Wraz z końcem kwietnia zakończył się okres naprzemiennego deszczu i słońca, a wiosna w pełnym rozkwicie zagościła do Hogwartu. Większość uczniów, przy tej pogodzie traciła resztki motywacji do nauki, żyjąc już tylko zbliżającym się finałem sezonu quidditcha. W grze został Gryffindor i Ravenclaw, co oznaczało, że konflikt między tymi dwoma zwykle żyjącymi w zgodzie domami, wszedł w fazę nagłej eskalacji, a każdy kolejny dzień przynosił nowe pomysły na wyeliminowanie członków przeciwnej drużyny, odznaczające się wyjątkową kreatywnością. Ze strony Gryffindoru prym we wszelkich dowcipach wiódł oczywiście Syriusz, co jak Jacqueline dobrze wiedziała, z jednej strony miało stanowić wsparcie dla Jamesa, na którego barakach spoczywał los drużyny, a z drugiej było sposobem na odreagowanie wszystkiego. Ona sama wróciła do metody przetestowanej po śmierci mamy i po prostu zakopała się w książkach po uszy, powtarzając materiał z ostatnich lat i w miarę możliwości eliminując wszystkie inne bodźce. Od werdyktu Wizengamotu minęło dobrych kilka dni, ale Rada Szkoły, przynajmniej o ile Jacqueline było wiadomo, nie podjęła żadnej decyzji.Dwa dni po informacji, która spłynęła z Wizengamotu, wracając z biblioteki, natknęli się wprawdzie na ojca Syriusza, wychodzącego z gabinetu dyrektora, co raczej nie mogło być dobrym znakiem. Syriusz na jego widok, po prostu odwrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę, zadowalając się późniejszym wpuszczeniem do lochów stadka świeżo wyklutych ognistych krabów, w jakiś sposób podprowadzonych profesorowi Kettleburnowi.
Wiedziała, że Orion przybył do szkoły w sprawie Mulcibera, bo kiedy jego wzrok napotkał tył głowy Syriusza, przesunął się na nią i zatrzymał na chwilę na jej twarzy. Miała wrażenie, że przez chwilę na twarzy pana Blacka zagościł wyraz wyrażający uprzejme zainteresowanie, zupełnie jakby zastanawiał się: Czy ta dziewczyna naprawdę jest warta tej całej afery? Pobłażliwy uśmiech, z jakim minął ich na korytarzu, sugerował, że bynajmniej. Niby nic takiego się nie stało, a jednak to spotkanie wyprowadziło Jacqueline z równowagi do tego stopnia, że tego dnia ponownie sięgnęła po Eliksir Słodkiego Snu, co po raz kolejny przepłaciła potwornym bólem głowy ledwie kilka godzin później.
☘️
– Myślicie, że bez opanowania transmutacji płazów da się wyciągnąć zadowalający?
Pytanie to zadał Peter przy śniadaniu, nerwowo chrupiąc kolejnego tosta. Jacqueline spojrzała na Remusa błagalnym wzrokiem, by tylko samej nie musieć odpowiadać na to pytanie.
– Poćwiczymy to jeszcze dziś wieczorem. Poproszę profesor McGonagall o kilka żab do ćwiczeń, może się zgodzi – zapewnił go Remus, uspokajającym tonem.
Bazując na tym, jak kompulsywnie Peter obgryzał chrupiące brzegi kolejnych tostów, Jacqueline szczerze wątpiła, by to zdanie przyniosło mu wyczekiwany spokój, ale nic więcej raczej nie byli w stanie zrobić. Było to dość zaskakujące, że osoba, która w wieku zaledwie piętnastu lat została animagiem, z takim niepokojem podchodziła do egzaminu transmutacji. Jacqueline sama usiłowała kilka razy uświadomić Petera, że po tym wyczynie zdecydowanie bardziej powinien wierzyć we własne umiejętności, ale próby przekonania go do tego były jak rzucanie grochem o ścianę. Gdyby tylko zdawał egzamin ze świadomością, że w razie czego James, Syriusz lub Remus mogliby przyjść mu z pomocą, zapewne sam poradziłby sobie znacznie lepiej, niż w tym momencie się zapowiadało.
– Pomimo tego, że ostatnio jak dała nam kilka jaszczurek do ćwiczeń, skończyły jako flaming latający po Pokoju Wspólnym Ślizgonów – mruknął z przekąsem Remus, posyłając sugestywne spojrzenie w kierunku Jamesa i Syriusza.
– Doprawdy zastanawiające, jak on się tam znalazł. – James parsknął śmiechem w swoją owsiankę.
Jacqueline powstrzymała się od uwagi, że zdanie transmutacji na zadowalający nie zapewniało lekcji w klasie owutemowej, więc Peter równie dobrze mógł olać dalsze przygotowania i skupić się na zaklęciach i zielarstwie, które szły mu lepiej, ale nie chciała okazywać takiego braku wiary. Kto wie, może Pettigrew jeszcze ich wszystkich zaskoczy i koniec końców wykrzesze z siebie jakieś objawy głęboko skrywanego potencjału. Pogrążona w tych niezbyt w zasadzie przyjemnych myślach, kątem oka zauważyła jakieś dziwne poruszenie przy stole Slytherinu. Kilku chłopaków, głównie z szóstej i siódmej klasy wstało ze swoich miejsc i żywiołowo nad czymś rozprawiało. Wśród nich zauważyła tył głowy Avery'ego i chyba właśnie wtedy zrozumiała, co było przyczyną tego poruszenia.
CZYTASZ
Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]
FanfictionKrwawe Kłopoty w Irlandii Północnej i Pierwsza Wojna czarodziejów zaczynają się z początkiem lat siedemdziesiątych. Być może obie te wojny mają ze sobą więcej wspólnego, niż ktokolwiek się spodziewa? Oba konflikty poznaje Jacqueline O'Hara, która p...