Rozdział 66

334 46 4
                                    

Zasada numer sześćdziesiąt sześć

Nie wychodź do niedźwiedzia w nocy, w lesie


Jeongguk bardzo wyczekiwał dzisiejszego dnia. Wszystkie ozdoby, które zakupił dziwniejszego dnia były tylko namiastką tego, czego pragnął, ale miał szczerze nadzieję, że resztę kupi z Taehyungiem. Święta zbliżały się dużymi krokami i może zostało do nich jeszcze trochę czasu, ale Guk nigdy nie obchodził tego szczególnego wydarzenia hucznie, o ile w ogóle. Zazwyczaj pilnował magazynów i może czasami zaglądał ludziom do mieszkalnych okien, by zrozumieć, co takiego robią. Jakkolwiek źle by to nie brzmiało, chłopak po prostu chciał się dowiedzieć co tracił. Na widok kolorowych świateł i dźwięk śmiechu, zapachu dobrych potraw, czuł się zwyczajnie smutny, więc teraz, gdy wreszcie miał szansę spełnić swoje marzenia, chciał zrobić to właściwie.

Młodszy oparł się o kuchenkę, patrząc na Jimina, który mówił coś akurat do Chunjuna. Trzymał w rękach jakiś kawałek papieru, prawdopodobnie z rysunkiem. Jego przyjaciel przyjechał tutaj dość niespodziewanie, chcąc koniecznie zobaczyć jak Jeon przyozdabia dom na święta. Był jednak lekko niezadowolony, gdy zauważył ich ilość.

- Tylko tyle?! Zwariowałeś? Ty dekorujesz pokój czy dom?

Lekarzy jedynie wywrócił na to oczami. Nie miał doświadczenia w tym temacie, okej? Bał się szaleć, bo gdzieś z tyłu jego głosy nadal tliła się obawa o problemy finansowe. To już chyba będzie jego mała paranoja do końca życia. Już zaznał biedy i to skrajnej, omal nie żyjąc na ulicach. Nie chciał tego już nigdy doświadczyć.

- Zupa powinna być zaraz gotowa - powiedział młodszy głośno, czując lekkie zaniepokojenie. Może nawet i smutek. Czemu oczekiwał, że mimo dzisiejszego zaproszenia Tae na kolację, ten przyjdzie? Bolało go to, że nie chciał poznać nawet bliżej Chuna, ale co miał zrobić? Zmuszenie chłopaka nie było dobrym wyjściem.

Boże, powinien przestać o tym myśleć.

Tylko siebie nakręca.

- Świetnie. Naczynia są już gotowe - obwieścił Park, oddalając się od najmłodszego, który podbiegł do dużych, szklanych drzwi tarasowych. Guk sam lubił przez nie patrzeć, dostrzegając dzikie zwierzęta. Szczególnie uwielbiał wiewiórki i sarny, które przychodziły tu dość często.

- Ryż też gotowy?

- Jest jeszcze ciepły - uśmiechnął się Jimin, wzdychając. 

Guk na moment zawiesił na nim swój wzrok. Jak dzisiaj pamiętał dzień, w którym przeniósł nieprzytomnego mężczyznę w worku na śmieci do swojego mieszkania, by opatrzyć go z pomocą Monici...która swoją drogą znajdowała się w mieszkaniu V w sypialni gościnnej. Jego życie bardzo zmieniło się od tych paru miesięcy, aż nie mógł w to uwierzyć, a to wszystko przez ten jeden incydent.

- O czym tak myślisz?

- O niczym - zaśmiał się Jeongguk, kręcąc głową.- Chun, siadaj już.

Park chwycił dzbanek z wodą i cytryną, który postawił tuż obok garnka na stole. Nalał po porcji do każdego naczynia, zaczynając od gościa, którym był Jimin. Oczywiście, ten on od razu rzucił się do jedzenia, co nie było dziwne. Od rana próbowali namierzyć siedzibę Thanatosa, co nie było takie łatwe. V miał już jakiś plan, ale nie zamierzał o niczym decydować bez oficjalnego głosowania klanu. To była ich oficjalna zasada - aby doszło do wojny między klanami, zgodę na atak musiało wyrazić co najmniej połowa uczestników obrad. Z tego co wiedział Guk, takowe spotkanie miało się odbyć całkiem niedługo, możliwe, że w przyszłym tygodniu. On sam jako członek klanu został na nie zaproszony, ale nie sądził, że wiedział cokolwiek o sztuce wojny, by decydować, czy ktoś powinien walczyć bądź nie.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz