55 rozdział ♔ | "Pora zacisnąć łańcuchy" |

502 20 203
                                    


| Opór poddanych | Pożegnanie ojca i syna | 

"Pora zacisnąć łańcuchy i odebrać im to, co nam zawdzięczają."

 

Wyszehrad, Królestwo Węgier, początek października 1333 r.

Zachodnie zbocze zamkowej góry, wykorzystywane zwykle do cotygodniowych targowisk i spotkań dworu, tym razem również zatłoczone było od kolorowych sukien pań, jak i jaskrawych płaszczy panów. Elżbieta pragnęła, by synowie nacieszyli się błogimi momentami, nim mrok zimy na dobre spowije nieboskłon, a doskwierające bunty padną cieniem na zamkowe mury.

Gdy słońce górowało w zenicie, a ona zajęta była sprawami królestwa, wychowawcy nakładali na Ludwika coraz to nowe obowiązki i nauki. Próbował się buntować, z czasem z wielkim zapałem przyswajając opowieści o jasnych punktach na nocnym nieboskłonie, nauki o sztuce, a nawet poezji. Studiował mapy królestwa, z niewymuszonym zainteresowaniem wypytując wychowawców o przygraniczne tereny, zatem słuchał cierpliwie historii Wołochów, Serbów i Chorwatów. Uparcie nakazywał wyjmować sobie mapę Italii, by wiedzieć, gdzie przyjdzie władać jego bratu. Wydawał się zaciekawiony otaczającym go światem, poznając jak dotąd jeno jego otoczkę, by w odpowiednim czasie zrozumieć szczegóły polityki i dworskie realia.

Królowa obserwowała, jak wprawnie ujmuje rączką strzałę, umieszcza ją na cięciwie, naciąga i wypuszcza w stronę tarczy. Ivo dotrzymywał mu towarzystwa, oddając precyzyjne strzały. Lucas zaś dbał o poprawność ich ruchów. Pogłaskała główkę siedzącego obok Stefanka i obdarzyła go pełnym miłości uśmiechem. Uwielbiała myśleć o tych dwóch najdroższych jej istotach podczas niekończących się narad. Byli dla niej dodatkową motywacją i napełniali ją życiodajną energią.

Na widok Miklósa i Mieszka, Pál Garai i towarzyszący mu królewscy sędziowie wstali ze swych miejsc w sąsiednim namiocie, by wraz z nimi zasiąść u jej boku. Odprawiła służki, Dianę wraz ze Stefanem i Dalię z Vladem, pozostawiając przy sobie jeno Klarę.

— Upłynęło wystarczająco dużo czasu od ustalonego spisu — rzekła, nieustannie patrząc w dal. Zaciągnęła futro pod samą szyję, gdy podmuch jesiennego wiatru owiał jej plecy. — Co macie mi do powiedzenia?

— Królowo, sytuacja nie jawi się dobrze — zaczął Pál Nagymartoni. — Wielu naczelnych urzędników w komitatach zlekceważyło twe wezwanie. A jeden, choćby chciał, nie potrafi uporać się ze sprawcami i nie jest w tym odosobniony.

— Kto taki? Potrzeba wysłać mu wsparcie.

— Oddany nam Himfy, pani, rządca Veszprém.

— Veszprém? — Uniosła ze zdziwienia brew. — Gdzie jest mój kanclerz? Jest tam biskupem, winien zatem wcześniej powiedzieć nam o tak fatalnych nastrojach.

— Nie mamy od niego wieści, pani — wtrącił Garai.

— Ktoś musi tam ruszyć... ale wy jesteście mi potrzebni w stolicy — dodała prędko, nie dopuszczając do wysunięcia własnych kandydatów.

— A Tomasz Szécsényi? — zasugerował odważnie Demeter Nekcsei.

— Sam go zapytasz. — Tomasz kroczył właśnie wyraźnie zdenerwowany w ich stronę. Machnęła dłonią, ażby urzędnicy zrobili mu obok niej miejsce. — Opowiadajże, wojewodo.

Królowa ♔ Piastówna na węgierskim tronie | Elżbieta Łokietkówna |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz