Rozdział 72

244 40 10
                                    

Zasada numer siedemdziesiąt dwa

Nie igraj z czasem


Taehyung nigdy nie zastanawiał się za bardzo nad tym w jaki sposób by umarł.

Było na świecie, w szczególnie w ego świecie, wiele opcji. Od postrzelenia w głowę, wyczerpujące tortury po całkiem przypadkowe zgodny jak w wypadku samochodowym. 

Dlaczego teraz o tym pomyślał? Bo potężna bestia ruszyła w jego kierunku. Wokół niego zapanowała ciemność, kiedy zderzył się z twardym podłożem. W pierwszym odruchu próbował się zasłonić, ale nie czuł żadnego bólu, jedynie chłód, dlatego odwrócił się zaskoczony, patrząc dookoła. Widział tak naprawdę niewiele, bo wszystko zasłaniała mu czarna mgła z iskrami zieleni i żółci. Słyszał za to czyjeś krzyki i tupanie nóg, jakby ktoś próbował uciec. Wtedy poczuł jak ziemia lekko zadrżała pod nim, kiedy koło niego legło truchło. Jego oczy rozszerzyły się na widok białych tęczówek osoby i jej ściągniętej w agonii, pobladłej twarzy z wielkimi cieniami pod oczami. 

Jennie. 

Wyglądała jakby coś ją opętało, ale nie żyła. Och, na pewno nie, bo po chwili Kim dostrzegł, że jej tors był dosłownie oderwany od reszty ciała. Ku jego zaskoczeniu nie poczuł nic. Wydawało mu się, że powinien poczuć choć odrobinę smutku, bo gdzieś w głębi jego duszy wołał głos "to ty zrobiłeś z niej potwora", ale zignorował go szybko, gdy mgła przeniosła się w inne miejsce, a on mógł dostrzec bez problemu jak wysoki Japończyk zrywa się na nogi, uciekając w kierunku wyjścia.

Taehyung niewiele myśląc, wstał na równe nogi, o mało nie poślizgując się na krwi leżących ciał, które bestia po prostu rozrywała, nie wiedząc w jaki sposób. Był to praktycznie dym, mglista istota, która nie miała nawet ostrych pazurów i wyraźnych kłów. 

Tae złapał za sztylet, który musiał mu wypaść w trakcie ataku bestii i ruszył za Thanatosem. Mógł się spodziewać, że Marah zostawiła go specjalnie dla niego. Nie miał pojęcia w jaki sposób byłą tutaj, skoro Jeongguk był w domu i modlił się, aby faktycznie było tak, że młodszy jest kilometry stąd, a nie w rzeczywistości w tym samym budynku. Czuł przez to panikę, ale musiał o niej zapomnieć. Najpierw musiał pozbyć się tego tyrana. 

Thanatos był nieco dalej od niego, próbując dotrzeć do jednego z wyjść. W oddali rozlegały się strzały i krzyki, światła migały w całym budynku i gdzieniegdzie nadal wiła się czarna mgła, która po dotknięciu osoby, wchodziła pod jego ubrania, sunęła pod skórą, rozrywając wszystko jak zęby niedźwiedzia, rozpuszczając niczym kwas. 

Kim przystanął na chwilę, zamachując się nożem, który zalśnił w migoczących żarówkach, trafiając Japończyka w tył lewego uda. Mężczyzna zawył, upadając na podłogę i tyle wystarczyło, by Taehyung dopadł do niego. Thanatosa i Thirio łączyło wiele rzeczy, ale i wiele różniło. Jedną z tych rzeczy było chociażby to, że przeciwnik V zawsze wszędzie posyłał swoje pionki i od lat nie pojawiał się na arenie wojennej, podczas gdy Kim sam rzucał się w szał bitwy, niejednokrotnie zdobywając obrażenia. Kiedyś to Thanatos był tym silniejszym, dziś przeciwnie. Ich szanse były wyrównane.

Mitsuhiko wyrwał sztylet, ugadzając Kima w jego obojczyk, na szczęście płytko. Taehyung miał poranione ręce od próby wyrwania mężczyźnie swojej broni, ale nie czuł nawet bólu. Adrenalina buzowała z nim, a jedyna myśl to było to, by zlikwidować obiekt, którym był morderczy mafioza. 

- Ty kurwo! - wrzasnął Japończyk, kopiąc go w kolano. 

Taehyung upadł na posadzkę, a drugi szybko zdobył nad nim przewagę. Usiadł na jego kolanach, zadając kolejne ciosy w twarz. Kim czuł jak krew ścieka po jego policzkach jak kryształowe łzy, gdy sam próbował zadawać bolesne uderzenia w żebra i brzuch. Thanatos wpadł w szał, ciągnąc go za włosy i próbując podduszać, ale V nie zamierzał się poddać. 

Killing Spree | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz