Zasada numer czterdzieści cztery
Brak zasad
Jeongguk zawsze ekscytował się na nadejście jesieni. Nie wiedział dlaczego, ale nie widział w tej porze roku błota, gnijącej roślinności, a coś znacznie piękniejszego. Lubił to, jakie kolory miały liście, uwielbiał patrzeć na wczesne wchody słońca, spacerować w mżawce i czuć dreszcz z zimna, który łatwo okiełznałby kubek ciepłej herbaty.
Szczególnie lubił ten czas z uwagi na plecione przez niego szaliki, które zawsze dawał swojemu dziadku. On jako jedyny doceniał takie drobiazgi, nie wyrzucając ani jednego. Może dlatego, kiedy Jeon pakując się do mieszkania Taehyunga wybuchnął nieopanowanym szlochem, dostrzegając zawartość szafy staruszka - nie było w niej prawie ubrań, bo Jisuk nie uważał, żeby potrzebował ich wiele. Było za to tam pełno wełnianych arcydzieł młodszego, które nieżyjący już dziadek przechowywał od kilkunastu lat. Zachował każdy pojedynczy egzemplarz, składając je elegancko na dnie szafy tak, że piętrzyły się w górę, sięgając poręczy na wieszane przez niego kurtki i marynarki.
Jego oczy wypełniły się łzami na samą myśl o tym. Oddał je wszystkie potrzebującym w schroniskach na nadchodzącą zimę, próbując zrobić pierwszy szal na drutach od czasu śmierci jego dziadka dwa tygodnie temu, ale nie potrafił. Jego palce zesztywniały, a metalowe druty spadły na posadzkę.
Jaki był sens robienia ich, skoro nikt ich nie ubierze?
Jeongguk zassał swój oddech, próbując powstrzymać się przed szlochem. Niby przygotowywał się od paru lat na odejście swojego jedynego, żyjącego członka rodziny, ale nie sądził, że to będzie takie trudne. Wyobrażał sobie ten scenariusz miliony razy, próbując jak najbardziej przygotować się na ten moment, ale prawda była taka, że nigdy nie jest się gotowym. Nigdy nie zdajesz sobie sprawy z tego jak ciężko jest kogoś stracić, dopóki tego nie doświadczysz.
Nie jesteś w stanie powiedzieć jak ciepły jest wrzątek, dopóki go nie dotkniesz.
Nie jesteś w stanie powiedzieć jak twarda jest skała, dopóki jej nie uściśniesz.
Jeongguk kątem oka zauważył ruch, więc spojrzał w tamtym kierunku, dostrzegając opierającego się o framugę drzwi Taehyunga. Młodszy nie był w stanie nic wyczytać z ekspresji jego twarzy, co nieco go zestresowało. Zawsze wydawało mu się, że potrafi rozgryźć V, ale nie wiedział czy od czasu śmierci jego dziadka zobojętniał czy może to Kim się zmienił.
- Guk - powiedział, przerywając ciszę.
- Tak?
Taehyung wypuścił powietrze przez nos, patrząc na zaledwie cień poznanego parę miesięcy temu mężczyzny.
- Jak się czujesz?
Jeongguk odwrócił od niego wzrok, patrząc na granatową włóczkę.
- Boli.
Taehyung skinął głową, podchodząc bliżej do niego. Kiedy ten znajdował się tuż przy jego stopach, V przyklęknął, odgarniając ciemne kosmyki z głowy młodszego. Jak tylko ich oczy spotkały się, Kim uniósł delikatnie kącik ust, głaszcząc gładką cerę lekarza.
- Będzie bolało mniej?- spytał.
- Będzie bolało mniej - zapewnił go V.
- Skąd możesz być pewien?
- Bo zawsze przy tobie będę - mruknął.- Może nie zastąpię ci dziury w sercu, jaką spowodowała śmierć twojego dziadka, ale zrobię wszystko, by twoje cierpienie było choć trochę mniej bolesne.
CZYTASZ
Killing Spree | Taekook
ФанфикW roku 2056 liczba ludności na świecie przekroczyła dziesięć miliardów ludzi. Rządy na całym świecie starają się przywrócić poprzedni stan rzeczy, ale jednego nie mogą zmienić - ciągle rosnącej liczby osób i coraz to malejącej ilości miejsc mieszka...