*Wojtek*
Dzieci chcą iść budzić Martyne i Piotrka.
- nie miśki - mówię - niech się wyśpią. Byli w pracy na noc.
- yhym. - mówią i odpuścili a Ola się śmieje.
- cicho - mówię***
Wstało małżeństwo.
- no wkońcu - mówię - ileż można
- cicho - Martyna
Zaczęliśmy się śmiać
- no cicho nie byliście. - mówię - łóżko skrzypiało
- nie prawda - Ola - nic nie było słychać. Luz.
Zaczęliśmy się śmiać.
- cicho. Patrz jacy zawstydzeni
- Wojtuś. Normalna sprawa. Robi to każdy - Piotrek
- yhym. To ja zgaduje, że dziewczynka
- nie nie - Martyna - dość.
Zaczęliśmy się śmiać
Zjedli śniadanie i poszli się ogarnąć. Wracając się gonią i Martyna potknęła się na schodach, ale ją złapał.
- mam ją. Luz - mówi do mnie i przerzucił ją przez ramię.
Śmiejemy się.
Dobrze widzieć ich takich szczęśliwych.***
Przyszli ludziska z bazy. Martyna się tuli do Piotrka a oni na nich patrzą.
- coś się stało? - Wiktor
- nie - Piotrek - co się miało stać?
- tak się przytulacie jak nigdy
- jak nigdy - mówię i się śmieje - dobre.
Śmieją się
*Piotrek*
- chyba jak zawsze gdy mamy czas - mówię
- yhym - Martyna
- co jej zrobiłeś? - Wiktor do Wojtka
- gdybym jej coś zrobił już by mnie tu nie było - Wojtek
- prawidłowo - Piotrek
Zaczęliśmy się śmiać
- on mnie ostatnio nastraszał...
- Wojtek - Ola go ciągnie za uszy
- no co? - Wojtek - poczuł dreszczyk emocji
Śmiejemy się a on patrzy swoim spojrzeniem na Wiktora.
Ola na niego.
- nic mu przecież nie zrobiłem - Wojtek - żyje. Ma wszystkie zęby. Nie ma o czym mówić.
- Martyna. Jakby przesadzał to dzwoń. - Ola
- uuu - wszyscy
- Jak to było. Nawet tuptuś ci nie
pomoże - Martyna
- dziękuję siostrzyczko - Wojtek a ona wysłała mu buziaka
Śmiejemy się.
- dlatego mówię. Dzwoń - Ola
- a co mi zrobisz? - Wojtek
*Wojtek*
Patrzy na mnie.
- Bój się - mówi
Parsknąłem śmiechem
- ciebie? - pytam - nawet mucha się nie boi
Śmiejemy się.
Chciała mnie uderzyć, ale się odsunąłem i uderzyła w krzesło.
Syknęła z bólu.
- dobrze ci tak. Na męża z łapami? - pytam. Śmieją się.
- zabije cię
- obiecujesz czy tylko straszysz? - pytam
- idiota - mówi
- tak mi mów - mówię
Śmiejemy się.
- następnym razem powiedz to przywalę mu za ciebie - Piotrek
- ojej. Strasznie Się Boję. Piotrusiu. Oddam ci.
Zaczęliśmy się śmiać.
Dzwoni Piotrka telefon. Wstał po niego i poszedł rozmawiać.
Martyna nie ma się o kogo oprzeć i patrzy na mnie.
- chodź chodź - Ola do niej
Zaczęliśmy się śmiać.
Przyszła i teraz przytulają się we dwie.
Ola zapina mi kajdanki jak objąłem Martyne.
- ej - mówię
- tul ją - Ola - na wieki wieków
Śmiejemy się.
- przecież umiesz się uwolnić - Tomek
- nie chce jej uderzyć - mówię
- potraktuj to jako szkolenie - Ola i wystawia do mnie język
- będziesz miała szkolenie jak cię złapie
- nie Uwolnisz się tak szybko
- żebyś się nie zdziwiła. - mówię
Podniosłem ręce do góry. Martyna wyszła mi objęć i się uwolniłem z kajdanek.
- to nie fair. Pomogła ci - Ola
- mój tuptuś - mówię i dałem Martynie buziaka a oni się śmieją.
Ola ucieka a ja patrzę na zegarek.
15. Koniec pracy. Gonię ją a jak złapałem Zapiąłem jej ręce kajdankami do schodów a drugimi nogi.
- zabije cię - mówi
- potraktuj to jako szkolenie - mówię
Śmiejemy się.
Próbuje się uwolnić. Wygina ręce.
- nie tak bo sobie bark wybijesz. Wyprostuj ręce
Wyprostowała ręce i uwalnia kciuki.
Uwolniła ręce.
- a Nogi? - pyta
- Kombinuj - mówię - żeby Ci się to nigdy nie przydało.
Próbuje i syczy z bólu.
- krzywdę sobie zrobisz - mówię i się oparłem o ścianę
- podpowiedź - mówi
- użyj wsuwki - mówię
- ty - mówi i wyciągła wsuwke z grzywki i otworzyła kajdanki.
- 8 minut - mówię - słabo. Zdążyłbym cię zastrzelić
- jeszcze raz - mówi a ja ją Zapiąłem jeszcze raz. Szybko uwolniła ręce a potem nogi.
- no. Żeby Ci się to nie przydało - mówię
- jeszcze raz
- nie pozwól mi na to
Wstała a jak chciałem ją chwycić kopnęła mnie między nogi. I przewaliła na tył. Spięła mnie kajdankami i kopnęła.
- zaczynam żałować tych lekcji - mówię
Śmiejemy się i idzie Piotrek.
- fory jej dajesz - Tomek - widać
- cicho - mówię i się uwalniam
- ej Kowal - Ola
- nie chce ci krzywdy zrobić - mówię - starczy na dziś.
- ostatni raz. Ale bez forów
- ochłoń - mówię - ja wiem, że lubisz się ze mną szarpać, ale no...
Śmiejemy się.
Atakuje mnie teraz Ona. Przerzuciłem ją i trzymam kciuki ją mocno. Wbiła mi pazury w szyję a ja dalej ją trzymam.
- puszczaj dziadu - mówi i gryzie
- chcesz fory? - pytam a ona mi przywaliła z łokcia w nos i z automatu ją puściłem.
- ha - mówi
Śmiejemy się.
- starczy. Bo jak będę wyglądał przy tuptusiu - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
Przyszedł Piotrek i patrzy na mnie.
- a tobie co? - pyta. Uśmiecham się a on machnął ręką.***
*Piotrek*
- Antek! - wołam młodego
- co? - mówi wchodząc do domu
- chodź chodź - mówię i otwieram mu drzwi do gabinetu.
Wszedł a ja za nim.
- nic nie zrobiłem - mówi
- jeszcze nic nie powiedziałem - mówię - co się wydarzyło w szkole?
- to nie ja
- chce usłyszeć twoją wersję - mówię - ochłoń
- ja nie wiem jak to się stało - mówi załamany
- nauczycielka mówi, że to ty zacząłeś go bić
- to on zaczął a ja się tylko broniłem.
A później wyskoczył przez okno.
Przecież bym go nie wypchnął.
- wiem, że tego nie zrobiłeś - mówię i go przytulam - wiem.
- po prostu zauważyłem, że się dziwnie zachowuje i chciałem mu pomóc. A wpakowałem się w problemy.
- dlaczego nic nie mówisz? - pytam - zadzwonić, SMS. Młody. Przecież ci pomogę.
- nie chciałem was martwić
- łobuzie - mówię - usiądź. Musimy pogadać. Czy oprócz tej sytuacji, w szkole jest wszystko wporządku?
Spuścił głowę.
- co się dzieje?
- zawsze o wszystko obwiniają mnie. A nigdy nic nie zrobiłem. Oni mogę mi wyrzucać rzeczy za okno. Książki, plecak, buty. Zabierać mi jedzenie. Tego nie widzą. A ja gdy ich popchne lub tylko krzyknę odrazu się zlatują. Im zawsze wierzą a ja jestem tym najgorszym.
- od kiedy to trwa? - pytam
- od trzech miesięcy. Może więcej.
- musisz nam mówić o takich rzeczach.
Od tego jesteśmy żeby Ci pomóc. Jeśli nauczyciele nie reagują, dyrektor. Czemu nie przyszedłeś z tym do mnie?
- bo co to da?
Na chwilę przestaną a później dalej będę. Albo i gorzej.
- chcesz zmienić szkołę? - pytam
- chcemy - mówi - Tośka też
Zawołałem Tośke.
- tata już wie
- to nie on - Tosia
- to wiem - mówię - chodzi o to, że nic nam nie mówicie. Trzy miesiące się nad wami w szkole wyżywają a wy nic nam nie mówicie.
- macie dużo swoich problemów. Po co wam i nasze
- Tosia. Jesteście dziećmi. Nie ważne ile macie lat. Czy 7 czy 13 czy nawet będziecie mieć 30 na karku. Jesteście naszymi dziećmi. Do 18 za was odpowiadamy my. Rozumiem wszystko. Nie chcecie nam dokładać, ale sami sobie nie poradzicie. Tu potrzeba dorosłego.
Przytuliliśmy się.
- zawsze będziecie naszymi dziećmi. Jeśli myślicie, że wszystko jest złe. Że wszyscy się na was uwzięli. Że nie ma wyjścia z tego. Przyjdźcie. Na pewno coś wymyślimy.
- yhym - mówią - to co teraz?
- porozmawiam z mamą. Albo czekajcie. Zawołam ją tutaj.
Wyszedłem po Martyne.
- młoda - mówię - chodź na chwilę
Przyszła.
- co się dzieje?
- chcemy zmienić szkołę - Antek
Kucnęła przed nimi a im łzy lecą.
- ale czemu? Co tam się dzieje?
Przytulili się do niej.
- głównie o to że jeśli coś się stało a nie jest ich winą tylko kogoś innego i tak się im obrywa - mówię - dokuczają im. Nie wiedzą co mają ze sobą zrobić.
- ale to chyba nie jest powód żeby zmieniać szkołe - mówi i patrzy na mnie
- ale jak się mają męczyć? Nauczyciele i dyrekcja nie rozumieją tylko straszą Antka poprawczakiem i kuratorem?
- rozmawiałeś z nimi?
- tyle razy - mówię - pojadę tam jutro z nimi
- ale to jest spokój na chwilę - Antek
- dobrze miśki. Przegadamy sprawę z tatą. Porozmawiamy z dyrektorem. Z wychowawcą. I jeśli to nic nie da. Znajdziemy wam inną szkołę.
A teraz głowa do góry.
Dała im buziaki.
- ja naprawdę nic nie zrobiłem - młody
- wiem młody - mówię - nigdzie cię nie wezmą. Nie pozwolę na to.
Martyna na mnie patrzy.
- później - mówię jej szeptem do ucha.
Przytulamy ich.***