58 rozdział ♔ | Niewygodny bękart |

562 16 180
                                    

| Ujawniony sekret | Walka o gwardię 

| Ujawniony sekret | Walka o gwardię | 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Wyszehrad, Królestwo Węgier, marzec 1334 r.

| Kilka dni później |

Dawno nie przebywali jeno w swym towarzystwie. Kłusowali brzegiem Dunaju, chcąc nacieszyć się chwilą z dala od zamku i wścibskich spojrzeń. Karol dosiadał Siwca, a jadący przy jego boku Ludwik po raz kolejny kazał osiodłać sobie klacz matki, która zarzucała grzywą i ostrzegawczo rżała, jak to miała w zwyczaju, gdy Siwiec jeno podbiegł zbyt blisko. Po tak długim czasie spędzonym z Elżbietą w stajni Karol nie dziwił się uległości Orgony wobec syna. Widocznie nawykła do jego obecności na grzbiecie, zatem i sama krew matki w jego żyłach musiała dopomóc.

Po przemierzeniu kilku łąk zatrzymali się za południowymi murami miasta. Brzeg tutaj był kamienisty i wąski, acz równie urokliwy. Usiedli na pobliskim drzewie, ogarniając wzrokiem ciemne wody. Ludwik w ciszy łypał co jakiś czas na ojca, wreszcie wyciągając niepewnie zawiniątko spod pazuchy. Rozwinął materiał, a oczom Karola ukazał się drewniany pies podobny do tego podarowanego mu na uczcie.

— Ten będzie dla Stefcia — oznajmił.

Karol wnet dostrzegł zawód syna, którego nie potrafił jeszcze ukryć. Lico malca mimo woli przyozdobił uśmiech, acz wymuszony i o dziwo ten szczegół najbardziej ranił ojcowskie serce, wbijając się w nie niczym cierń. Sięgnął Andegawen po własną figurkę ukrytą za pasem, dostrzegając przez pacierz promienny uśmiech u Ludwika.

— Uważam, iż mój pies potrzebuje kompana — rzekł, spoglądając na syna i zamknął oba drewienka w dłoni. — Jednego będę zabierał z sobą, gdziekolwiek pojadę, drugi — nachylił się lekko, pstrykając następcę w nos, czego dawno nie robił — warować będzie w mej komnacie niczym twój Atlas.

— Nie oddasz go Stefanowi? — spytał z rozszerzonymi usteczkami i świecącymi od nadziei ślepiami Ludwik.

— Nie. Jeno my będziemy mieć te figurki. Zgoda?

Królewicz przytaknął entuzjastycznie głową. Zacisnął dłonie i z rozemocjonowania naprężył się cały na pieńku. Chybotał to w przód to w tył, próbując się nie roześmiać w głos. Karol obserwował go ukradkiem, po czym skinął przyzwalająco w jego stronę. Bezbłędnie odczytał sugestię i podskakując z miejsca, wtulił się weń mocno. Andegawen zmuszony został przyznać, że nie pamiętał już, kiedy ostatni raz przygarnął go tak mocno do serca. Elżbieta miała rację — pomyślał, całując ciemną czuprynkę.

Nie wiedział sam, kiedy tak bardzo oddalił się od następcy i doń zdystansował. Nie potrafił przywołać dnia ni sytuacji, która tak diametralnie zmieniła jego nastawienie do własnego syna, z którym miewał wszak szczere rozmowy, którego uczył strzelać z łuku, dobywać miecza i któremu dawał rady. Spostrzegł jak silnie władza i pozycja Ludwika wytworzyły w nim konieczność wystawiania go na próby i dystansowania w imię przyszłej roli. Następca nie mógł okazywać słabości, acz gdy sam zaczynał powracać pamięcią do własnego dzieciństwa, stwierdzał z bólem, iż chłód wychowawców i zbyt duża srogość do trwałych korzyści nie prowadziła. Zatem może był to czas na zmiany, choć i tak nie zamierzał synom zbytnio pobłażać.

Królowa ♔ Piastówna na węgierskim tronie | Elżbieta Łokietkówna |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz