44.

227 24 11
                                    

Zoe poczuła jak cała krew odpływa z jej twarzy. W momencie zrobiło jej się słabo i niedobrze, a dodatkowo miała wrażenie, jakby wszystko stanęło w miejscu.

Jej rodzice.. ulegli wypadkowi.. ale co konkretnie się stało?

-Żyją?- zapytała cicho, kurczowo trzymając się ramienia przyjaciela.

-Wszelkie informacje uzyska Pani w szpitalu.- powiedział jeden z nich, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

-Dziękuję.- powiedziała tylko, a jej wzrok był nieobecny. Mężczyźni odeszli, mówiąc ciche pożegnanie.

Co miała zrobić? Jechać tam od razu, czy pójść po Frieddie? Ja oni się czuli? Jak tam dojedzie?

-Coś się stało?- do dwójki przyjaciół podszedł Liam, który z daleka obserwował całą sytuację.

-Moi rodzice są w szpitalu.- powiedziała wyprana z wszelkich emocji.

Mimo iż nie przepadała za nimi, mimo tych wszystkich ran, które jej zadali.. nadal byli jej rodziną, jej rodzicami. Nadal w jakiś sposób jej na nich zależało, mimo iż im na niej.. już nie za bardzo.

Kochała ich na swój pokręcony sposób. Tak samo, jak kochała Frieddie. Kochała ich mimo wszystko.

-Gdzie moja siostra?- zapytała nadal patrząc się w punkt, w którym zniknęli policjanci.

-Zapomnij o niej.- Liam zaczął prowadzić dziewczynę w stronę swojego samochodu. Marcus w ciszy podążał za nimi.- Jest na górze z..

-..Harry'm?- zapytała, gdy chłopak zaciął się.

-Tak.. przykro mi..- otworzył przed nią drzwi, a ona wsiadła bez słowa.

Liam szybko obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą, zanim jednak zamknął za sobą drzwi, zwrócił się do Marcus'a;

-Co się tak wpatrujesz jak ciele w malowane wrota? Wsiadasz czy nie?!

Brunet spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem, jednak zajął miejsce z tyłu. Po chwili samochód ruszył z piskiem opon.

***

Zoe wtargnęła do szpitala i rozgorączkowanym wzrokiem rozglądała się za kimś, kto mógłby udzielić jej jakichkolwiek informacji.

-Przepraszam!- krzyknęła w stronę wysokiego mężczyzny w białym kitlu, podchodząc do niego.

Mężczyzna odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią znad swoich okularów połówek. Nie miał więcej jak 30 lat.

-Tak?- zapytał głębokim głosem.

-Jestem Zoe Castillo. Moi rodzice mieli wypadek samochodowy i..

-Ach.. tak..- mówił powoli mężczyzna, przeglądając plik kartek, które trzymał w ręku.- Cas..tillo.. Hmm.. A więc Pani ojciec jest na izbie przyjęć, ma wybity bark i kilka zadrapań. Jemu życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo..

-A moja matka?- zapytała odczuwając lekką ulgę.

-Pani matka.. Ona jest w zdecydowanie gorszym stanie.. jest na sali operacyjnej... Jeżeli uda jej się z tego wyjść, będzie do końca życia jeździć na wózku inwalidzkim.- lekarz spojrzał na nią smutno, kładąc dłoń na jej ramieniu.- Przykro mi..

-Och..- powiedziała tylko, ale w jej głowie panował chaos.

Nie miała pojęcia co będzie teraz. Jak jej matka przyzwyczai się do tej sytuacji? I jak zareaguje jej ojciec? Jak w ogóle doszło do wypadku?

Nawet nie zauważyła, w którym momencie pojawili się przy niej chłopcy.

-Alien?- odezwał się Mark, delikatnie pocierając jej ramiona.- Co z nimi?

Niepotrzebna. || H.S.✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz