Rozdział 8

655 95 6
                                    

Zasada numer osiem

Nie przychodź z pustymi rękami


Jeongguk rzadko co chodził na zakupy. Większość produktów do jedzenia zdobywał z restauracji, nie mając większych wyrzutów sumienia, kiedy je zabierał. I tak jego ex pracodawca nie płacił mu uczciwie. Może gdyby Jeon nie pracował na czarno, ubiegałby się o odszkodowanie gdzieś w urzędzie, ale na jego nieszczęście nie było to możliwe. Wtedy był w desperacji. 

Nadal był.

Poprawił na sobie swoją kurtkę, idąc powoli do mieszkania, zastanawiając się nad morałami działań klanu Kimów. 

Wydawało mu się, że tam granica między tym co było dobre, a złe, zacierała się. Nie, nie można było usprawiedliwiać tego, co oni robili. Zabijali ludzi. Zwabiali ich do swojej siedziby jak pszczoły za pomocą miodu, by później udusić ich gazem, zabrać miód i wosk, zostawiając nic za sobą. Jedynie marne resztki, bezużyteczne. W tym indywidualność tych ludzi.

Jimin później wyjaśnił mu, co dokładniej robili i dla niego to było chore... ale z jednej strony uczciwe dla niego. Nie potrafił ogarnąć tego swoją głową, ale z jednej strony czuł poczucie winy, strach i przerażenie, a z drugiej...zachwyt. Zainteresowanie.

Sam padł nie raz ofiarą przestępstw na różnym tle. Czy to pobicie, kradzież, nie miało już większego znaczenia. Wiedział jak działa system karny. Nielicznym zależy na znalezieniu sprawcy, a później z nim co? Idzie do więzienia, gdzie utrzymywany jest za pieniądze żyjących, ciężko pracujących ludzi. Dlaczego takich ludzi nie mogą zgarniać Sprzątacze? Według prawa osoba musi być konająca, aby do tego doszło. Cóż, klan Kima robił dokładnie to, troszkę pomagając. Jeongguk wiedział tyle, że oferowali w klinice pomoc medyczną za darmo, czasami za niewielką kwotę. Zostawali w mieszkaniach na górze na czas zabiegu. Podobno mieli też wtykę w szpitalu głównym, ale ciężko było kogoś tam zrekrutować, a co dopiero pozyskać jakieś w miarę zdrowe ciało.

Guk zamarł tuż przy zakręcie do budynku, w którym mieszkał, zanim zobaczył czarnego jeepa. 

Co taka maszyna robi w tej okolicy, po tej stronie? Nikogo nie stać na takie auto...

Jeongguk z zaniepokojeniem spojrzał w kierunku swojego mieszkania, niemal biegnąc do niego. W głowie pojawił mu się obraz policji przed jego domem, kiedy doszło do włamania. Nie sądził, że włamywacze byli na tyle głupi, aby tu wpaść, ale nawet jeśli, czym miał się bronić? Mogli równie dobrze przyjechać tu czołgiem i nikt by nic nie zrobił. Ludzie tu byli cisi, trzymali język za zębami, trwała zmowa milczenia. Tylko jedna sąsiadka alarmowała policję w razie potrzeby, ale to tylko wtedy, gdy jej sam interes był naruszony. Jeon był pewien, że wezwała policję, bo w jego mieszkaniu było za głośno, a nie uświadomiła sobie, że doszło do włamania. 

Czarnowłosy wbiegł w pośpiechu do środka, otwierając drzwi. Jego serce nieco się uspokoiło, kiedy zobaczył jak jego dziadek stoi na środku pokoju. Sam

- Miałeś odpoczywać! - zawołał Jeon, odkładając torbę ze skromnymi zakupami na blat. Gdyby nie pomoc Jina, nie miałby w ogóle co kupić. Mężczyzna wczoraj nalegał na to, aby wziął od niego chociaż minimum potrzebne na podstawowe produkty. Jeon odmówiłby gdyby Seokjin nie przypomniał mu, że ma chorego dziadka.

- O! Jihwan, wreszcie. Twój kolega przyszedł.

- Kolega...?- zmarszczył brwi.

Najpierw Guk usłyszał tupot obcasów. Mogło wydawać się to dziwne, ale już po nim wiedział, kogo zobaczy. Jego ramiona spięły się delikatnie, kiedy dostrzegł jak z jego pokoju wychodzi mężczyzna w czarnym, długim płaszczu, jeansach i koszuli. Był to nieco inny strój niż zazwyczaj. Przynajmniej od kiedy Jeon poznał Kima. W sumie to widywał go tylko w garniturach. Teraz wydawał się być nieco bardziej wyluzowany. Możliwe, że miał przerwę od pracy, która polegała na werbowaniu ludzi i obrabianiu ich do kości.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz