Zasada numer siedemdziesiąt sześć
Miłość nigdy się nie kończy, jest wieczna i zmienia swoje ofiary
To był koniec.
Przynajmniej tak wydawało się w większości, choć wiele spraw było niewyjaśnionych.
Pustka, która panowała w grudniu, powoli zaczęła się zapełniać. Okazało się, że poczęcie prac poza mafią dużo pomogło mieszkańcom. Czy to dobrze, że byli przepracowani? Absolutnie nie i Taehyung pilnował tego, aby nie dochodziło do takich sytuacji. Wiele osób jednak znajdowało nowe pasje, spotykało nowych ludzi i odkrywało strony swojej osobowości, o której nie wiedzieli.
Był marzec, kiedy Jeongguk dostał telefon od nieznanego numeru. W pierwszej chwili chciał go odrzucić, nie lubiąc rozmów z obcymi ludźmi, tym bardziej jeśli były to osoby, próbujące mu coś zareklamować. Coś jednak drgnęło w nim, by odebrać, co nie było w jego naturze.
Kiedy coś wielkiego nadchodzi, człowiek to po prostu wie.
Kiedy coś jest nie tak z twoim ciałem, po prostu to czujesz.
Tak było też w tym przypadku.
Usiadł roztrzęsiony na kanapie w salonie, patrząc przez okno na podwórko. Na zewnątrz zaczynały kwitnąć kwiaty, choć nie wszystkie. Pogoda z roku na rok wariowała coraz bardziej i szczerze to Jeongguka przerażało, ale nie mieli już na to wpływu. Ludzie, a przede wszystkim wielkie firmy zmieniły klimat do nieodwracalnej formy, z którą musieli żyć.
Dlaczego Guk akurat myślał o kwiatach?
Pamiętał, że w podobny sposób siedział na zewnątrz przed szpitalem, patrząc z obolałymi od płaczu łzami na rosnące żonkile. Miał wrażenie, jakby to było wczoraj. Jego ciało było odrętwiałe, w głowie panował szum. Nie potrafił wtedy jeszcze pojąć konsekwencji tego, co się stało - tego, że odebrano mu zawód. Pamiętał jak wtedy wściekły, patrząc na żółte kwiatki wydawało mu się, że roślinki się z niego śmieją, współczują żartobliwie z jego żałosnego życia. Ten w przypływie gniewu zaczął je gnieść, kopać i rozcierać grubą podeszwą swoich butów o trawę, dopóki nic nie zostało.
- Gukkie hyung?
mężczyzna podskoczył na dźwięk dziecięcego głosu. Chunjun nadal tu przychodził, głównie z tęsknoty za młodszym, ale był tutaj też jako kompan Jina. Dzięki temu, że spędzali tak dużo czasu razem, mógł badać hybrydę i kontynuować misję Sohyuny.
- Wszystko okej? - zapytał po chwili
- Tak...-powiedział, powoli uśmiechając się.- Tak, jest dobrze.
O dziwo uśmiech był szczery.
. . .
- A więc tak to teraz wygląda...
Taehyung miał ochotę wywrócić oczami. Jeśli sądził, że Trelos był dramaturgiem to Tafos go zdecydowanie przewyższał. Szef mafii siedział jak obruszone dziecko na swoim małym tronie, a jego policzki były zalane łzami.
- Nie będę pod żadną kuratelą!
Głos byłego policjanta rozszedł się po całej sali konferencyjnej. Kim był tu pierwszy raz, choć w budynku zastał, kiedy miał miejsce bankiet. Musiał przyznać, że kiedy nie było tu zabaw, pałac był chłodny, surowy i nie wyglądał jakby w ogóle tętniło tu życie.
- Nie będziesz - burknął zmęczony już tym wszystkim V.- Jesteś pod nadzorem. Oficjalnie podpisaliśmy rozejm z klanami, zawarliśmy pakt. Nie zamierzasz do niego dołączyć, jesteś narażony na atak całego sojuszu - włożył swoje ręce do kieszeni.- Podniesiesz rękę na chociażby najmniejszy klan, a wszyscy obrócimy się przeciwko tobie.
CZYTASZ
Killing Spree | Taekook
FanfictionW roku 2056 liczba ludności na świecie przekroczyła dziesięć miliardów ludzi. Rządy na całym świecie starają się przywrócić poprzedni stan rzeczy, ale jednego nie mogą zmienić - ciągle rosnącej liczby osób i coraz to malejącej ilości miejsc mieszka...