27 rozdział ♔ | Andegawenka w palatium I |

1.3K 40 308
                                    


| Szczera rozmowa | Uczta |

| Szczera rozmowa | Uczta |

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Wyszehrad, Królestwo Węgier, połowa grudnia 1327r.

— Przychodzisz tutaj za każdym razem, gdy coś cię trapi. — Ciepły głos wypełnił ledwie oświetloną komnatę.

Karol nie drgnął. Nie był zaskoczony obecnością małżonki. Od dłuższej chwili słyszał cichy szelest sukni. Bezbłędnie odróżniał jej chód od innych niewiast. Teraz starannie unosiła poły. Nie słyszał szurania, jeno delikatne kroki, stąd też przypuszczał, że wspinała się na czubki palców, aby tak łatwo nie dać się rozszyfrować. Dosłyszalny był szmer uporczywie ściskanego materiału, który za nic nie dawał się okiełznać. Po chwili bezczynności suknia zaszumiała niczym gąszcz gałęzi owiany wiosennym wiatrem. Opadła na posadzkę, okrywając trzewiki podbite futerkiem.

— Ale tylko, gdy twoi synowie są w kołysce. — Rozwikłała jego zachowanie, łagodnie ujawniając swe konkluzje. Powolnie podchodziła do króla, obserwując spięcia na jego plecach. Przystanęła przy krześle, na którym siedział i oparła dłonie na górnej wyheblowanej części, czekając, co rzeknie.

— Przychodzę, gdy potrzebuję spokoju. Tylko tutaj zdolny jestem go zaznać — odrzekł dziwnie ckliwie. Dalej trzymał dłoń nad małym Andrzejkiem. On uważnie badał każdy cal ojcowskiego palca drobnymi rączkami. — Łatwiej zbieram myśli, patrząc w tak niewinne, pozbawione trosk twarzyczki. Napawają mnie spokojem.

Elżbieta uniosła kącik ust i obeszła kołyskę dookoła, siadając po drugiej stronie. Chłopczyk nie odrywając się od trzymanej ręki, łypnął na nią i lekko rozszerzył usteczka. Tak reagował na znane mu osoby, aczkolwiek w tejże chwili ojciec zdawał się ciekawszym obiektem. Powrócił do dalszego zaciskania kłykci na wskazującym palcu Andegawena.

— Chwytając ich rączki, zdaje się, jakbym trzymał w garści cały świat — orzekł, nieustannie wlepiając wejrzenie w najmłodszego potomka. — Czego więcej zwykłemu człowiekowi potrzeba do szczęścia? — Rzucił małżonce pytające spojrzenie, co ją zaskoczyło.

— Mając ukochane osoby przy sobie, nic innego nie jest tak ważne. — Uśmiechnęła się przyjaźnie. — Prawda jest jednak taka, że nie jesteś zwykłym człowiekiem, to oni tobie zawierzają. — Skupiła na sobie zmęczone wejrzenie błękitnych tęczówek i uniosła kącik ust. — Ty zaś możesz zaufać swej żonie. — Musnęła przedramię małżonka. — Powiedz, co cię martwi?

— Nie sądzę, byś mogła mi pomóc. — Westchnął ciężko, pocierając skroń.

— Nie możesz tego wiedzieć, nim mi nie zaufasz. Czasem lepiej dla ciała jest, jeśli wyrzucisz z niego ciążące myśli. Nie daj im zatruć duszy. — Mocniej uścisnęła jego rękę. — Przysięgaliśmy sobie wierność, szacunek, poddanie... Nie tylko w trudach pożycia, ale i w trudach rządzenia. Nie jesteś pewien czy godna jestem Królewskiej Rady, dobrze, nie naciskam... lecz pomóc ci teraz chcę nie jako królowa, a żona. Obarcz moje barki tym utrapieniem, zdejmij z siebie ciężar, Karolu. Nie możesz sam nieść brzemienia uciskającego kark, bo w końcu cię złamie. Pomogę ci, wesprę, ale uparcie mnie odtrącasz.

Królowa ♔ Piastówna na węgierskim tronie | Elżbieta Łokietkówna |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz