem musi mierzyć się co miesiąc nabrała do niego jeszcze więcej szacunku. Ile siły charakteru musiało wymagać, żeby nie zgorzknieć i nie obarczać winą za swoje nieszczęście wszystkich dookoła, tych którzy żyli życiem nienaznaczonym piętnem klątwy.
Myśląc o tym Jacqueline wstydziła się własnych uczuć i zachowań, uraz które potrafiła chować całymi miesiącami, gniewu który czasem zalewał ją jak morska fala podczas przypływu, poczucia krzywdy i niesprawiedliwości która dotknęła ją i jej dom które czasem chwytały ją za gardło i niemal odbierały dech.
Chciała brać przykład z Remusa choć oczywiście nie łudziła się, że kiedykolwiek będzie tak dobrym człowiekiem jak on.
☘️
Pogoda w listopadzie w Szkocji rzadko bywa przyjemna dlatego błonia Hogwartu w pewną słoneczną sobotę były wypełnione uczniami korzytsjącymii z, być może ostatniego pogodnego dnia w roku. Temperatura wprawdzie już spadła do okolic zera zamieniając oddech w parę ale niebo pozostawało bezchmurne i przejrzyste.
Korzystając z pięknej pogody Jacqueline i chłopcy spędzili popołudnie w ogródku Hagrida pomagając mu w wiązaniu w motki włosów jednorożca używanych przy opatrywaniu rannych zwierząt. Był to typ pracy które zwykle wykonywali w ramach szlabanów ale tym razem pomagali z własnej woli ciesząc się towarzystwem Hagrida który opowiadał im o spotkaniu z szalonym wampirem w pubie w Carlise kilka lat temu.
Kiedy skończyli pracę Hagrid poczęstował ich swoją słynną krajanką która zniknęła w ich kieszeniach oraz ciepłym jabłkowym cydrem jego własnej produkcji.
Słońce zaczęło już zachodzić za górami kiedy Hagrid stwierdził, że musi iść do lasu sprawdzić w jakim stanie jest testral którym się ostatnio opiekował a oni ruszyli do zamku dość okrężną drogą wkoło jeziora.
-Jak myślicie... - zaczął Peter temat nad którym Jacqueline również kilka razy się zastanawiała
- Czemu Hagrid jest... taki jaki jest?
-Też kiedyś o tym myślałam, może dostał jakimś zaklęciem jak był mały? - zastanowiła się Jacqueline
-No raczej nie - mruknął James
CZYTASZ
Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]
FanfictionKrwawe Kłopoty w Irlandii Północnej i Pierwsza Wojna czarodziejów zaczynają się z początkiem lat siedemdziesiątych. Być może obie te wojny mają ze sobą więcej wspólnego, niż ktokolwiek się spodziewa? Oba konflikty poznaje Jacqueline O'Hara, która p...