Rozdział 32

864 96 30
                                    

Zasada numer trzydzieści dwa

Dwóch tchórzy będzie bało się mniej, jeśli będą razem.


- Myślisz, że kiedyś będzie lżej?

- Nie jestem pewien - mruknął młodszy, patrząc przez duże okno do środka domu. Widział jak Kim krzątał się w salonie, będąc z kimś na telefonie. Młodszy nie sądził, żeby Kim był zdenerwowany, choć skręty, które wykonywał po dojściu z jednej ściany do drugiej były dość ostre i szybkie. 

- Wkurza mnie to - szepnął Jimin.- Dosłownie nic nie robimy i pojawia się on. Psuje wszystko. Dwóch naszych ludzi nie żyje przez niego, w klinice panuje istny chaos, bo brakuje lekarzy. Nie wiem co zrobić.

- Odpoczywaj, Jimin - powiedział jego przyjaciel, zaciskając rękę na telefonie.

 Przez chwilę myślał, że wpadnie do wody, gdyż młodszy był w basenie, siedząc na stopniach. Ledwo co do niego wszedł, aby popływać, a zadzwonił do niego Park. Słysząc głos swojego przyjaciela, Guk odczuł ulgę. Wiedział, że klan Kima go odnajdzie i zmusił też Jimina do rozmowy wideo, dzięki której zauważył duży, purpurowy siniak na jego twarzy, ale wydawało się być z nim w porządku. Młodszy bał się o jego stan mentalny, ale Yoongi go uspokoił. Był pod opieką ich wszystkich, bezpieczny.

- Jestem pewien, że V wie, co robi - dodał, patrząc znowu w kierunku salonu, tym razem nie widząc już nigdzie Taehyunga. Zignorował to jednak, skupiając się na Jiminie. - Powiedz mi lepiej jak twoje żebra.

- Jesteś już czwartym lekarzem, który o to pyta - mężczyzna wywrócił oczyma po drugiej stronie telefonu.- Bolą, ale będę żył. Nie zależało im na tym, by zrobić mi poważną krzywdę. Przeżyłem gorsze rzeczy.

- Jak wrócę bądź pewien, że wyściskam cię na śmierć. Przygotuj swoje żebra na szok.

- Nadal nie powiedziałeś gdzie jesteś. Wiem, że zniknąłeś gdzieś w tym samym czasie co szefuncio, ale Kim mówił, że wyjechał gdzieś w pilnej sprawie. Jesteś z nim?

- Nie...Właściwie to jestem u rodziny - skłamał, odpływając do drugiego rogu basenu, by przyjrzeć się scenerii zachodzącego słońca. 

Promienny pomarańcz przebijał się przez korony drzew, spowijając większość terenu w mroku. Dom Kima na szczęście, o czym zresztą młodszy nie wiedział i co go wystraszyło, miał automatyczne światła. Zapalały się około godziny dwudziestej drugiej, dokładnie kiedy sensory przestawały wyczuwać słoneczne światło. Nie dość, że dno basenu było teraz podświetlone przyjemnym, chłodnym kolorem, to w ogrodzie, wokół domu i między drzewami w lesie na daną odległość również zaświeciły się lampki. Wyglądało to magicznie. Do tego dźwięk świerszczy i żab z pobliskiego jeziora był o dziwo nie irytujący, a bardzo uspokajający.

- Pojechaliśmy z moim dziadkiem do jego siostry. Powinniśmy być za jakieś...trzy do czterech dni.

- Okej, w porządku - ziewnął.- Musimy wtedy koniecznie napić się piwa.

- Cokolwiek będziesz chciał - uśmiechnął się, czując jak jego palce zaczynają mrowieć z zimna. Zanurzył się nieco mocniej, czując przyjemny dreszcz biegnący po jego nagiej piersi.- Żałuję, że nie ma mnie przy tobie, aby opatrzeć twoje rany.

- Zrobisz to następnym razem- zaśmiał się, na co Jeon zrobił przerażoną minę. Nie chciał składać swojego kumpla do kupy po raz kolejny.-Muszę kończyć. Strasznie chce mi się spać.

- To dobrze. Śpij smacznie, Jimin hyung. Do zobaczenia. 

- Pa - zawołał, zanim rozłączył się.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz