Rozdział 73

307 49 12
                                    

Zasada numer siedemdziesiąt trzy

Miej we mnie wiarę


Wszystko co widział Taehyung, gdy się ocknął to była czerń.

W uszach dudniło mu jego własne serce, a oddech odbijał się echem w jego głowie. Wszystko wokół niego wirowało szybko, później wolniej, wolniej i wolniej.

- Szefie!

Kim poczuł parę rąk wokół swojego ciała, która odciągała go od czegoś. Dopiero po chwili V mógł dostrzec jakieś konkretne kształty przed sobą. Jedyne co potrafił rozpoznać to ogień. Mnóstwo ognia.

Jak w spowolnionym tempie widział ludzi biegających wokoło, wykrzykujących niezrozumiałe dla niego słowa, oddalającą się od niego ruinę, która nie przypominała już budynku, do którego wchodził godzinę temu. 

Poczuł jak jego ciało nagle opada i znowu widzi przed sobą ciemność. Było to nocne niebo, na którym lśniły tysiące gwiazd. Kim patrzył na nie przez dłuższą chwilę, czując pieczenie na całym ciele, które było co jakiś czas chłodzone przez mroźny wiatr. Jego oczy przeskakiwały z jednej gwiazdy na drugą, czego uczył też swoich żołnierzy. Na treningach zawsze musieli liczyć przedmioty wokół siebie, próbując oderwać myśli od bólu. Zazwyczaj to było jednak w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie moli liczyć cegiełki na ścianach albo krople krwi na posadzce. W tamtej chwili do głowy Kima przyleciała głupia myśl - co gdyby kazać żołnierzom liczyć przedmioty i wyobrazić sobie, że to gwiazdy?

Kim zawsze lubił je od dziecka, odkąd pamiętał. To była jedyna stała rzecz w jego świecie, która nie ulegała zmianom. Zawsze tam były. 

Jego myśli zaczęły się powoli rozjaśniać, a w głowie pojawił się obraz jednej z galaktyk, która pochłaniała jego całą uwagę najbardziej. Szkoda tylko, że nie były to prawdziwe gwiazdy. Lśniły na czarnym tle, połyskując łzami...oczy-

- Jeongguk - wycharczał, próbując wstać.

- Siedź! - warknął ktoś i w tym głosie V rozpoznał Yoongiego.

- Je-

- Odbiło ci? Pobiegłeś w kierunku wybuchającego budynku! Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?

Jego gwiazdy.

Gdzie były jego gwiazdy?

Taehyung podniósł się z trudem, patrząc na piekło przed nim, potrząsając swoją głową. Gdzieś tam musiał być Jeongguk. To była jedyna rzecz, o której teraz myślał. Szybko odepchnął od siebie Yoongiego, wstając na klęczki. Poczuł na swoim ramieniu silny uścisk, ale ponownie zaczął się mu wyrywać. Ból rozmył się niemal natychmiast, zastępując jego ciało paniką i zdeterminowaniem. 

- V-

- Nic mi nie jest - wycharczał.- Muszę-

- Szefie, już ich szukają.

- Ich?- spojrzał na niego szybko.

- Jimin...- głos Mina się załamał.

Taehyung poczuł bolesny uścisk w piersi, patrząc jeszcze raz na zgliszcza przed nim. Nie potrafił w tym momencie zachowywać się jak szef mafii, nawet jeśli by tego chciał. Nie potrafił nawet być w tej chwili wojownikiem - czuł tylko rwące poczucie winy jako przyjaciel i partner. 

Wypuścił z siebie ciężki oddech, który bardziej brzmiał jak wstrzymywany szloch, gdy oparł swoje dłonie płasko na ziemi, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz, kiedy wrzasnął z całych sił. Jego płuca zapiekły, a gardło zdarło się niemal całkowicie. Wokół niego ludzie wiwatowali, bo pozbyli się wreszcie Thanatosa, ale to Kim był przegranym. 

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz