64 rozdział ♔ | Pojednanie z biskupem i tragedia rodu |

342 17 109
                                    

| Strach królewicza | Pojednanie | Kara za zuchwalstwo |


Wyszehrad, Królestwo Węgier, grudzień 1334 r.

Półmrok zapadły po zachodzie słońca poczynał ukrywać pod swą czernią widoki rozpościerające się z cytadeli. Elżbieta, wracając z nieszporów zachodnim skrzydłem, przystanęła, by ostatni raz omieść wzrokiem krajobraz. Ulubiona rezydencja męża, do której z taką dumą przeniósł Świętą Koronę, symbol swego zwycięstwa, dla niej była cierniem. Wyszehrad ją odpychał, acz nie mogła się w jednym oszukiwać – widok ten rekompensował jej nieco przeżyte tutaj tragedie. Obserwowała zapalające się światła w domostwa Maros na przeciwległym brzegu, równinie, którą rycerze upodobali sobie do ćwiczeń. I latarnie portów odbiły się blaskiem w Dunaju. Po kilku pacierzach nie widziała już zarysu wzgórza dominującego nad miasteczkiem, jeno wszechogarniającą ciemność gdzieniegdzie rozrywaną płonącymi świecami.

Ruszyła dalej z dwuosobową eskortą. Długa szuba podbita futrem z popielic sięgała Elżbiecie kostek, a podczas ruchu zmiatała posadzkę. Głęboko odetchnęła, naciągając szaropielaty kaptur na głowę. Mimowolnie uśmiech wypłynął na królewskie lico na myśl, iż za dwie niedziele udać się miała wraz z synami i najbliższymi dworzanami do Óbudy, ażeby tam wspólnie spędzić święto narodzin Pana. Radowała się na samą myśl o Annie, która zgodziła się do niej dołączyć. I jej małżonek przebywał na wyprawie, zatem miały sposobność wesprzeć się w samotności. Tym bardziej, iż wojewodzina wyczekiwała drugiego dziecka, co ostatnimi czasy jej wyjawiła, a o czym miała donieść mężowi pismem w czasie Świąt. Niekiedy i jej myśli wędrowały do Karola, aczkolwiek nie chciała zadręczać nimi duszy zbyt długo. Nie pierwszy to raz i zapewne nie ostatni spędzali święta oddzielnie, nie byli przecie zwykłym małżeństwem.

Dobry humor Piastówny w mgnieniu oka zachwiany został pospiesznymi krokami. Pogłos ciżem stawał się coraz wyraźniejszy, a gdy jej oczom ukazała się wysoka sylwetka biskupa Egeru ukryta pod długim płaszczem, przystanęła, wzdychając. Miklós pochylił nisko głowę i nie zwlekając dłużej, przekazał pismo.

— Nie możesz choć raz, biskupie, dostarczyć mi pomyślnych wieści? — rzekła z delikatnym wyrzutem, dostrzegając zgryzotę w pociemniałych oczach Dörögdiego.

W pewnej mierze nauczyła się czytać z twarzy własnych urzędników i wielokroć bezbłędnie przeczuwała charakter niesionych wieści. Te nie były dobre, a jeżeli przekazywane po zmroku i to z rąk Miklósa, dotyczyć mogły wyłącznie jednej osoby.

— Ubolewam, iż kojarzę ci się jeno z nieszczęściem, królowo — odrzekł apatycznie, a gdy Elżbieta sięgnęła po zapieczętowany pergamin, kontynuował: — Listy nadesłali król i palatyn. — Zawiesił głos, chcąc bodaj odwlec złe nowiny. — Najjaśniejszy pan,  został ciężko ranny podczas odwrotu w Belgradzie.

— Jak do tego doszło?! — wzburzyła się, podchodząc bliżej. Oczy jej zaszły mgłą, a ręce zadrżały. — Rana zagraża jego życiu?

— Nie, pani, zapewne wszystko wyjaśnił ci w liście.

— Co się stało?

— Został ugodzony strzałą. Więcej nie wiem.

W moment Elżbiecie serce stanęło. Oddech spowolnił, a przed oczami pojawił się ptak przywdziewający postać strzały, która ugodziła ją w ramię. Jej sen się spełnił.

Królowa ♔ Piastówna na węgierskim tronie | Elżbieta Łokietkówna |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz