Zasada numer dwa
Ludzie honoru oddają długi
Pierwszą rzeczą, jaką zauważył była żarówka zwisająca z sufitu. Zmarszczył nieco brwi, obserwując jak delikatnie buja się na boki, zastanawiając się, czy zaraz na niego nie spadnie. Kable nie wydawały być się stabilne, ale co on mógł wiedzieć o elektronice? Może to po prostu tak wygląda. Zazwyczaj widział tylko żyrandole i kinkiety w pełnej oprawie.
Mężczyzna jęknął, biorąc głęboki wdech, marszcząc delikatnie nos przez nieprzyjemny zapach wokół niego. Zmarszczył brwi, czując unoszącą się metaliczną woń krwi, wymieszaną z dziwnym, duszącym zapachem, delikatną nutą drzewa sandałowego i mandarynki.
Podniósł się ostrożnie na swoich ramionach, rozglądając się po małym pokoiku, próbując wytężyć swój wzrok. Obraz przed nim nadal był delikatnie rozmazany, jego głowa się kręciła, mimo że starał się ją ustabilizować. Zamknął swoje oczy, odliczając do dziesięciu, zanim usiadł na łóżku, sycząc z bólu w okolicach jego brzucha.
- Nie możesz wyjść.
Głowa mężczyzny wystrzeliła do przodu, nawiązując kontakt wzrokowy z osobą, która siedział zaledwie metr od niego. Przez zamazany obraz, jak i wiele przedmiotów w pokoju nie dostrzegł nawet siedzącego przy malutkim biurku mężczyzny o czarnych włosach. Nie miał za cholerę pojęcia jak się tu dostał, kim był osobnik o falowanych, długich do ramion włosach. Widział go pierwszy raz na oczy, ale nie zamierzał pokazywać po sobie swojego zaskoczenia.
- Bo?- warknął, skanując ostrożnie wnętrze. Dopiero teraz, po chwili wytężenia swojego wzroku mógł dostrzec, że owy mężczyzna miał na sobie biały, kuchenny fartuch ubrudzony krwią i jednorazowe rękawiczki.
Czy on coś mi zrobił?
Jego dłoń automatycznie powędrowała w kierunku swojego boku, gdzie wyczuwał ból, ale ku jego zaskoczeniu, poczuł delikatnie chropowaty materiał bandażu pod swoimi palcami.
To nie miało sensu. Dlaczego go uratował? Może chciał wyciągnąć od niego jakieś informacje?
- Mój dziadek jest za drzwiami - odparł chłopak w czarnych oprawkach i fartuszku.- Jak cię zobaczy, dostanie zawału.
- Chuj mnie to obchodzi?- syknął ranny.
- A taki chuj, że uratowałem ci życie.
- Nie prosiłem o to.
- Ale to zrobiłem, dlatego kurwa trochę wdzięczności - warknął.
Smukły chłopak uniósł swoje brwi, będąc nieco zaskoczonym agresywnością chłopaka. Coraz mniej podejrzewał, że był to członek konkurencyjnej grupy. Nikt raczej by się tak do niego nie odzywał, gdyby wiedział kim jest. Chyba, że ten ewenement był idiotą.
- Kto cię tak poharatał?- zapytał większy od niego chłopak, wstając z krzesła. Kątem oka ranny dostrzegł blat biurka, na którym były różne narzędzia rozłożone na białym ręczniku. Wszystko poplamione we krwi.
Jego krwi.
Prawdopodobnie...
- Nie twoja sprawa - burknął, powracając swoimi oczyma na niego.
- Trochę moja - prychnął.
- Od kiedy?
- Od kiedy jesteś mi winien przysługę.
- Hah! Dobre - parsknął. Albo ten chłopak miał poczucie humoru, albo faktycznie nie wiedział kim jest siedzący naprzeciwko niego mężczyzna.
- Co ci szkodzi?
CZYTASZ
Killing Spree | Taekook
أدب الهواةW roku 2056 liczba ludności na świecie przekroczyła dziesięć miliardów ludzi. Rządy na całym świecie starają się przywrócić poprzedni stan rzeczy, ale jednego nie mogą zmienić - ciągle rosnącej liczby osób i coraz to malejącej ilości miejsc mieszka...