5.

379 39 6
                                    

Kim on, do cholery, jest i co on sobie wyobraża?! Nadęty dupek, z dobrej rodziny. myślała sobie. Frieddie! Jak śmiał nazwać mnie jej imieniem?!

Zoe była niesamowicie zła, o to, że Luke nazwał ją imieniem jej siostry. Nienawidziła, gdy ktoś je mylił, bo uważała, że nie są do siebie ani trochę podobne.

W końcu Frieddie, miała krótsze, platynowe włosy, brązowe oczy, a nie niebieskie i nie miała piegów na nosie, tak jak Zoe.

Dodatkowo, od razu rzuca się w oczy, że ona ma inny gust, jak jej młodsza siostra. Ona w życiu, nie ubrałaby sukienki, lub spodniczki, która sięgałaby jej ledwo za pupę, a takie stroje, były u Frieddie na porządku dziennym. A do tego, bluzeczki z wielkim dekoltem, trzydzistocentymetrowe szpilki i tona makijażu na twarzy.

Nie, nie, nie. To zupełnie nie w jej stylu.

Panna Castillo, parła dumnie na przód, klnąc pod nosem, na czym świat stoi.

Jedna taka sytuacja była w stanie, zepsuć jej humor do końca dnia. I były małe szanse na to, aby można było to zmienić.

Szła zdenerwowana, nie rozglądając się wokół i ani się spostrzegła, jak doszła do centrum miasta.

Zaczęła szybko ustępować miejsca ludziom idącym z naprzeciwka, bojąc się, że któryś z nich, mógłby ją stratować.

Nie mając większego wyboru, zaczęła szukać spokojniejszego miejsca, w którym mogłaby pomyśleć.

Szła, tym razem rozglądając się wokół. Chciała zapamiętać jak najwięcej, żeby później mieć pewność, że będzie znała drogę powrotną.

Z daleka, zauważyła wysokie, rozłożyste drzewa, których zielone korony, pięknie błyszczały w słońcu.

Park. pomyślała, uśmiechając się szeroko. Szybkim tempem udała się w tamtą stronę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w cieniu, z dala od pozostałych ludzi.

To nie tak, że Zoe była osobą antyspołeczną. Nie. Ona, bardzo lubiła towarzystwo innych ludzi, jednak strasznie nie lubiła spędzać czasu, z pustymi osobami.

Kochała prowadzić dyskusje, śmiać się z różnych, nawet mało śmiesznych rzeczy.

Nienawidziła za to wysłuchiwać monologów, o tym na jakiej ktoś był imprezie, o tym co to on nie zrobił, gdzie się ubiera..

Błahe ''problemy'' pustych osób. Tak o tym mówiła panna Castillo, dlatego też, wystrzegała się takich osób.

W końcu, po piętnastu minutach, przeciskania się między ludzmi i po zahaczeniu o kawiarnię, Zoe weszła do parku.

Przyjemny chłód, owiał jej twarz i szyję. Wzięła mały łyk swojej mrożonej kawy i w cieniu drzew, szła między alejkami w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca.

Znalezienie go, nie zajęło jej zbyt dużo czasu. Usiadła z westchnieniem na dużej ławce, ukrytej wśród krzaków i wyciągnęła z torby paczkę papierosów.

Zajrzała do środka i ze smutkiem stwierdziła, że nie zostało jej ich wiele, bo jedynie pięć.

Oj, będzie musiała znaleźć sobie pracę szybciej, niż myślała. Pytanie tylko gdzie? Praca w kawiarni, lub w jakimś sklepie odpadła na wstępie, ponieważ nie pozwalał jej na to jej charakter.

Gdyby któryś z klientów, zacząłby narzekać, lub co gorsza czepiać się o coś, ona od razu, nie patrząc na nic, powiedziałaby mu, co sądzi o nim i o jego zachowaniu, nie szczędząc przy tym wyrafinowanego słownictwa.

Niepotrzebna. || H.S.✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz