Rozdział 1

1.1K 107 52
                                    

Zasada numer jeden

Nigdy nie ratuj umierających



Każdy boi się czegoś w swoim życiu. Nawet jeśli ktoś nie potrafi nazwać konkretnie danej rzeczy, która go przeraża, ta na pewno  istnieje. Może jej po prostu jeszcze nie poznał.

Jeongguk jednak uważał, że nie ma rzeczy, której by się bał. Zawsze każdy uważał go za wariata, przynajmniej tak było kiedyś. Nielegalne robienie tatuażów na uniwersytecie w trakcie przerw między zajęciami, skakanie z dużych wysokości do wody z mostu nad rzeką, włóczenie się po nocach po najniebezpieczniejszych miejscach w mieście. Można byłoby powiedzieć, że teraz wydoroślał, choć w rzeczywistości nadal pakował się w kłopoty. Musiał przyznać, spadnięcie na niego dużej ilości obowiązków nieco otworzyło mu oczy. Zrozumiał wtedy, że "zabawa się skończyła" i nie zawsze będzie mógł pokierować swoim życiem tak, jakby chciał.

Swoje życie mógł porównać do jazdy na koniu. Mógł chcieć gdzieś dotrzeć, mając cały ekwipunek i potrzebne rzeczy ze sobą, ale nie potrafił w pełni kontrolować konia. Przynajmniej nie kiedy w jego obrębie pojawiało się zagrożenie czy jakaś przeszkoda. Wtedy wybuchał istny chaos, a on albo trzymałby się zwierzęcia nie wiedząc, gdzie ten biegnie, albo sam wylądowałby na twardym gruncie, wijąc się z bólu i próbując złapać oddech. Później wstałby z ziemi, próbowałby znaleźć owego konia i spróbować wspiąć się na niego jeszcze raz...a czy ekwipunek miał ze sobą? Zależy.

Tak samo jak w życiu. Mógł mieć wszystko, być niemal pewien, że jest gotowy nawet na nieuniknione, ale los zawsze przewidział coś, co go kompletnie miażdżyło, serwując mu coś, na co w rzeczywistości nie był gotowy. Mógł jedynie decydować się na to, aby dalej kontynuować tą ścieżkę mimo owego upadku, albo dać sobie spokój.

Jeden z takich upadków miał zaliczyć i dzisiaj. Jedna zgoda, jedna decyzja, która w tamtym momencie nie miała wielkiego znaczenia, zmieniła całe jego życie, wywracając je do góry nogami. Ale do tego jeszcze przejdziemy.

- JEON JEONGGUK!

Chłopak zmarszczył swoje czoło, przełykając ślinę. Pozwolił jeszcze, aby gorąca woda spływała po jego rękawicach kuchennych, zanim ją wyłączył, stanowczym ruchem ręki. Nie zamierzał jednak zdejmować gumowych rękawiczek do mycia naczyń, bo wiedział, że w jakiekolwiek sprawie wzywał go manager, zaraz i tak będzie musiał wrócić do roboty, a nie wyrabianie normy było dla Hwang Donghyuka jak odmówienie porannej modlitwy dla zażartego chrześcijanina. Jeongguk musiał zmieścić się w czasie ze wszystkimi swoimi zadaniami, bo inaczej liczby na jego wypłacie w drastycznym tempie się zmieniały, a Guk nie mógł sobie na to pozwolić.

Niechętnie podreptał między niskimi kobietami w kuchni aż do wejścia na salę, gdzie dyskretnie wychylił głowę. Zbliżał się już koniec jego zmiany, ale spodziewał się, że rzeczywista godzina zakończenia jego pracy będzie inna.

Przy blacie stał niski, gburowaty mężczyzna z okularami. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie, zupełnie jakby zjadł słone śledzie czy wypił duszkiem szklankę soku z cytryny, a pogorszyła się tylko, jak zobaczył młodzieńca w progu przejścia.

- Tak, panie Hwang? - odezwał się chłodno Guk.

- Powiesz mi co to jest?

Chłopak rzucił okiem w kierunku małego świstka papieru. Hwang nawet nie podał mu karteczki, przez co ten wytężył swój wzrok, mrużąc delikatnie oczy. Nie miał na sobie swoich okularów, bo zwyczajnie do mycia naczyń nie były mu potrzebne. Dopiero po tym geście manager rzucił w niego papierkiem, który Jeon złapał w porę.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz