*Wojtek*
Martyna straciła do mnie zaufanie.
Nie odzywa się. Mogło by mnie nie być. A To przez to, że zabroniłem jej iść do płonącego budynku za Piotrkiem. Trzymałem ją siłą a Po Piotrka poszli strażacy. Nic mu nie jest. Na szczęście.
Teraz idziemy do bazy. Ma dyżur.
Po chwili byliśmy na miejscu.
- jeszcze jej nie przeszło? - Tomek.
- nie - mówię
Przebrała się i przyszła.
- tuptuś do cholery. Ile się będziesz gniewać? - pytam
Nawet na mnie nie popatrzyła.
Poszła sobie robić kawę.
Patrzę na nią i podszedłem jej wyłączyć.
- możesz mnie ignorować. Nie ma problemu. Ale ciebie nie zamierzam. Śniadanie. Potem kawa
Dałem jej pojemnik z śniadaniem.
Usiadła i je.
- a Piotrek co na to? - Wiktor
- jego to też opierdoliłem, że wogóle tam wszedł - mówię - jedno i drugie siebie warte.
- też się obraził?
- nie. Chciał jej to wytłumaczyć, ale no. Nie pykło.
Przyjechał mój teść z Marcinem.
- wymieni cię - szef
- dlaczego? To że jest na mnie zła to nie jest powód.
- chodź. Mam dla ciebie inne zlecenie.
Martyna na mnie patrzy.
- Marcin jak jej się coś stanie to cię znajdę - mówię - ma wrócić cała do domu.
- wróci - mówi - spokojnie. Ja nie Danielek.
- mam nadzieję.
- chodź chodź - Szef
- dzwoń tuptuś jak coś - mówię
Wyszedłem z bazy.
- jakie to zlecenie?
- idź do domu. Piotrek to wymyślił żeby jej obraza przeszła.
- wymyślacie - mówię - nie ma bata.
Wróciłem się do bazy.
- wypad - mówię do Marcina a oni się śmieją
- ale...
- mam ci przeliterować? Przejmuje. Gdzie ona jest?
- w gabinecie - mówi i poszedł
- a co chodzi? - Wiktor
- Strzelecki chciał ją podrażnić żeby jej przeszło. - mówię
- to się obraziła jeszcze bardziej - Tomek
Załamałem się.
Wyszła z gabinetu i zdziwiona.
- co? Myślałaś, że cię tak zostawię?
Przytuliła się do mnie.
- przepraszam - mówi
Dałem jej buziaka w czoło.
- musisz wiedzieć, że to nie jest zabawa. To, że się z tobą wygłupiam. Ok. Mogę to robić, ale cały czas jestem na służbie. Jak nie daj Boże coś ci się stanie obrywam ja. Dobrze o tym wiesz. Wiem, że chciałaś za nim lecieć. Ale nie mogę Ci na to pozwolić. Może by się nic nie stało. Ale nie mogę tak ryzykować. Wizja krat do mnie nie przemawia. Gdyby straży nie było na miejscu, ja bym po niego poszedł. Ale straż była. Nawet już weszła do środka. I nic mu nie jest.
Możesz być zła. Rzeczywiście użyłem siły żeby cię zatrzymać, ale nie dałaś mi wyboru.
Przepraszam tuptusiu, ale taka jest moja praca.
Wtuliła się we mnie.
- przepraszam - mówi
- ja odpuszczam tobie grzechy - mówię i się śmiejemy - i to jest ostatni raz jak tak się na mnie obrażasz. Słyszysz? Tak to się na męża możesz a nie na mnie.
Śmiejemy się.
- gdyby to słyszał... - mówi
- cii.
Śmiejemy się.
Wycieram jej łzy. Poszła do łazienki.
- minuta wystarczyła - Wiktor - i Zrozumiała.
- a tu ją mam - mówię - łajza
Śmieją się.
- a ten Marcin jest wolny? - Julka
- a co?
- bo chyba potrzebuje ochroniarza
- yhym - mówię i się śmiejemy. - niestety jeśli o to chodzi jest zajęty. W razie potrzeby musi mnie zastąpić.
- a prywatnie? - pyta
- ma narzeczoną. Za 5 miesięcy bierze ślub
- czyli jeszcze wszystko może się zmienić - Julka
Przyszła Martyna a oni się śmieją.
- hmm
- blondi ma chrapkę na mojego kolegę - mówię
- spoko. Na ciebie też miała - Martyna
- ej - Julka
Śmiejemy się.
- ale stwierdziła, że jesteś za stary - Martyna
- uff - mówię - ej
Śmiejemy się.
- właściwie kiedy masz urodziny?
- a co?
- wypadało by wiedzieć kiedy brat ma urodziny
- nie obchodzę urodzin - mówię a oni się patrzą
- co?
- no nie obchodzę - mówię - nie potrzebne zamieszanie
- o nie - Martyna mi grzebie po kieszeniach. Gryzę ją i się śmiejemy.
- powiesz mi? - pyta
- 23 czerwca - mówię a ona się uśmiecha.
- kilka dni po mnie - mówi
- spróbuj coś wymodzić tuptek - mówię
Piszczy jak pies i się śmiejemy.
Dzwoni moja mama.
Odebrałem.
- Wojtek. Gdzieś ty jest?
- w pracy jestem
- yhym. To chodźcie do mnie. Ciotka Ela przyjechała.
- no teraz na pewno nie - mówię - może popołudniu.
- ja nie będę tyle czekać
- dobra to dzwoń jak coś
- okej.
Rozłączyła się.
- popołudniu przychodzi Oli mama. Zapomniałeś? - Martyna
- faktycznie. O jaka szkoda. - mówię
Śmieją się.
- to zadzwoń i powiedz, że mogą przyjść do nas
- nie - mówię
- no - mówi - my z Piotrkiem wychodzimy. Dzieci sprzedał.
- co ja ci zrobiłem? - pytam
Śmieją się
- a to nie idziesz z nimi?
- ja nie wiem co tu się odwaliło i powinienem się obrazić.
- ja też nie wiem - Martyna