6.

401 35 6
                                    

-Boże.. Harry!- wyjęczała Frieddie, wbijając paznokcie w plecy chłopaka.

Szatyn zwiększył swoje tempo poruszania się w niej, chcąc jak najszybciej osiągnąć swoje spełnienie. Nie dbał o to, czy wraz z nim dojdzie też blondynka, czy nie.

Był zły i musiał jakoś sobie z tym poradzić, a że dziewczyna, jak zwykle z resztą, była chętna, to dlaczego nie?

Znajdowali się w domu Frieddie. Jej rodziców, znów nie było, więc nie musiał się niczym przejmować.

Poczuł, jak dziewczyna się na nim zacisnęła i doszła głośno krzycząc jego imię, jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia.

Pieprzenie Frieddie, nie było czymś nadzwyczajnym. Każdy, kto miał ochotę na seks, do niej przychodził i korzystał z tego, co miała 'najlepsze', jeżeli tak to można było nazwać.

Tak samo z resztą było z Carrie, jak i z całą damską częścią szkoły. Wszystkie były puszczalskimi sukami. Poza oczywiście typowymi świętoszkami, ale one nikogo nie interesowały.

Chyba, że ktoś lubił klimaty zaklinacza węży, bo one pluły jadem, gdy jakiś chłopak zbliżył się do nich na odległość pięciu metrów.

Harry, wykonał jeszcze trzy mocniejsze ruchy biodrami i doszedł w dziewczynie, opadając na nią, całym swoim ciężarem.

Jego ciało kleiło się od potu, a oddech był nierówny i przyspieszony.

Nagle poczuł, jak dziewczyna zaczyna kreślić niewidzialne wzory na jego plecach, dlatego wyszedł z niej gwałtownie, ściągnął zużytą prezerwatywę, którą wyrzucił do kosza i zaczął się ubierać.

-Nigdy więcej, tego nie rób.- warknął na nią, ubierając spodnie. Nigdy nie lubił czułości podczas seksu, było to dla niego zbyt babskie.

-Dlaczego już idziesz?- zapytała lekko zawiedziona.

Mimo, że każde ich spotkanie kończyło się tak samo, zawsze miała nadzieję, że chłopak zostanie z nią trochę dłużej.

-Żegnaj Frieddie.- tymi słowami opuścił jej pokój, a następnie dom.

Poczuł ulgę, że nie musi już dłużej z nią siedzieć w jednym pomieszczeniu.

Dzisiejszy dzień był.. do bani. Najpierw pokłócił się z mamą, o to że już trzeciego dnia, został wezwany do dyrektora, a potem pokłócił się jeszcze z Zayn'em, o jakąś pierdołę. Zdecydowanie powinien spuścić z tonu.

Szedł przed siebie, ze spuszczoną głową. Coraz bardziej zastanawiał się nad przeproszeniem przyjaciela, ale nie pozwalała mu na to jedna rzecz; jego duma.

W końcu jeszcze się nie zdarzyło, aby on Harry Styles, kapitan drużyny piłkarskiej i najbardziej rozchwytywany chłopak w szkole, kogoś przeprosił.

Nagle na kogoś wpadł. Niska blondynka odbiła się od niego i zanim zdążył zareagować, dziewczyna upadła z łoskotem na ziemię, wprost do kałuży, a jej telefon roztrzaskał się na kilka części.

-Patrz jak chodzisz, skończony idioto!- wydarła się na niego, zbierając swój telefon.

Harry patrzył się na nią zdziwiony. Przecież to była po części też jej wina, więc dlaczego na niego krzyczy?

Szatyn przyjrzał się jej i stwierdził, że jest mniej więcej w jego wieku. Niestety widział tylko skrawek jej twarzy, bo zbierała swój telefon, więc nie mógł stwierdzić kim była.

-Trochę w tym jest też Twojej winy..- powiedział niepewnie, za co skarcił się w myślach.

Ale co mógł zrobić? Pierwszy raz zdarzyło mu się, aby jakaś dziewczyna na niego krzyczała.

Niepotrzebna. || H.S.✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz