10.

329 32 8
                                    

Za bardzo was rozpieszczam. :)

Zoe jęknęła niezadowolona, rozciągając się na łóżku, przez co niektóre z jej stawów, strzelały zabawnie.

Spojrzała na zegarek, który wskazywał na 10:27. Zaklęła cicho pod nosem, przypominając sobie, że jest już sobota, a to oznaczało tylko jedno; była coraz bliższa do powrotu do szkoły.

Nie była z tego powodu zbytnio zadowolona. Nie widziała nawet sensu w dalszej edukacji, skoro miała już pracę, w prawdzie w niepełnym wymiarze godzin, ale to właśnie wszystko przez zajęcia.

A z resztą, skoro robiła to co lubiła, to do czego była jej potrzebna szkoła? No właśnie do niczego.

Owszem, była pełnoletnia, jednak co jej to dawało, skoro nadal mieszkała u rodziców, którzy postawili jej jeden warunek; musi ukończyć szkołę.

To w prawdzie tylko dwa lata, więc chyba da radę, prawda?

Castillo, jak nie Ty to kto? pytała samą siebie. Dasz radę. Raz dwa Ci to minie, znajdziesz później porządną pracę i mieszkanie, wyprowadzisz się. Może nawet Zick i Nicole, zamieszkają z Tobą? Życie pisze różne scenariusze.

Z taką myślą zwlekła się z łóżka i poszła do kuchni, zrobić sobie śniadanie.

Postawiła na najprostsze śniadanie; tosty z szynką i serem. Do tego zrobiła sobie kawę i już po dziesięciu minutach, pałaszowała śniadanie.

Mimo iż dziś miała wolne, postanowiła wpaść dziś jeszcze do warsztatu, bo w sumie to i tak nie miała nic lepszego do roboty. A tam, przynajmniej mogła spędzić miło czas.

Szybko się umalowała i ubrała, spokowała do torby pieniądze, telefon i klucze, po czym wyszła.

Z daleka zauważyła autobus, który akurat podjeżdżał na przystanek, dlatego też rzuciła się pędem, biegnąc ile sił w nogach.

Za sobą, usłyszała jeszcze gwizdy i krzyki, czwórki chłopaków, którzy stali pod domem jej sąsiadów. Postanowiła je jednak zupełnie zignorować.

Wręcz wskoczyła do autobusu, wywołując śmiech u kierowcy. Zdyszana skasowała bilet i usiadła na wolnym miejscu.

W ciągu dziesięciu minut, znalazła się w centrum. Wysiadła z pojazdu i szła prosto przed siebie, a już po chwili, przed jej oczami pojawił się warsztat.

Zadowolona weszła do środka, krzycząc głośne Cześć! do trójki mężczyzn.

-Czy Ty nie miałaś mieć dziś wolnego?- zapytał Robert wysoki blondyn o niebieskich oczach.

-Miałam, ale że jako jeszcze nie chodzę do szkoły i nie mam zbytnio co robić, to postanowiłam wpaść i ponadzorować waszą pracę.- zaśmiała się głośno.

-Tak więc, zapraszamy!- odezwał się grubym głosem właściciel warsztatu.

Mo, był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną po czterdziestce. Miał żonę i dwójkę dzieci; Patrick'a i John'a. Był przystojnym zielonookim brunetem, którego skórę zrobiło kilka tatuaży.

-Skoro już stoisz, to zrób nam po kawie.- odezwał się Will, który akurat wyjeżdżał spod samochodu.

Zoe przyjrzała mu się dokładnie. Był niesamowicie szczupły, a jego brązowe oczy lśniły niesamowitym blaskiem. Czarne włosy, mimo dość młodego wieku, były przypruszone lekką siwizną w kilku miejscach.

Dziewczyna odłożyła torbę na bok i poszła do aneksu kuchennego, aby włączyć czajnik z wodą. Do czterech kubków wsypała kawę, po czym zalała je wrzątkiem.

Niepotrzebna. || H.S.✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz