30. Nie Uda Się Im Ciebie Zniszczyć...

29 0 0
                                    

*Piotrek*
Gonię maluchy po całym domu a Wojtek z Olą się śmieją.
- Koniec - Martyna - zabawy
I płacz.
- przyszła Ona. Niszczyciel dobrej zabawy i marzeń dzieci - mówię
Patrzy na mnie a oni się śmieją.
- Miśki. Raz dwa - Martyna
- Hej miśki. Czas wiać - mówię
Śmiejemy się.
Ubraliśmy dzieci i idziemy do auta.
Zapinamy dzieci w foteliki i wsiedliśmy na swoje miejsca.
Martyna poprawia make-up.
- wszystko wróciło do normy - Tosia
- ta - mówię i zapinam Martynie pasy.
- jak szarpniesz to cię ugryzę - Martyna
- zrobię to z przyjemnością - mówię
Śmiejemy się.
Ruszyłem i jedziemy.
- to jak z tym twoim prawem jazdy? - pytam
- patrz na drogę - mówi
- przecież umiesz jeździć - mówię
- ale z jakiegoś powodu mi je zabrali, nie? - mówi
- wrr - mówię a dzieci i Wojtek oraz Ola się śmieją.
Odwieźliśmy Tosię oraz Antka do szkoły.
- sayonara młodzi - mówię
- bye - mówią
Poszli do szkoły a ja odjechałem kawałek i czekam.
- ufaj, ale sprawdzaj - Martyna.
Zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili odjechaliśmy i podrzuciliśmy maluchy do przedszkola a najmniejsze do mamy.
- no to do domu - mówię
- podjedź do galerii - Martyna
- zapomnij - mówię - jedziemy do leśnej Góry.
- było blisko - Ola
- sprawdzał was - Wojtek
- cicho - mówię
Śmiejemy się.
- on ma za dobry humor. Co ćpałeś beze mnie? - Martyna
- jeszcze nic bo mnie wkopałaś w badania - mówię
Po chwili byliśmy na miejscu i poszliśmy pod dany gabinet.
Weszliśmy wszyscy razem.
- grupowa solidarność? - Franio się śmieje.
- ta - mówimy
- jak wszyscy to wszyscy - Ola
Pobrali nam krew i mierzą ciśnienie.
- raczej przed powinniście, no, ale dobra - mówię
- nie tęskniłem - Franio
Zaczęliśmy się śmiać.
- Pan i pani wysokie ciśnienie mamy - Franio do Wojtka i Martyny
- geny zobowiązują - mówię
- lepiej nie - Martyna
- też podziękuję - Wojtek
Zaczęliśmy się śmiać.
Potem dziewczyny poszły do ginekologa a na mnie się każdy dziwnie patrzy.
Nowa pielęgniarka się do nas uśmiecha. Wojtek parsknął śmiechem.
- amator - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
Wyszły dziewczyny i Poszliśmy do bistro na śniadanie.
- ty tutaj? - lekarz do mnie
- no raczej - mówię
- nieźle się ustawiłeś - mówi a Martyna podeszła.
- no to tak - Martyna do sprzedawcy i chwyta mnie za rękę.
Zmierzył nas i poszedł. Zamówiliśmy i usiedliśmy.
Patrzę na Martyne.
- hmm? - skapnęła się
- Leśna Góra huczy widzę - mówię
- ta - mówi szeptem - ale przynajmniej boją się ciebie 10 razy bardziej.
Śmiejemy się
Zjedliśmy śniadanie i idziemy do bazy. Kolejka jakiś ludzi.
- ej tu kolejka - jakiś facet jsk wchodzimy.
- do czego? - Martyna
- na rozmowę o pracę.
- Aaa - Martyna
- szefowa ma luki w pamięci - Mówię
- To Góra. Na bank - mówi
Weszliśmy do bazy a tam jeszcze więcej ludzi.
- co tu się... - Martyna a oni się śmieją.
- Martynka. - Góra - Zaprosiłem paru ludzi.
- paru? - Martyna - Aha
*Martyna*
- ogarniesz, nie? - Góra
- ogarnę - mówię i weszłam do gabinetu. Wyszłam przed bazę.
- zapraszam do środka - mówię
Weszli a oni się dalej śmieją.
Zagwizdałam.
- patrzcie. Mogę was po zwalniać. Tyle mamy chętnych do pracy - mówię
- upsia - mówią
- państwu już dziękujemy - Piotrek
Wzięłam pierwszą osobę na rozmowę.
- Nazywam się Robert Potok. Pracowałem wcześniej w lotniczym pogotowiu ratunkowym, ale zdecydowałem, że chce pracować na lądzie.
- dobrze. A co skłoniło Pana do podjęcia tej decyzji? - pytam
- mam dzieci a praca w karetce wydaje się być bezpieczniejsza.
- no dało by się to przedyskutować, ale dobrze. - mówię - ma Pan swoją dokumentację?
- tak tak. - mówi i mi daje.
Przeglądam.
- dobrze. - mówię - czy odpowiada panu jutro na 6?
- nie za bardzo. Wychowuje dzieci sam a przedszkole czynne jest właśnie od 6.
- rozumiem. W takim razie 7?
- tak - mówi - dziękuję
- yhym. A pasują panu godziny popołudniowe i nocne? Czy tylko rano?
- pasują - mówi - wtedy wołam mamę do dzieci. Rano nie da rady.
- dobrze. To może jutro w takim razie 14?
- idealnie - mówi - tak. Pasuje
-.dobrze.
Podpisaliśmy umowę a ja zapisałam gościa na kartce. I wzięłam następną osobę.
*Piotrek*
Dzwoni Tosia.
- co tam młoda? - mówię jak odebrałem
- tato bo Antek bierze twój motor. Biegnę za nim, ale on jest szybszy.
- gdzie on jest?
- biegniemy przez park - mówi
- ok. Spotkamy się w domu - dałem Wojtkowi kluczyki do auta.
Pobiegłem do domu i schowałem się w garażu. Antek wszedł do domu.
- co robisz idioto - Tośka do niego
- chce się przejechać - mówi i wsiada na mój motor
- ekhem - mówię i wychodzę.
- ty konfidencie - Antek do Tośki
- kluczyki - mówię. Oddał i poszedł do domu.
- mam wracać do szkoły? - Tosia
- już zostań - mówię i poszliśmy za Antkiem.
- Antek do mnie - mówię
Poszedł do swojego pokoju.
Dzwoni Martyna.
- no gdzieś ty jest? - pyta
- w domu. - mówię
- coś się stało? - pyta zaniepokojona
- nie. Antek pokazuje swój charakterek. Nie denerwuj się. Zaraz tam przyjdziemy. - mówię
- my już wracamy - mówi
- ok.
Rozłączyłem się i idę do Antka.
- na dół w tym momencie - mówię
- po co?
- po jajco - mówię - co chciałeś zrobić? Zabić się?
- nie. Chciałem się przejechać
- podróż w jedną stronę?
Poszedł na dół i akurat wpadł na Martyne. Ona oczywiście na mnie.
- nic nie zrobiłem - Antek
- ale chciałeś - Tośka
- idź. przemyśl co chciałeś zrobić - mówię
Poszedł wkurzony do pokoju i trzasnął drzwiami
- co tu się wydarzyło? - Martyna
- chciał wsiąść na taty motor - Tosia - bo założył się z Kacprem. Miał jechać do szkoły i spowrotem
- idź z nim pogadaj - Martyna - ale bez nerwów
- ja jestem spokojny
- ekhem - Wojtek - bardzo
Zaczęli się śmiać.
- to idę ja - mówi
Poszła do niego.
- poszłam go utulić i pomiziać - mówię pod nosem
- robi się grubo więc adio - Tosia
- zmykaj - mówię
Poszła do swojego pokoju.
Dzwoni wychowawczyni Antka i Tośki.
Odebrałem.
- witam. Z tej strony Sylwia ptak.
Pana dzieci uciekły z szkoły.
- witam. - mówię jak to możliwe, że nie potrafią państwo upilnować dzieci?
- słucham?
- dobrze, że mnie pani słucha. Nie pilnują państwo dzieci. Wyszli i nikt ich nie zatrzymał. Ja się pytam. Gdzie jest Woźna, woźny lub nauczyciel dyżurujący?
- no ale przecież nic się nie stało
- nic się nie stało? Syn założył się z kolegą, że przyjedzie motorem do szkoły i spowrotem. Córka wybiegła go powstrzymać. Gdzie wtedy był nauczyciel? Woźny lub ktoś inny? Każde dziecko, nawet to najmłodsze w pierwszej klasie może tak sobie po prostu wyjść.
- co z nim?
-nie zdążył wsiąść bo go powstrzymałem. A pani niech odpowie na moje pytanie
- u nas nikt nie pilnuje drzwi.
- a może to czas żeby się to zmieniło. Sam się przejdę jutro do dyrektora i mu uświadomie, że dzieci w jego placówce nie są bezpieczne.
- w szkole im się krzywda nie dzieje.
- odpowiadacie za ich bezpieczeństwo do momentu gdy kończą lekcje. Rozmawiałem z panią, że będziemy z żoną ich odbierać.
- przepraszam muszę iść na lekcje. Do widzenia
- i taka jest z panią rozmowa - rozłączyła się
- żeby nasze nie robiło takich problemów - Wojtek
- cieszcie się póki będzie małe. Później będzie coraz trudniej. - mówię
Przyszła Martyna.
- i co? - pytam - zrozumiał?
- zrozumiał. - mówi - chciał pokazać koledze, że ma super rodziców i na wszystko mu pozwalają. A ja. Dobra ściema młody. I wtedy wypalił prawdę, że przez niego mamy najwięcej problemów. Twój ojciec był u nich w szkole. Nagadał mu głupot i wyszedł z wkurwiony. Oczywiście założył się z kolegą, że to zrobi. Tak. To była prawda. Dobrze wiedział że się rozwali i jakie będą tego konsekwencje.
- jak był w szkole skoro go twój ojciec zamknął?
- prawnik się wybronił. Dzwoniłam do taty.
Trzeba go umówić do specjalisty. Nie jest dobrze z jego psychiką.
A nas nie chce martwić. - mówi
- spróbuję ja a potem zobaczymy
Poszedłem do młodego. Gra na komputerze. Energicznie naciska myszkę.
- młody - mówię i ściągam mu słuchawki.
- przepraszam. Powinno mnie tu nie być
- co ty wygadujesz? - pytam - co?
Dla mnie i dla mamy jesteście najważniejsi. To Dla was żyjemy. To dla was stajemy każdego dnia.
Mówiąc dla was mam na myśli ciebie i twoje rodzeństwo.
Jakby coś ci się dzisiaj stało nie doszlibyśmy do siebie. Bo to by była nasza wina. Nigdy ci tego nie mówiłem. Jesteś moim pierwszym synem. Tym długo wyczekanym synem o którym marzyłem. Zawsze chciałem mieć takiego syna jakim jesteś ty. Popełniasz błędy, ale kto nie popełnia. W sumie dostałeś to w genach.
Nigdy nie myśl, że jesteś tutaj nie potrzebny. A ten facet co niby zwie się dziadkiem nie zasługuje na to miano. Jeśli zrobiłem coś co cię uraziło i sprawiło, że poczułeś się nie potrzebny to przepraszam. Nigdy tego nie chciałem i nie chce.
- to nie ty - mówi - nie mama.
To on. Przyszedł do szkoły i przy wszystkich zaczął na mnie krzyczeć i szarpać. Zareagował dyrektor który się nim zajął a ja wybiegłem. Nie było żadnego zakładu z kolegą.
- wiem, że w tym momencie czujesz się ośmieszony i masz ochotę zapaść się pod ziemię.
Wiem. Rozumiem to. Przechodziłem przez to nie raz.
I gdyby nie babcia pewnie też by mnie tu nie było.
Nikt nie ma prawa wmawiać ci, że jesteś nie potrzebny. Słyszysz?
Nikt. Ty Też tak nie myśl.
On na to czeka. Będzie się cieszył bo wygrał. Jesteś dzieckiem. Już dużym, ale nadal dzieckiem. W życiu pojawią się piękne momenty, ale też znajdzie się ktoś kto będzie Ci chciał to życie utrudnić. Nie Możesz na to pozwolić. Zawsze musisz iść z podniesioną głową.
Nie jest to łatwe. Wiem. Z czasem się do tego przyzwyczaisz a ci ludzie będą padać zrezygnowani na kolana bo nie uda im się ciebie zniszczyć. A ten stary buc też kiedyś upadnie. Do niego powoli dociera, że stracił wszystko.

Przytulił się do mnie. Dałem mu buziaka w czoło. Łzy mu lecą.

- wiesz, że cię kocham? - pytam
- yhym - mówi - ja ciebie też tato
- to co zrobisz jak będziesz się kiedyś tak czuł?
- przyjdę do ciebie - mówi - lub do mamy
- bardzo dobrze - mówię - przepraszam, że się tak zdenerwowałem. To nie chodziło o motor. Żebyś go rozwalił a ja bym stracił swoją ulubioną zabawkę. To chodziło o to, że straciłbym ciebie. Swojego syna. Rzecz można kupić. Bardzo łatwo jest kupić taki sam motor. Ale ciebie się nie da. Nie da się stworzyć ciebie po raz drugi.
Jesteś jaki jesteś. Idealny. Wyjątkowy na swój sposób. Nie zmieniaj się na siłę. Wiedz, że wszystkich ludzi nie zadowolisz a ta jedyna, która kiedyś będzie twoją żoną. Zobaczy w tobie coś co pokocha. Tą twoją dobrą stronę.
- nawiązujesz teraz do mamy?
- ta
Śmiejemy się.
- apropo mamy. Własne szuka dla ciebie psychologa. Chyba trzeba jej w tym przeszkodzić.
- mam psychologa w domu
Śmiejemy się.
- idziemy - mówi
Zeszliśmy na dół.
- mamo nie rób tego - Antek - już mi przeszło.
Śmiejemy się.
- mam nadzieję młody. - Martyna go przytula - nie może cię zabraknąć.
- was też. - mówi - nic nie Kombinujecie, prawda?
- o czym mówisz? - pytam
- że się zabijecie jak będziemy dorośli - mówi
- co? - Wojtek z Olą
- nie aktualne młody - mówię
- już widzę jak tata na to pozwala a sam by tego pierwszy nie zrobił - Martyna
- mam nadzieję - młody
- to teraz ja - Wojtek - porozmawiam z wami.
- uspokój się - mówię - to było chwilowe załamanie. Był taki okres i strzeliło nam to do głowy.
Ale już nie aktualne.
- była niezła Wojna. Z Wiktorem na czele.
Śmiejemy się.
- w sumie dawno się razem nie śmialiście z byle czego - młody
- tata się obija - Martyna
Śmiejemy się.
- dzwoniła nauczycielka. Kazała przekazać mężowi, że rozumie, że jest zdenerwowany, ale to nie jest wina szkoły. - Martyna - i nie życzy sobie takiej rozmowy
- a ty co na to? - pytam
- przeprosiłam ją - mówi
- no nie - mówię a młody się śmieje.
- no co? - pyta - a co miałam zrobić?
- opierdolić, że nie pilnują dzieci
- a to swoją drogą - mówi
- załatwię to jutro - mówię
- powiało grozą - Młody i się śmiejemy.
- to powiedz odrazu, że dzieci nie będzie w szkole w poniedziałek i wtorek.
- nie powinno ich to interesować. Napiszę się usprawiedliwienie. - mówię
Śmieją się a Martyna na mnie patrzy.
- Herbatki? - pytam
- przyda się - mówi
Robię herbatę.
- idź zobacz do Tosi - Martyna do młodego
- yhym - mówi i idzie na górę - Antytośka żyjesz?
Śmiejemy się.
- macie niezłą różnice w charakterze. To Cud, że się dogadujecie - Ola
- nie dogadujemy się w niektórych sprawach
- i to ja muszę ustąpić - mówię a Martyna bierze nóż.
- Kto? - pyta
Śmieją się.
- ym. Nie No. Oczywiście zgadzam się z żoną - mówię i zabieram jej nóż.
Śmiejemy się.
- dobra. Co z tą Anką? - Martyna
- a co? - pytam
- Wiktor bardzo to przeżywa. Trzeba mu oddać żonę. - Martyna
- raczej pani sierżant, starszy sierżant go zadowala - mówię.
- skąd ty wiesz takie rzeczy
- oj młoda - mówię - ja wszystko wiem.
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale to nie zmienia faktu, że trzeba ją stamtąd wyciągnąć
- to znaczy, że muszę opierdolić Wiktorka, że rozmawia o tym z tobą - mówię a ona wciągnęła powietrze. - już już. Bo się zapowietrzysz
Powstrzymują śmiech.
- napisze do taty żeby ją z tamtąd wyciągnął - mówi
- przykro mi - mówię i daje jej herbatke. - raczej cię nie posłucha.
Akurat o tym decyduje ja.
- z twojego telefonu - mówi - wysłałam. 1:0
Śmieją się.
- amator - mówię i dzwonię do Kubickiego. Odebrał - no siemanko. To Martyna wysłała SMS. Nie zmieniłem zdania.
- tak myślałem - mówi - a teraz muszę kończyć. Prowadzę wojnę z twoim ojcem.
- ok - mówię.
Rozłączył się.
- nienawidzę cię - mówi i się załamała.
- to na mnie nie działa - mówię i daje jej buziaka.
Śmiejemy się. Ona też.
- próbowałam - mówi - to się liczy?
Zaczęliśmy się śmiać.








In my Dreams 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz