62 rozdział ♔ | Serbski Diabeł |

386 20 198
                                    

„Kiedy miecz się uniesie,
bądź na straży,
nie odkładaj broni"

| Miklós Dörögdi | Dragan | Oliver Paksi |


Okolice Szekszárd, komitat Tolna, Królestwo Węgier, sierpień 1334 r.

Belgrad, forteca usytuowana pomiędzy Węgrami a banatem Macsó, za którym rozpościerał się już teren Serbii, był ostatnim bastionem królestwa chroniącym granicę przed wrogami. To właśnie tam od dwóch niedziel zmierzała niemal pięćdziesięciotysięczna armia, acz przemarsz trwał dłużej, niż przewidywano, co nie napawało króla optymizmem. Duszan bowiem w każdej chwili mógł zwiedzieć się o planowanym szturmie i Karol świadomość miał, że długo w tajemnicy nie utrzyma tak licznej armii. Nie mógł jednakowoż wymęczyć rycerzy już na początku, zatem zgodził się na odpoczynek nieopodal Szekszárd.

Nakazał rozstawić królewski obóz na niedużym wzniesieniu, znakomity widok mając z niego na armię rozsianą po rozległej dolinie pośród drzew i wzniesień. Pomiędzy namiotami migotały już pierwsze ogniska a wokół nich sylwetki rycerzy z kubkami w dłoniach. W blasku słońca odbijały się stalowe naramienniki, których nie zdążyli jeszcze zdjąć, zabawę przedkładając ponadto.

Andegawen rozprostowywał kości na zboczu. Leżał na kaftanie, ręką głowę podpierając, w ustach zaś przygryzając długie źdźbło trawy. Zdjąwszy buty, odziany był jeno w jedwabną koszulę i luźne spodnie. Obok niego w podobnym wydaniu spoczywali Wilhelm i Zoltán, a powyżej pod namiotem Hermán Lackfi i Tomasz Szécsényi gawędzący przy winie.

— Jak za dawnych czasów — rzucił z zadowoleniem Karol, zerkając na towarzyszących mu Neapolitańczyków, którzy spojrzeli na siebie równie kontenci.

— Wtedy pewno jeszcze królem nie byłeś, panie, a i żaden z was nie miał żony — zironizował ostatnie zdanie Wilhelm, unosząc nieco głowę i kąśliwy wzrok wbijając w Zoltána, co pojął w lot Andegawen. Wprawdzie to wuj i ojciec Drugetha byli jego druhami od lat dziecięcych, acz i Wilhelm zdawał się znakomicie zorientowany w dworskich koligacjach, o których pewno prawił mu Jan.

— I do tej pory ktoś tu cieszy się wolnością! — parsknął śmiechem władca, klepiąc ramię druha.

— Niespieszno było mi do ożenku.

Zoltán uśmiechnął się szeroko, dobrze wiedząc, iż w małżeństwie czułby się niczym więzień, a mężowie często zazdrościli mu stanu kawalerskiego, choć i on miewał swe wady. Nieraz rozmyślał, jakby to było, gdyby czekała nań niewiasta w domu z ciepłą polewką i jeszcze gorętszym sercem. Zawsze daleko było mu do domowego ogniska i przez całe życie jeno kochanice mu wystarczały, lecz coraz częściej przyłapywał się na myślach o własnej małżonce, co było dlań poniżające.

— Jakby każdemu z nas było — żachnął się Drugeth.

— Wystarczyła jedna namiętna Włoszka, byś zmienił zdanie — odegrał się i unosząc na łokcie, teatralnie zatrzepotał rzęsami rozanielonym wzrokiem.

— Dawno chyba żeś w dziób nie dostał!

— Dosyć, panienki! — Karol zarechotał głośno, wstając. — Napić się wam trzeba, boć ględzicie nie do wytrzymania! Gdzie mój podczaszy?! — krzyknął, wtem przypominając sobie, iż został on w Wyszehradzie, boć Mikołaj równocześnie był wychowawcą i opiekunem jego synów. Rozejrzał się, natrafiając na stolnika. — Och! Szécsi! Polej no nam dobrego wina!

Królowa ♔ Piastówna na węgierskim tronie | Elżbieta Łokietkówna |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz