Rozdział 75

241 42 8
                                    

Zasada numer siedemdziesiąt pięć

Ciesz się każdym momentem. Nawet tymi drobnymi, krótkimi.


Kwiaty? Są.

Ciasto? Jest.

Szampan? W lodówce.

Jedzenie? Gotowe.

Jeongguk z trudem powstrzymał uśmiech, kiedy oczekiwał z niecierpliwością na swojego narzeczonego. 

Narzeczonego.

Jeon nadal nie mógł uwierzyć w to, że miał na sobie pierścionek zaręczynowy, tym razem prawdziwy. Co było dziwniejsze? To, że Taehyung zapytał się go o rękę czy to, że młodszy się zgodził? Wydawało się to być nieco dziwne, że oboje po tak krótkim czasie bycia razem, bo po pół roku, zdecydowali się na taki krok. W oczach obcych wyglądać to mogło na wręcz wariactwo, ale żadna osoba z ich bliskich tak nie sądziła. Jedyne o czym młodszy słyszał to tylko to, że jeśli są zakochani i są pewni, nic nie stoi na przeszkodzie. 

Jeongguk był dla Taehyunga całym światem, a Guk nie czuł się wcale inaczej. Popierał stanowisko swojego ukochanego, nie potrafiąc spędzić bez niego ani jednego dnia. Jego brzuch wypełniało stado motyli, jak tylko pomyślał o Kimie i o niespodziance dla niego. W końcu starszy kończył dzisiaj trzydzieści jeden lat. Był to wyjątkowy dzień, bo z tego co dowiedział się lekarz, V od lat nie obchodził swoich urodzin. Dla Jeona był to jednak ważny dzień.

W końcu wtedy jego narzeczony przyszedł na świat.

- Jeongguk.

Doniosły, ciepły głos rozniósł się po pokoju, wyganiając młodszego z kuchni, który złapał za bukiet kwiatów, biegnąc ku korytarzowi. Stał tam Kim z otwartymi ramionami, czekając na przytulenie od mniejszego, ale zaskoczył się, widząc w jego dłoniach kwiaty. 

- He-och...

- Wszystkiego najlepszego!

Kącik warg Kima drgnął ku górze, kiedy pokręcił głową, niedowierzając temu, co lekarz wymyślił. Nawet zapomniał, że w ogóle dzisiaj powinien świętować dzień, w którym się urodził. Bardziej zainteresowany był zamknięciem dokumentacji kliniki na rok, niż takim wydarzeniem.

- Co? Nie spodziewałeś się?

- Nie. Nie pamiętałem nawet, że dzisiaj je mam - przyznał.

- Oczywiście, że masz. Trzydziesty grudzień. Sto lat - podał mu kwiaty.

- Dziękuję.

Kim pocałował jego policzek, wtulając się w niego. 

Mimo tego, że nadal było wszystkim ciężko po utracie członków klanu, emocje powoli się uspokajały. Nikt nie spędzał w tym roku hucznie świąt. Wszyscy za to spotkali się na kolacji, upamiętniając poległych. Był to smutny, ale zarazem dobry dzień. W sali nie było ciężkiej atmosfery. Było można usłyszeć nawet śmiech, kiedy ktoś wspominał o swoim poległym przyjacielu, wspominając o wspólnych akcjach. 

- Przygotowałeś kolację?- spytał, skubiąc jego ucho.

- Tak - Jeon zadrżał lekko.- Twoje ulubione dania. I mamy ciasto. Co prawda nie upiekłem go, bo nie zdążyłem, ale założę się, że to nawet lepiej.

- Wiesz, że lubię twoją kuchnię.

- Wiem, ale lepiej żeby ktoś kto się zna robił takie wykwintne rzeczy. Czułbym się głupio, gdybym miał postawić ci spieczony sernik.

- Nie mam nic przeciwko...aczkolwiek myślę, że deser, który mam teraz głowie przebije wszystkie ciasta.

Jeon oblał się jedynie rumieńcem, uciekając do pokoju.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz