45 rozdział ♔ | Narodziny Diablicy |

804 26 177
                                    

Wake up the beast. 

Bury the bones. 

Enjoy the feast. 

Take all control. 

When I give you my soul.



Zgiełk nie ustawał. Wołosi dobijali rannych rycerzy. Podcinali gardła błagającym o litość. Tych stojących jeszcze o własnych siłach zaciągali do koni i przywiązywali do siodeł jak bydło, by ująć ich do niewoli i postawić przed obliczem spragnionego węgierskiej krwi Basaraba.

Armia rozpierzchła się na wszystkie strony świata, próbując ujść z morderczej pułapki. Najbardziej wytrzymali zbierali się w grupy, by wspólnie stawiać czoła wrogom.

Dionizy i syn jego ściskali z całej mocy miecze, wypinając się przed królem. Zamachiwali się co rusz, próbując za wszelką cenę odstraszyć napastników, śmiejących się wniebogłosy z ichniejszej niedoli. Hédervári warczał wściekle, ślinę wypluwał, dosięgając jednego i raniąc mu bok, by za ciosem wyciągnąć miecz i zatopić go w krtani kolejnego. Przystanął raptownie, czując emanujący gorąc na plecach. Spuścił wzrok, dotykając zakrwawionego ostrza wystającego mu z podbrzusza.

— Bądź łaskaw, Panie — wyszeptał, plując krwią i patrząc w górę, padł na twarz.

— Chronić króla! — wrzasnął jego syn i umilkł zaraz od strzały ugrzęzłej mu w sercu.

Niewielu ostało się przed Andegawenem, który cały okryty zbroją z wyrytymi rodowymi herbami, odpierał ataki, opadając z każdym trafieniem z sił. Podcięto mu nogi i runął jak długi tuż pod wołoskim rycerzem.

— Giń, neapolitańska gnido!

Krzyki zwycięstwa wydarły z gardeł Wołochów. Jeden z nich stanął nad królem i nie zdejmując mu hełmu, plunął pod nogi, wbijając miecz pomiędzy piersi.

— Nie! 

Zerwała się z łoża, omamiona gorączką i chwyciła za pierś, próbując rozpaczliwie złapać oddech.

— Pani, spokojnie! — Klara podbiegła do niej i wskoczyła na łoże, obejmując rozpalone policzki. — Poślijcie po medyka! Królowa się ocknęła! — Odetchnęła, teraz próbując uspokoić spanikowaną Piastównę.

— To prawda? — spytała, ciężko zipiąc, a widząc, iż Pukar odwraca wzrok, szarpnęła jej nadgarstkami. — Gadaj! Prawda to?!

— Tak... — odparła, uchylając głowę. — Ponoć spostrzegając króla w tłumie, Wołosi zaraz na niego naparli... jak szakale. Wielu wzięto do niewoli, acz Basarab... wyraźnie pragnął jego śmierci. Nie chciał ryzykować, iż uda mu się zbiec...

Elżbieta załkała głośno, zalewając się łzami. Żal przepełnił zbolałe serce, nie wiedziała atoli, czy to z miłości do męża, a może jeno strachu o własne życie i niepewny teraz los synów.

— Co ja pocznę, co pocznę?! — Zacisnęła dłoń na bursztynie i wstała, wirując po komnacie. — Ludwik to pacholę niezdolne do rządzenia. Najcenniejsi i najbardziej mi przychylni możni wraz z królem wyruszyli. Kto mi ostał? — spytała retorycznie Klarę, która milczała. — A jeśli... — przełknęła — wyślą skrytobójców?! Zabiją moich synów, by dokończyć dzieła...

Królowa ♔ Piastówna na węgierskim tronie | Elżbieta Łokietkówna |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz