63.

113 14 1
                                    

Wstała powoli z łóżka, a łzy wypływające z jej oczu skapywały na podłogę. W jej domu nie paliła się ani jedna lampka, jednak dziewczyna wcale nie potrzebowała oświetlenia, by móc swobodnie się po nim poruszać. Znała każdy kąt, czy zakamarek tego domu i nic nie było w stanie jej zaskoczyć. Wyszła na długi hol i skręciła w prawo, gdzie z sufitu zwisała cienka linka, którą z całej siły pociągnęła. Z cichym skrzypnięciem ze stropu wysunęły się małe schody, prowadzące wprost na strych. Dziewczyna bardzo niepewnie po nich weszła, chwiejąc się. Stopnie były strasznie strome i pozbawione poręczy, gdyż na najwyższą kondygnację, rzadko kto zaglądał, nawet ona. Gdy tylko wspięła się na górę, pociągnęła za kolejną linkę, a już po chwili dało się słyszeć ciche brzęczenie, a w pokoju stało się jaśniej.

Na rękach Frieddie pojawiła się gęsia skórka, gdyż strych był zupełnie pozbawiony ogrzewania. Rozejrzała się po pomieszczeniu i krzyknęła głośno, widząc zielone oczy swojej siostry, które wpatrywały się z nią z kpiną. Dopiero po chwili, gdy udało jej się uspokoić, przyjrzała się dokładniej i zdała sobie sprawę, że wpatruje się w swoje odbicie w lustrze, a światło padające na nią, daje efekt innego koloru oczu.

Szybko narzuciła stary koc na lustro i ponownie rozejrzała się po kartonach, które tu stały.

Nie miała pojęcia czego tu szuka, jednak jakaś niewyjaśniona siła ją tu przyciągnęła, a nawet wręcz kazała jej tu przyjść. Czuła strach. Coś ciągnęło ją ku kilku kartonom, stojącym pod małym oknem. Były zakurzone i powykręcane od panującej tu wilgoci. Niepewnie uniosła wieko pierwszego tekturowego opakowania i zajrzała do środka. Były tam stare ubrania, przeznaczone dla małych dzieci, do tego kilka zabawek jak bączek czy grzechotka. Na powrót zamknęła karton i postawiła go na ziemi. Zagryzając dolną wargę, otworzyła następny i od razu tego pożałowała.

Na samej górze, leżało oprawione w ramkę zdjęcie, przedstawiające trzy, na oko trzynastoletnie dziewczynki, które tuląc się do siebie mocno, uśmiechały się szczerze w stronę obiektywu aparatu fotograficznego. Było po nich widać, że są szczęśliwe, mimo iż nie miały na sobie drogich ubrań, czy dodatków. Zdjęcie to wykonane było przed ich starym domem, który jej rodzice sprzedali, zaraz po tym, jak przeprowadzili się tutaj.

-Byłyśmy wtedy takie szczęśliwe.- usłyszała.

-C.co?!- krzyknęła upuszczając zdjęcie, którego delikatna, szklana ramka roztrzaskała się w drobny mak.

Rozejrzała się po pokoju, jednak nikogo nie dostrzegła. Nie chciała tu być, jednak nie potrafiła stąd wyjść, jakby jakaś dziwna siła trzymała ją tu siłą. Czyjś melodyjny głos, towarzyszył jej odkąd tylko dotknęła tego przeklętego zdjęcia i ani myślał ją opuścić, a rzeczy jakie jej mówił, były straszne. Złapała się za głowę i zaczęła krzyczeć, chcąc się go pozbyć.

Czyżby oszalała? Wcześniej może i go słyszała, jednak udawało jej się go stłamszać. Urósł na siłę, czy to ona sama pozwalała sobie popaść w większy obłęd? Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego po wyjeździe Carrie? Co się z nią działo?!

Z dołu zaczęły dochodzić dziwne szmery, a ona przerażona rozejrzała się dzikim wzrokiem po strychu. Nie myślała logicznie. Jej ciałem zawładnął ten głos.

-Frieddie..?- usłyszała ponownie, jednak tym razem, odniosła wrażenie, że pochodzi bardziej z rzeczywistości, jak z jej głowy.- Frieddie!

Tupot stóp stawał się coraz głośniejszy, a ona miała coraz mniej czasu. Postawiła niski stołek pod belką stropową, postanawiając wprowadzić plan, podpowiadany jej przez ten cudowny głos, w życie.

***

-Kurwa mać.- zaklął Luke, widząc jak auto Harryego przyspiesza.

Do mety nie zostało więcej jak sto metrów, a on wykorzystał już całe swoje nitro. Mógł teraz tylko patrzeć, jak samochód Stylesa go wyprzedza, a on nie może zrobić nic, aby mu przeszkodzić. W ustach czuła gorzki smak przegranej i żegnał się z tytułem mistrza, oraz pieniędzmi, które miały zapewnić zarówno jemu jak i Jessie spokojną przyszłość.

Uderzył z całej siły dłonią o kierownicę i zaklął siarczyście przeklinając siebie i swoją głupotę. Mógł to wygrać, jego auto było zdecydowanie lepsze niż te, którym jechał Harry, jednak zupełnie zlekceważył wszystko co mówili jego przyjaciele.

-Harry co Ty robisz?- szepnął pod nosem, obserwując, jak jego dawny przyjaciel odbija samochodem to w lewo to w prawo, jakby stracił nad nim panowanie.- Kurwa mać.- krzyknął, dociskając hamulec.

Zaczął szybko manewrować kierownicą, gdyż jego samochód wpadł w poślizg, zupełnie jak Harrego.

**

-Co on wyprawia?!- zapytała piskliwym głosem Mia, obserwując jak auto Stylesa wybija do przodu, wyprzedzając tym samym jej przyjaciela.

-Chce wygrać.- Ash wzruszył ramionami, przyciągając do siebie Jessie, która drżała.

-Mam złe przeczucia.- powiedziała blondynka, wtulając się w niego.

-Nie wygra tego, to wygra inne.- powiedział nonszalancko Calum, odpadając papierosa.

-Nie o tym mówię, Cal. Choć może to i lepiej, że mój brat przegra. Nie będzie takim zadufanym w sobie dupkiem. Chodzi mi o to, że wydarzy się coś złego.

Ledwo zdążyła skończyć zdanie, auto Harrego wpadło w poślizg, a prędkość z jaką jechał, nie pozwalała mu z niego wyjść. Nim ktokolwiek zdążył powiedzieć coś jeszcze, zjechał z drogi i odbił się od ściany starej elektrowni, a cały bok od strony kierowcy był wgnieciony. Jedna z opon po wpływem uderzenia pękła, a prędkość sprawiła, że samochód zaczął dachować.

Luke widząc to zahamował szybko i wysiadł z auta. Zaczął biec w jego stronę, modląc się by zdążył, gdyż spod maski zaczynały wydostawać się kłęby czarnego dymu. Złapał za klamkę i szarpnął mocno, a drzwi wypadły z zawiasów. Spojrzał na nieprzytomnego Harrego, czując uścisk w sercu. Twarz miał całą poharataną, a z brwi i z wargi nieustannie sączyła się krew. Szybko odpiął jego pas i złapał go pod pachy, jednak nie mógł go wyciągnąć, tak jakby szatyn utknął.

-Luke..?- wydyszał słabo Harry, uchylając powieki.- Co Ty tutaj robisz?

-To co zwykle.- powiedział, majstrując coś przy siedzeniu.- Ratuję Ci dupsko. Możesz się ruszyć?

W jego słowach było coś dziwnie znajomego. Ratuję Ci dupsko. Ile razy tak było, gdy blondyn dostawał za niego po dupie, lub wyciągał go z największych opresji? Dużo. Więcej niż byłby w stanie zliczyć.

-Nie czuję.. nóg.- odpowiedział zdziwiony, próbując się wydostać.- Wszystko mnie boli.. ale ich nie czuję.. Nie mogę nawet stąd wyjść.- dodał spanikowany, szarpiąc się.

-Spokojnie.- Hemmings za wszelką cenę starał się zachować zimną krew.- Jakoś Cię stąd wydostaniemy.

Pochylił się nad nim i złapał za dźwignię, po czym odsunął siedzenie szatyna.

-Kto Ci to tak zamontował?!- warknął rozzłoszczony, próbując wyplątać Harryego z kabli, jakie wypadły spod deski rozdzielczej.

Harry spojrzał na Lukea, który w pełni skupiony przecinał krótkim nożem plontaninę obwodów i uśmiechnął się lekko. Nie podejrzewał, że jeszcze kiedykolwiek będzie mu dane być w otoczeniu starego przyjaciela, nie kłócąc się ani nie obrażając siebie nawzajem. To było.. dziwnie oczyszczające.

-Przepraszam, Luke.- powiedział po dłuższej chwili, czym wprawił go w osłupienie.

-Słucham?!- patrzył na niego wielkimi oczami, jakby widział go po raz pierwszy.

- Zjebałem. Wszystko. Skłóciłem naszą paczkę, ze względu na jedną dziewczynę. To było głupie.

-Było, nie zaprzeczę.- uśmiechnął się szeroko, wracając do zajęcia.

-Czujesz to?- zapytał Harry wciągając głośno powietrze nosem.- To.. benzyna?

-Kurwa mać.

Niepotrzebna. || H.S.✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz