Rozdział 34

671 88 21
                                    

Zasada numer trzydzieści cztery

Nie poddawaj się, jeśli czujesz, że coś jest właściwe


Jeongguk był nieco zmieszany, kiedy obudził się dziś rano. Właściwie to po południu. Kima nie było już u niego w mieszkaniu, a obudził go za to dziadek, który z uśmiechem stał w progu, śmiejąc się z niego i jego wyglądu. Tak, może młodszy nie wyglądał za bardzo atrakcyjnie z szopą na głowie i spuchniętą buzią, ale nie był jedynym takim człowiekiem na planecie. Nie gniewał się nawet za komentarze staruszka, bo widok jego, chodzącego normalnie, co prawda przy pomocy laski, nieco go podbudował na duchu. Czuł się znacznie lepiej, zwłaszcza po podanej wczoraj mu przez młodszego kroplówce z witaminami, elektrolitami i suplementami. Zaproponował nawet pójście do sklepu, choć mniejszy go pohamował. Oboje zamówili obiad pierwszy raz od paru lat i spędzili dość spokojny, przyjemny dzień, jednak młodszy co jakiś czas patrzył na telefon, oczekując telefonu od Taehyunga. Nieco martwiła go ta cisza, zwłaszcza że pisali do siebie wiadomości niemal codziennie.

Czy coś się stało?

Odpowiedź na te pytania przyszła znacznie szybciej niż by się Jeongguk tego spodziewał. Zaledwie godzinę po obiedzie w jego drzwiach pojawił się Hoseok, który kazał mu się przebrać i przygotować do wyjazdu. Młodszy nic nie powiedział, patrząc na staruszka, który akurat nakłaniał Junga do partii szachów. Nie chciał przy nim pytać o przyczynę jego nagłego powrotu do pracy, ale skoro go wzywano, nie musiało być kolorowo.

Oboje nie odzywali się nawet, kiedy byli w aucie, bo Hoseok ciągle zbywał go mówiąc, że powie mu wszystko na miejscu. Gdy wreszcie byli już na miejscu przed kliniką, Jeon niemal stanął naprzeciw chłopaka, wymuszając na nim odpowiedzi na nurtujące go pytania. Był zszokowany, jak tylko Jung zaczął mu opowiadać o zdrajcy, którego ujęto dzień wcześniej. Guk nie miał nawet okazji poznać szpiega, ale nie było to dla niego mniej szokująca wiadomość.

- Tae zabił Franka.

- Kogo?- zapytał zdumiony.

Nie miał zbyt wielu znajomych, tym bardziej tu, w mafii. Znał głównie całą szóstkę plus Sophie i paru innych, ale mógł ich wymienić na palcach u jednej ręki.

- Członka klanu. Cóż, zdrajcę, tego kto wysłał nas na śmierć - odparł, pokazując gestem ręki, aby zaczęli iść do środka, co Jeon uczynił.

- Nie był dobrym człowiekiem, więc mnie to nie interesuje - wzruszył ramionami, na co Hoseok uniósł swoje brwi.- Jeśli ktoś rani was, macie prawo odpowiedzieć.

- Wow, twoje podejście się zmieniło.

- W przypadku mafii, tak - zauważył.- W przypadku normalnego życia, nie. Wiesz ile razy chciałem skopać dupę tym, którzy nie traktowali mnie jak człowieka? 

- Wyobrażam sobie - przyznał.

- Gdzie jest V?- zapytał, mając nadzieję, że Jung nie uzna tego za dziwne. Na jego szczęście Jung jedynie westchnął.

- Prosił nas o spotkanie. Aktualnie rozmawia z Kuthulu. 

Włosy na głowie młodszego się zjeżyły. Wiedział, że Kuthulu zajmowało się głównie ciemniejszą stroną biznesu Kima niż Medusa czy Admin. Z tego co pamiętał to jednym z zadań była obrona klanu i likwidacja groźnych elementów, czyli wrogów i szpiegów.

- Coś się dzieje?- spytał cicho, jak tylko weszli do kliniki. Kobieta za recepcją rozpoznała ich, uśmiechając się, po czym ruchem głowy pokierowała ich na lewy korytarz, który prowadził do gabinetu Taehyunga.

- Jeszcze się dowiesz, ale będziemy mieli niedługo gościa - powiedział, jak tylko dotarli do przedsionka, w którym były dźwiękoszczelne ściany.- Zajmuje się przemytem ludzi z Korei Północnej do Chin i Korei Południowej. Od kiedy terror Thanatosa się zwiększył, aby przejąć kontrolę nad innymi gangami i przejąć jak największą władzę nad Koreą, ma problemy z przemytem. Ostatnio nasz klan musiał interweniować i zastrzeliliśmy paru ludzi z niezależnego gangu, którzy chcieli zgarnąć kobiety do seksbiznesu. Ale Bibi na to nie pozwoliła.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz