Rozdział 74

256 41 8
                                    

Zasada numer siedemdziesiąt cztery

Rany nie leczą się z dnia na dzień


- Już wiem na co poszła nerka pana Ukimai - wycharczał Park.

Jeongguk wywrócił oczami, chowając dłoń za siebie.

Nie żeby się wstydził tego, że przyjął od Taehyunga drogi pierścionek z diamentem. Kompletni wystarczyło mu, to że Kim zapytał się go chce za niego wyjść. 

Co wydarzyło się tydzień temu wydawało się być już w dalekiej dla Jeongguka przeszłości. Szczerze z każdym dniem zapominał dzień, w którym udało mu się opuścić jego ciało w czasie, gdy walczyli z Thanatosem. Z tego co się dowiedział, faktycznie umarł, a jego ciało zostało w strzępkach. Gdyby nie to, że udało mu się złączyć z mgłą i Marah, nie wiedziałby czy faktycznie mógłby się zregenerować. Zamiast tego narodził się na nowo z mroku - jego ciało niestety nie było takie, jak dawniej. Ze smutkiem patrzył na swoje ramie, gdzie brakowało tatuaży. Jego włosy były śnieżnobiałe, a oczy fioletowe, choć Jin i inni obserwowali jego stan zdrowia i dostrzegali to, że wyblakłe włosy i cera, tak samo jak tęczówki zaczynały na nowo nabierać koloru. Z fioletu Jeon przeszedł w delikatny błękit z kropkami brązu. Przewidywali według tego, jak szybko młodszy się regenerował, że powinien odzyskać choć część poprzednich atrybutów niedługo, może nawet jeszcze przed nowym rokiem.

Dzięki odwadze Hoseoka i Jimina znaleźli bazę, gdzie Thanatos prowadził swoje eksperymenty. Dzieci na szczęście nie było za wiele, choć i tak za dużo jak uważał Nam czy V. Dwudziestka hybryd w różnym wieku trafiła do utworzonego w jednym z magazynów domu dziecka. Jeongguk chodził tam niemal codziennie z Chunjunem, który zaprzyjaźnił się z niektórymi, a jednego nawet znał wcześniej. Nieśmiertelne matki, których było zaledwie trzy wróciły do swoich domów. Jedna wyjechała do Hiszpanii, dwie do Stanów Zjednoczonych. Nie chciały mieć nic do czynienia ani z potomstwem z gwałtu, ani z tym krajem. Thirio jedynie zdobył do nich kontakty, a reszta to już historia. Nie usłyszeli o nich od tamtego czasu. Ludzie Kima zostali przestrzeżeni o tym, by ich nie śledzić. 

- Powinny prowadzić normalne życie - dodał Joon, podpisując się pod dokumentem, tuż nad podpisami kobiet.

- A co z pierścionkiem jego mamy?- dopytał Park, wierzgając się w łóżku szpitalnym.

- Jest w szkatułce - powiedział  jasnowłosy.- Nie mogę go już nosić, bo został zniszczony, ale zachowaliśmy go jako pamiątkę.

Jimin chciał się uśmiechnąć, ale nie potrafił. Nikt nie uśmiechał się od tygodnia.

W czasie misji stracili wielu ludzi, w tym i najbliższych. Ciężko było o tym rozmawiać. Nie chcieli zagrzebywać pamięci oddanych żołnierzy, ale żaden z nich jeszcze nie przerobił traumy, która dopiero co się rodziła. Nie bolał sam fakt widzenia martwych ciał. To był szok. Ból przychodził wtedy, gdy siadałeś przy stoliku w czasie obiadu, czekając aż ta jedna osoba usiądzie na miejsce naprzeciwko ciebie, podrzuci ci kawałek swojego jedzenia albo ukradnie łyk picia. Świadomość, że ta osoba już nigdy się nie pojawi, dobijała. 

W ich klanie trwała miesięczna żałoba, którą ogłosił Taehyung. Klinika na ten czas zajmowała się tylko przeszczepami, każdy nosił czerń, a na korytarzach była cisza. Jeongguk często doświadczał szoku, gdy chodził ulicami miasteczka klanu, rozglądając się po parku. Kiedyś było tu o wiele więcej ludzi. Rodziny poległych rodzin wyprowadziły się do miast, nie musząc obawiać się już terroru ze strony Thanatosa. Klan nadal sprawował nad nimi opiekę, choć większość nienawidziła faktu, że przez mafię nie mają już mężów, żon, partnerów i dzieci. Rany nadal były świeże.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz