Zasada numer pięćdziesiąt cztery
Zawsze bądź jeden krok przed swoim rywalem
Taehyung z utęsknieniem patrzył na zachód, wypuszczając dym spomiędzy swoich warg. Przymrużył krótko oczy, czekając aż słońce powoli zniknie za horyzontem, a on będzie mógł odhaczyć kolejną lokalizację. Brzmiało to źle, musiał przyznać. Zupełnie jakby robił listę zakupów i odhaczał po kolei każdy kolejny wrzucony do koszyka produkt. Nie musiałby tego robić, gdyby owe zakupy zrobił parę lat temu.
Potarł swój zasiniony policzek od dzisiejszego uderzenia, zanim zaciągnął się po raz kolejny. Dzisiaj odwiedził kolejne rodziny osób, które skrzywdził. Wydawałoby się, że po tylu dniach mógłby już przywyknąć, ale wyraz ich twarzy wzbudzał w nim zupełnie inne uczucia, niż te, które zaznał przez lata będąc mafiozą. Nigdy wcześniej nie myślał o rodzinie bliskich, kiedy zastrzeliwał kogoś. Wyjątkiem był ten jeden raz, gdy zabił ludzi, nie będąc w stanie spojrzeć w ich oczy przez duże, materiałowe wory na ich głowach.
Może dlatego go teraz to tak uderzało? Nie widział ich twarzy, ale pewne elementy tamte osoby dzieliły ze zmarłymi. Kim nigdy nie byłby w stanie spostrzec faktycznej mimiki i rysów twarzy zamordowanych przez siebie osób, ale widział twarze ich córek, matek, synów i ojców, zastanawiając się, czy mieli te same pełne wargi, lśniące, kocie oczy czy może czubek nosa zakrzywiał się podobny sposób. Teraz mógł jedynie tylko podać im rękę z pieniędzmi, spełnić ich marzenia i sprawić, by nie martwili się na przyszłość...kiedy to on zniszczył im przeszłość.
Taehyung wyrzucił papieros na pobocze, depcząc go swoim butem, zanim odwrócił się, by wsiąść do swojego jaguara ze zmienionymi tablicami rejestracyjnymi. Zanim to zrobił, spojrzał za siebie, aby zorientować się, że słońce już całkowicie zniknęło za jakimś budynkiem. Widział porozstawiane żurawie, rusztowania i wracających z budowy pracowników.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zjechał na pobocze drogi, która prowadziła do szpitala. Miał ochotę prychnąć. Od śmierci Jeona Jisuka minęło już trochę czasu, a oni dopiero teraz brali się za remont? Paranoja.
Spuścił głowę w dół, czując ciężar na sercu. Może czuł się lekko winien tego, że staruszek zmarł. Gdyby tylko zapewnił mu lepszą ochronę, może by do tego nie doszło. Pewnie, z czasem by może odszedł z tego świata, ale nie tak szybko. Nie w takich okolicznościach.
Odruchowo w jego głowie pojawił się obraz młodego mężczyzny, który nawiedzał go po nocach. W końcu po to to wszystko robił. By mógł być wolny i być w stanie rozpocząć nowe życie z Gukiem. Nie sądził, że było z nim tak źle dopóki jedyna osoba, które zawsze go rozumiała, tym razem stanęła przeciwko niemu. Był nią Jeongguk.
Kim zamyślił się na chwilę, tępo wbijając swoje oczy w wysoki budynek, przechylając głowę na bok. Swoje ramiona założył na piersi czując, że samemu Jeonggukowi powinien się odpłacić. Zapewniał komfort każdej osobie, którą skrzywdził, prócz niego. Może jednak dobrze, że zrobili sobie przerwę.
Taehyung wiedział, że Jeon ma do niego telefon, ale mimo tego wszystkiego, nie zadzwonił ani razu. Od paru dni czuł uciążliwy skurcz w żołądku, zastanawiając się, czy ma jeszcze do czego wracać. Cała sława i uznanie innych nie miała dla niego znaczenia. Pieniądze? Bezwartościowe papiery i numerki. Samochody? Metal na kółkach, który może stanąć w płomieniach w kilka sekund.
Miłość?
Kim odetchnął, odwracając się na pięcie, by otworzyć klamkę swojego auta. Zanim jednak wsiadł, spojrzał na świecące, neonowe blaski pochodzące od wschodniej części miasta. Tam, gdzie mieszkają najbogatsi z nich. Wiedział, że nawet jeśli będzie chciał kontynuować swoją misję jako odkupiciela za grzechy, nie mógł zapomnieć o tym, że jest szefem mafii...a to co usłyszał w centrum ani trochę go nie uspokoiło. Za długo siedział zanurzony w własnych uczuciach, będąc ślepym na to, co dzieje się wokół niego.
Tafos, skorumpowany, nowy szef mafii, który ujawnił się dopiero po śmierci Trelosa. Ba, miał czelność nazywać się Trelosem II. Z tego co wiedział Kim, klan Choia podzielił się na trzy części. Jedna z nich dołączyła do niego, druga szalała jak bezpańskie psy, a trzeci dołączyli do Tafosa.
"Ścisła ochrona. Jeśli coś mu się stanie, zabiję osobiście. Zamorduję trzy pokolenia starsze i będę ścigał trzy następujące po nim. Jeonggukwi ma nie spaść włos z głowy".
Namjoon był trochę zły o to, że Jeon nie zdradził mu szczegółów śmierci Trelosa, ale Taehyung ufał Jeonggukowi. Zwłaszcza kiedy usłyszał od Nama całą historię. Mimo że nie do końca wierzył w to, żeby po ziemi chodziły nieśmiertelne stworzenia, dostał jedną, ważną informację.
Policja działała z mafiosami. Niby było to spodziewane, ale kto przypuszczałby, że jeden z nich zostanie szefem kolejnej mafii? Tak, on sam miał pewne wpływy w rządzie, gdyby tylko zachciał, mógłby sam zostać prezydentem, ale nie podobało mu się to, jak gang Tafosa był wręcz przeżarty politykami, ministrami i sławnymi osobowościami. Zajmowali się handlem ludzi, głównie do celów prostytucji. Nic dziwnego, że w centrum powstało kilka podziemnych klubów dla samych VIPów Korei, którzy mogli bez problemu korzystać z każdych, nawet najbardziej nieludzkich usług.
I pomyśleć, że on sam został tam zaproszony...
Nagle jego telefon zadzwonił i pełen nadziei Kim, odebrał, mając nadzieję, że może to być jego ukochany...niestety.
- V, miałeś rację. Dostaliśmy oficjalne zaproszenie.
- Skurczybyk - mruknął, wzdychając.- Nie mija tydzień od śmierci Choia, a ten już rozsyła zaproszenia do mafiozów o współpracę?
- To nie jest najgorsze - mruknął Hoseok.
- Może być coś gorszego?
- Prześlę ci do twojego komputera. Wracasz dzisiaj?
- Jeśli jest tak jak mówisz, muszę wrócić jeszcze dziś. Cóż, mamy priorytety - dodał szeptem.
Poczuł się chwilę później źle, przesuwając rodziny ofiar na drugie miejsce, ale musiał to zrobić. Oni w tej chwili nie trzymali wiadra z lawą nad jego głową, ani nie celowali w niego z łuku. Robiła to za to groźba Thanatosa, który w każdej chwili mógł zechcieć związać się z Tafosem. A na do tego Taehyung dopuścić nie mógł.
Taehyung rozłączył się, wsiadając do swojego samochodu. Zaledwie chwilę później na komputerze jego samochodu pojawił się krótki komunikat.
Szanowny Lordzie Thirio,
nasz Pan dobroczyńca, Trelos II Tafos z przyjemnością zaprasza Ciebie wraz z najbliższym kręgiem na uroczysty spektakl musicalowy z kolacją, w celu zapoznania się. Gorąco oczekujemy twojego przyjazdu wraz z Twoją Kalokagatią, narzeczonym Jeon Jeonggukiem. Eskorta na przedsięwzięcie odbędzie się przy planu Niebieskiego Księżyca o godzinie siódmej wieczorem.
Z poszanowaniem i uznaniami
Dobrobiorcy Tafosseirowie
Oddech zamarł w jego piersi.
- Kalokagatia - wymamrotał z rozszerzonymi oczami.
Nigdy nie chciał wprowadzać młodszego do tej strony biznesu. Jasne, poszedł raz na kolację z Trelosem, ale to głównie dlatego, że Choi był wrednym i ciekawskim dupkiem. Nikt poza tym nigdy nie naciskał, by widzieć młodszego. Czemu to nagle się zmieniło? Czemu nadano mu przydomek...?
- Kurwa mać - mruknął drżącym głosem.
Coś czuł, że nie skończy się to dobrze.
Wiedział, że trzymając z dala od siebie Jeongguka, ranił go, mimo że jedyne czego chciał to go chronić. Przed sobą, przed jego światem.
Kochanie go było jednym z najlepszych błędów, jakie do tej pory popełnił.
Bo nie zdawał sobie sprawy z tego, do czego będzie zmuszony.
CZYTASZ
Killing Spree | Taekook
أدب الهواةW roku 2056 liczba ludności na świecie przekroczyła dziesięć miliardów ludzi. Rządy na całym świecie starają się przywrócić poprzedni stan rzeczy, ale jednego nie mogą zmienić - ciągle rosnącej liczby osób i coraz to malejącej ilości miejsc mieszka...