Rozdział 22

707 90 22
                                    

Zasada numer dwadzieścia dwa

Nie rób sobie ze mnie wroga


Dzisiejszy dzień był całkiem spokojny. W lokalu nie było za dużego ruchu, co pozwoliło kelnerce na odpoczynek. Zbliżała się już pora zamknięcia, ale mimo to cztery stoliki były jeszcze zajęte. Z uśmiechem przywitała kolejnego gościa, czekając aż ten zajmie miejsce dosłownie na środku pokoju. Kiedy ten rozsiadł się wygodnie, kobieta podeszła do niego z szerokim uśmiechem  i kartą menu wraz z zestawem sztućców. Miała nadzieję, że mężczyzna nie zamówi nic wielkiego. Pragnęła już bardzo wrócić do domu, a przez to, że jej szef zarządził nadgodziny, musiała odpuścić sobie wieczór filmowy z synkiem. Szczerze nienawidziła Hwanga, ale musiała jakoś zarabiać pieniądze. I tak jako salowa miała większy przychód, chociażby w napiwkach, które udawało się jej ukrywać.

- Dobry wieczór - zapytała.

- Dobry wieczór. Nie trzeba - powstrzymał ją gestem ręki.- Mógłbym poprosić właściciela?

Dziewczyna zamarła na niski głos mężczyzny w czarnym płaszczu. Nie wiedziała dlaczego, nagle poczuła się nerwowo. Może przez puste oczy mężczyzny, a może przez to, że obserwowali ich goście restauracji. Energia emitująca od nieznajomego powodowała wyraźne spięcie nie tylko u niej, ale też u innych, którzy po wybudzeniu się z transu, nagle zaczęli kończyć swoje posiłki w pośpiechu, choć wcześniej nie zapowiadało się na to, aby się spieszyli.

- J-już po niego idę - wyjąkała, ówcześnie odkładając na stół zestaw sztućców, ale zabrała menu, bo mężczyzna ją przed tym powstrzymał.

V obserwował z zainteresowaniem wystrój wnętrza. Panował tu straszny przepych. Za razem było to na jakiś sposób artystyczne, a z drugiej strony wyglądało to na burdel. Nie sądził, że kiedykolwiek zobaczy koło siebie plastikową żabę w bajorku tuż obok bogini hinduskiej, która miała przewieszony przez szyję naszyjnik z czosnku i chili.

Wariat - pomyślał Kim, w tym samym czasie gdy pojawił się przed nim postawny mężczyzna, znacznie starszy od niego.

- Dzień dobry. Słyszałem, że pan mnie wołał. Coś się stało? - spytał niejaki Hwang.

- Proszę usiąść.

Właściciel lokalu zmarszczył brwi, czując się nieco oburzonym zachowaniem młodszego widocznie od siebie klienta. Postanowił jednak zachować spokój, przynajmniej na razie. Może miał do czynienia z inwestorem?

- Ładnie tu.

- Dziękuję - Hwang odchrząknął, rozglądając się. Nie potrafił nic wyczytać z tonu mężczyzny - czy był sarkastyczny czy też nie.

- Dobrze się panu powodzi?- zapytał nagle.

- A co to ma do rzeczy? Czemu wypytuje pan o takie rzeczy, nie zamawiając nawet jedzenia - zaśmiał się nerwowo.

- Proszę odpowiedzieć na moje pytania, bo nie mam czasu.

Starszy mężczyzna ryknął oburzony, kładąc obie ręce na stół, zanim nachylił się nad czarnowłosym. Był tak wściekły i oburzony zachowaniem młodszego od siebie człowieka, że aż ślinka skapywała z kącików jago ust jak u wściekłego psa.

- Jest pan bezczelny!- warknął.

- Dlaczego?- odparł niewinnie V.- Powiedziałem "proszę".

Hwang wziął głęboki wdech, by nakrzyczeć na klienta, możliwie kazać mu wyjść jak najszybciej z lokalu, ale w tamtej chwili rozległ się kolejny dzwonek do drzwi. V niewzruszony tym nadal patrzył na twarz mężczyzny, jakby analizował mimikę jego twarzy, chcąc wiedzieć co ten tak naprawdę czuje, bądź ukrywa. Nie musiał spoglądać w kierunku wejścia, by wiedzieć, że do restauracji weszli właśnie jego ludzie, którzy rozeszli się po całej sali - od kasy po okna przy ulicy, zasłaniając rolety.

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz