3.

417 40 10
                                    

Słońce wznosiło się leniwie, na błękitnym niebie, zwiastując nowy dzień.

Poniedziałek, pierwszy dzień szkoły.

Frieddie otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko, czując, że to będzie jej dzień.

A w momencie w którym przypomniała sobie, że jutro zaczynają się normalne lekcje, jej uśmiech powiększył się dwukrotnie.

Nie dlatego, że lubiła naukę, czy coś. Nie.

Cieszyła się, ponieważ należała do elity i każdy się jej bał, a ona to lubiła. Kochała mieć władzę i pokazywać innym, gdzie jest ich miejsce.

Tym razem, miało być jednak inaczej.

Frieddie zerwała się z łóżka i pognała do łazienki, aby przygotować się na dzisiejszy dzień.

Wyskoczyła pod prysznic, biorąc długą i odprężającą kąpiel. Gdy wyszła z kabiny, owinęła się białym puszystym ręcznikiem i stanęła przed lustrem, przyglądając się sobie.

Niska, nadzwyczaj chuda blondynka, patrzyła się na nią z cwaniackim uśmiechem.

-A któż to taki piękny?- zagruchała do swojego odbicia.- A.. to tylko ja.- zaśmiała się cicho, przeczesując włosy palcami.- To Twój dzień, lala. Nie pozwól komuś tego zepsuć.

Wysuszyła szybko włosy i ułożyła je w lekkie fale, nałożyła na twarz mocny makijaż, zaznaczając usta mocno czerwoną szminką, po czym zadowolona wyszła z łazienki.

Ubrała się w czerwoną, przyciasną sukienkę, z głębokim dekoltem, sięgającej jej ledwo za tyłek. Do tego kabaretki i buty na platformie.

Przejrzała się w wielkim lustrze wiszącym w jej pokoju i uśmiechnęła się szeroko.

Wyglądam gorąco. pomyślała. Teraz już żaden chłopak, nie zwróci uwagi na Carrie.

Mimo iż wszyscy myśleli, że panna Castillo i panna Johnson są najlepszymi przyjaciółkami na dobre i na złe, one wcale tak nie twierdziły.

Prawdą bowiem było, że obie dziewczyny, nie przepadały za sobą, a to wszystko, co je łączyło, było po prostu, wyrachowanym układem.

Może i jeszcze kilka miesięcy temu, dziewczyny bardzo się lubiły, jednak zdarzyło się coś, co wystawiło ich przyjaźń na próbę, której oczywiście nie przeszły.

Zdarzenie to, sprawiło iż obie, pałały do siebie wzajemną nienawiścią i za wszelką cenę, pod maską uśmiechu i życzliwości, starały się pozbyć rywalki.

-Frieddie!- głos jej matki, przywołał ją z powrotem do świata żywych.- Schodź na dół! Zaraz wyjeżdżamy!

No tak, Veronica uparła się, że odwiezie swoją córkę pod sama szkołę. Zadzwoniła nawet do pracy, że trochę się spóźni.

-Idę.- mruknęła pod nosem blondynka.

Zeszła powoli po schodach, chwiejąc się na niebotycznym obciasie i weszła do kuchni.

Veronica zmierzyła swoją córkę krytycznym wzrokiem, po czym uśmiechnęła się szeroko.

-Pięknie wyglądasz, córciu.- pochwaliła ją.

-Wiem.- powiedziała nieskromnie, wzruszając ramionami.

-Chodź, kochanie. Nie możemy się spóźnić, Patric już czeka.

Mówiąc to chwyciła za torebkę i wyszła z mieszkania.

Przed domem państwa Castillo, stało najnowsze Audi R8. Patric, dwudziestodwuletni szofer wysiadł szybko z auta, aby otworzyć im drzwi.

Niepotrzebna. || H.S.✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz