Veronica już ponad tydzień temu została wpisana ze szpitala i przebywała w domu, który musiał przejść generalny remont, tak aby mogła swobodnie się po nim poruszać.
Nad wszelkimi pracami modernizacyjnymi trzymał pieczę Mark, a czasem gdy on nie mógł wszystkiego pilnowała Zoe, której w przeciwieństwie do Frieddie, nie stanowiło to żadnego problemu.
I tak, tym sposobem dom państwa Castillo powiększył swoje rozmiary o ponad połowę tak, że stykał się z jednej strony z garażem.
Ponad to zamontowano takie udogodnienia jak rampa, która pomagałaby Veronicy wjechać na piętro, czy specjalna kabina prysznicowa, do której mogła by wjechać na wózku. Poszerzyli przejścia, usunęli progi, tak aby mogła funkcjonować jak normalna, zdrowa osoba.
Jednak i to nie zadowoliło kobiety, która nie omieszkała poinformować swojego męża, że nie podoba jej się ułożenie pokoi czy ich kolorystyka.
Zoe jak codzień przyszła do domu rodziców, aby im pomóc. Musiała wyręczać swoją matkę w różnych czynnościach, dopóki ta się nie zaaklimatyzuje. Oczywiście jak na razie nie zapowiadało się, że nadejdzie to szczególnie szybko.
Wcale się nie zdziwiła słysząc kolejną awanturę.
Ledwo zamknęła za sobą drzwi, a na korytarzu ukazał się wzburzony Mark, który na widok swojej starszej córki, ściągającej płaszcz stanął w miejscu.
-Dzień dobry.- powiedziała obojętne i nie czekając na odpowiedź z jego strony, poszła do łazienki aby nastawić pranie.
Zoe nie potrafiła zrozumieć, jak to jest, że codziennie nastawia przynajmniej dwa automaty, a ubrań nie ubywa.
Następnie poszła do kuchni, gdzie wzięła się za przygotowanie posiłku. Dziś postawiła na najszybsze danie; spaghetti.
Była tak pochłonięta tym co robi, że nawet nie zauważyła kiedy, obok niej znalazła się Veronica.
-Za dużo sypiesz tej soli, do cholery!- krzyknęła nagle, strasząc blondynkę.- Tego się później, w ogóle zjeść nie da!
Zoe zacisnęła szczękę, jednak nie odezwała się ani słowem. Zdążyła już przywyknąć, że za każdym razem gdy tutaj jest, jej matka szuka wszelkich sposobności, aby jakoś jej dopiec.
Lekcje, jakich udzielił jej wychowawca w ośrodku, jednak nie poszły na marne.
Dzięki Ci Cannavan. westchnęła pod nosem, nastawiając wodę na makaron.
-Mamo!- krzyknęła Frieddie, która akurat weszła do kuchni.- Potrzebuję pieniędzy na nową sukienkę. We wszystkich już byłam, a idę z przyjaciółmi do klubu jutro.
-Oczywiście, kochanie.- oczy kobiety zabłyszczały na widok młodszej z córek. Podjechała do stolika na którym leżała jej torebka i wyciągnęła pieniądze z portfela.- 50£ wystarczy?
-Kocham Cię!- pisnęła tak głośno, że Zoe prawie pęknęły bębenki.
-Kochasz ją tylko wtedy, gdy masz z tego korzyści.- szepnęła pod nosem, mieszając sos.- Zaraz będzie obiad.- dodała głośnej, ani na chwilę się nie odwracając.
Po dziesięciu minutach wszystko było już gotowe. Zoe wycierała blat i kuchenkę, podczas gdy jej rodzina nakładała sobie posiłek.
-Może zjesz z nami?- zapytał po chwili Mark, przez co Frieddie zakrztusiła sie kawałkiem mięsa.
-Nie, dziękuję. Wolę zjeść coś u siebie.- powiedziała Zoe nie odwracając wzroku od zmywarki i talerzy, które do niej wsadzała.
Mark był rozczarowany. Miał cichą nadzieję, że zostanie z nimi jeszcze przez chwilę. Ona jako jedyna zwracała się do niego grzecznie i mógł z nią normalnie porozmawiać.
CZYTASZ
Niepotrzebna. || H.S.✓
Teen FictionCiężko jest, zacząć wszystko od początku, w zupełnie nowym miejscu, z nieciekawą przeszłością. Zoe nie jest miłą dziewczyną, która boi się wszystkiego. Co się więc stanie, jeśli na swojej drodze spotka kogoś o podobnym temperamencie jak jej? -Chcesz...