Rozdział 28

850 101 36
                                    

Zasada numer dwadzieścia osiem

Zdradzaj uwagę na szczegóły


Guk ostrożnie przekładał jedno oczko przez długie, rzucając okiem na  kłębek wełny przed nim. Jego serce biło boleśnie w piersi, słysząc w pomieszczeniu tylko i wyłącznie dźwięk drewnianych pałeczek.

Chłopak spojrzał przez barierki balkonu na otoczenie. Wiele ludzi o tej porze w piątek chodziło jeszcze po ulicach, mimo że było już po północy. Słyszał śmiechy chłopców i chichoty młodych nastolatek, jakieś krzyki i szczekanie psa. Na moment zamknął oczy, czując jak łzy napływają mu do oczu.

Chciałby mieć takie życie, ale w tamtej chwili uświadomił sobie, że nie będzie go miał. To nie była nawet kwestia tego, że każdy człowiek jest inny i nawet jeśli robimy coś w stu procentach według reguł kogoś innego, nie warunkuje to nam takiego samego rezultatu. To była kwestia jego przeszłych traum i teraźniejszego życia. Mimo e jego dziadek nocował dzisiaj u kolegi, z którym kochał grać w karty, jeszcze żył, to młodszy poczuł nagłą pustkę w sobie, kiedy uświadomił sobie, że dni jego dziadka zbliżają się ku końcowi. Patrząc w jego oczy mógł już dostrzec białą otoczkę wokół tęczówek, bladą skórę i widoczne zmęczenie na jego twarzy. Ściskało go to w sercu, bo wiedział, że niedługo zostanie sam.  Miał tylko nadzieję, że jego dziadek dożyje jego urodzin. To było jego marzenie.

Po paru minutach, podczas których chłodny wiatr przyjemnie pieścił jego skórę i rozwiewał włosy, chłopak otworzył oczy i wypuścił z siebie długo wstrzymywane nieświadomie powietrze. Nie powinien teraz o tym myśleć, ale nie mógł nic poradzić na gorzką myśl, że jedynymi osobami, które jeszcze interesował, byli członkowie klanu...

którzy myśleli, że ich zdradził.

Zdenerwowany chłopak wstał z puchatej zośki, zbierając z podłogi bladoniebieską włóczkę. Spokojnym krokiem wszedł za próg balkonu, rzucając pałeczki, wełnę i telefon na kanapę, zanim zamknął drzwi na zewnątrz, opierając się o nie. 

Naprawdę był tak niegodny zaufania? Starał się robić wszystko, aby wręcz się każdemu przypodobać. Tak, miał charakterek, ale chyba nie powinien to być aż tak duży problem, zwłaszcza, że nadrabiał wieloma innymi zaletami. Był pracowity, odważny i odpowiedzialny. I na pewno by nikogo nie zdradził.

Chłopak prychnął, kierując się w kuchni, w której gotował się jeszcze jego obiad. Młodszy nie wiedział co powinien zrobić, więc wrzucić resztki mięsa z poprzedniego obiadu, zmieszał je z makaronem i warzywami, oczekując jakiegoś dobrego rezultatu, choć nie miał dziś ochoty na jedzenie. Nie wiedział czy to przez sytuację, w której się znajdował, ale odechciewało mu się ostatnio jeść. 

Jeongguk wyłączył elektryczną gazówkę, czując przyjemny zapach curry i papryki, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Były to dość głośne i mocne uderzenia, więc od razu założył, że to jego dziadek. Staruszek mógł wydawać się słabiutki, ale och, dawał o sobie znać i to w bardzo spektakularny sposób. 

Jakieś było wielkie zdziwienie Jeona, kiedy po otwarciu drzwi nie zastał w nich swojego dziadka, a...

- Hej...masz może chwilkę?

Jeongguk omal nie krzyknął z przerażenia, widząc przed sobą Taehyunga. Nie chodziło o niespodziewaną wizytę, bo o to co najmniej młodszy by się pogniewał. Strasznie nie lubił, kiedy ktoś przychodził niezapowiedziany. Nie miał nic gotowego - ani nie było posprzątane, nie było nic do podania, a jedzenie było zrobione tylko dla jednej osoby. 

Problemem był fakt, że śnieżnobiałą koszulkę Kima zdobyły czerwone plamy krwi. Sam Kim miał na policzku otarcie, pękniętą wargę i dyszał, zupełnie jakby biegł to na górę.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz