*Antek*
Wracam do domu i widzę, że jakiś chłopak trzyma Tośke a drugi się do niej dobiera. Pobiegłem do nich.
- Zostaw ją! - mówię. Każdy patrzy, ale nikt nie pomoże. Przywaliłem jednemu i wyrwałem Tośke od tego drugiego.
Przytuliłem ją a oni uciekli.
- jesteś cała? - pytam - czemu nie czekałaś?
- jest ok
- cała drżysz - mówię - gdzie masz kurtkę?
- nie wiem. Wszystko mi zabrali - mówi i łzy jej lecą. Dałem jej swoją bluzę. Pozbierałem jej rzeczy do plecaka.
Ledwo stoi na nogach.
Ludzie na nas patrzą.
Wziąłem ją na ręce.
- trzymaj się - mówię - idziemy do domu.
Wziąłem plecak na jedno ramię i idziemy.
Po chwili byliśmy w domu. Rodzice się kłócą z znajomymi. Nawet nie zauważyli, że weszliśmy. Zaniosłem Tośke do pokoju. Położyłem ją na łóżku.
- nic im nie mów
- muszę - mówię - muszą wiedzieć.
Niech cię zbadają czy coś.
Zaraz wrócę.
Wyszedłem z pokoju a Wujek Wojtek stoi. Wystraszyłem się.
- co kombinujesz? - pyta z uśmiechem
- napadli ją - mówię - nie obraź się wujku, ale idę po tatę
- jasne - mówi - leć
Poszedłem na dół. Dalej się kłócą. Stanąłem obok taty i go tyrpie.
Patrzy na mnie.
- co tam młody?
- chodź ze mną - mówi
- teraz nie ma czasu! - Wujek Mateusz
- zamknij mordę - tata wstaje i idzie za mną. - co się dzieje młody?
- poszarpali Tośke - mówi - jest wystraszona. Nie wiem. Chyba tylko. Oglądniesz ją?
- jasne
Poszliśmy do niej.
- Tosia - tata - możesz wstać?
- yhym - mówi i wstaje. Przyszedł Wujek Wojtek z mamą.
- mogę wyjebać towarzystwo? - wujek
- nie pytaj. To też twój dom - Tata - my jedziemy do szpitala. Zrobimy jej obdukcje. Wy zostańcie.
Tata wziął na ręce Tośke i pojechał z nią do szpitala.
My poszliśmy na dół.
- i gdzie polazł? - Tomek - prawda boli?
- zamknąć mordy i wynosić się - Wujek
- nie możesz nas wygonić
- a kto mi zabroni? Już. Wypierdalać
Otworzył im drzwi i wychodzą.
Mama mnie przytula.
- jak to się stało? - mama
- wyszła wcześniej z szkoły. Ja jeszcze poprawiałem matmę. I jakiś dwóch cymbałów się z nią szarpali. Ona ledwo stała. A ludzie tylko patrzyli i nie pomogli. A gdybym tędy nie szedł?
*Martyna*
Dałam mu buziaka.
- znasz tych pajaców? - Wojtek
- 8 klasa. Nie wiem czy a czy B.
Nie wiem jak się nazywają. Tylko z widzenia.
-yhym
Wojtek ogarnia sprawy z policją.
- jestem z ciebie dumna - mówię - bardzo ładnie się zachowałeś.
- ja też - Ola
Wrócił Piotrek z Tosią. Przyjechała policja. Dzieciaki wszystko opowiedziały a następnie Piotrek z Wojtkiem i młodym oraz z policją poszli w to miejsce.****
*Piotrek*
- tutaj - młody
- rozejrzymy się za kamerami - policjant
- są. Drugie drzewo po prawej - Wojtek a policjant na niego patrzy - budka z lodami też może mieć monitoring.
- sprawdzimy***
*Martyna*
Szykuje dzieci do spania.
- pomóc ci? - Ola
- jakbyś mogła patrzeć na tych gagatków
- Oki
Okąpałam starszaki. Umyły ząbki i poszły spać. Potem maluchy. A potem Tosia się ogarnia. Przytulam ją.
- oddam ci Wujka, co? - pytam
- może nie? Bo jak ma odtrącać wszystkich chłopaków tak jak cioci to ten...
Śmiejemy się.
- powiemy mu żeby przymknął oko
- yhy - Ola - on bardzo lubi odpychać ludzi.
Zaczęliśmy się śmiać.
- chociażby fajnie było z Wujkiem na koncercie - Tosia - wcisnął mnie pod samą scenę
- no widzisz - mówię
- mama się chce uwolnić - Ola
Zaczęliśmy się śmiać.
- yhym. Już by mi dali
- no
- dobra idę spać - Tosia - dobranoc
- dobranoc - mówię i daje ci jej buziaka
Poszła a my się Ogarnęłyśmy i poszliśmy do salonu. Puściłyśmy sobie film.
- jak tam? - Ola - wporządku?
- tak - mówię
- następnym razem jak będziesz chciała się zmyć to ja jestem chętna - mówi
Uśmiecham się
- nie chciałam cię mieszać. Potem byłby wściekły na ciebie
- nie pierwszy, nie ostatni raz
Zaczęliśmy się śmiać.
- jakbyś kiedyś chciała pogadać, nie z facetem to wal śmiało.
- będę pamiętać - mówię
- a spierdolimy gdzieś?
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale tak wiesz. Żeby dostał, dostali wkurwy.
Śmiejemy się.
- on do mnie jest inny prawda?
- yhym - Ola - on nie cierpiał jak się mówiło na niego Wojtuś. Tylko Wojtek.
Drażniłam go tym.
- ym.
- wogóle to człowiek bez uczuć. Znaczy no. Po sobie nic nie pokaże ale w środku przeżywa. Po tylu latach już go umiem odczytać, ale na początku było ciężko.
Ale to wszystko wina jego rodziców.
Matki. Bo Ojca nie było w domu. To tylko córeczkę tuliła a jego miała gdzieś.
Wyprowadził się z domu jak miał 16 lat.
Pracował w maku. Po 18 godzin dziennie. Porąbany człowiek. Dopiero ojciec wrócił i pyta się matki gdzie jego syn. Ona nawet nie wiedziała, że się wyniósł.
- niezła jakaś - mówię
- no. Ojciec go szukał. Po znajomych, po rodzinie, w szpitalach, na policji.
Nie było go nigdzie. Pojechał do maka na kawę i się zdziwił.
I sprowadził go spowrotem do domu.
Wychował go na silnego i niezależnego.
Przeszkolił go na wszystkich broniach. Nauczył nie pokazywać uczuć. Dbać o najbliższych mimo wszystko. To on mu załatwił robotę u mojego ojca.
- znałaś go? - pytam
- dwa tygodnie. Poznałam go bo przyszedł sprawdzić czy dobrze mnie pilnuje. Nie długo po tym zmarł. Był chory. A Wojtek to jego kopia.
Do osób które kocha lub lubi będzie milutki. Da sobie zrobić za nich wszystko. A jak ktoś go wkurwi to pokaże swoje inne oblicze i mu nie odpuści do póki go nie zabije albo ten nie padnie na kolana i będzie błagał o litość. Ale to już jest Kowal.
- nie wyobrażam sobie go takiego
- ja raz go widziałam. Zajebał by swoją siostrzyczkę. Znaczy no. Może by jej nic nie zrobił ale darł się na nią. Ta już wyła a ten dalej. Dopiero wzięłam go za rękę.
I mówię. Już starczy.
- Mnie tylko zastanawia to dlaczego on ją tak nienawidzi. Bo to jego siostra a o mnie...
- miał zakaz zbliżania się do niej. Ustawiony przez matkę. Miał się do niej nie zbliżać. On by o nią dbał. Bawił by się z nią. Ale matka go odtrąciła
- ale jak tak można?
- za każde podejście do niej, biła go pasem. Ma ślady na plecach. To od tego. Bo potrafiła go bić tak mocno praktycznie za nic.
A wtedy to wiesz. Żadna opieka społeczna się nie interesowała. Szanowana pani mecenas i agent służb specjalnych.
- wiesz, że można ją udupić
- wiem. Wojtek też wie - mówię - ale nie zrobi tego. Obiecał ojcu, że mimo wszystko będzie o nie dbał.
Jeździ do nich co dwa tygodnie.
Nawet go nie wpuszczają. I mówię do niego odpuść. A on, że obiecał. Chuj. Korona z głowy mu nie spadnie jak tam pojedzie.***
*Piotrek*
Wróciliśmy do domu. Cisza. Młody poszedł spać. Dziewczyny usnęły na kanapie.
- przenosimy je? - Wojtek
- nie usnę bez niej - mówię i biorę Martyne na ręce. Dałem jej buziaka i zaniosłem do sypialni.
- Bubu - mówi
- nie śpisz? - pytam
- Bubu
Przykryłem ją i dałem jej buziaka. Wyszedłem i się śmieje.
- co? - Wojtek
- śpi - mówię - ale Bubu mówi
Zaczęliśmy się śmiać
- powinieneś być dumny z Antka - mówi
- jestem - mówię
- długo mu to wpajałeś?
- za każdym razem mówię każdemu żeby byli zawsze za sobą. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Bo my nie będziemy żyć wiecznie a nie chce żeby któreś z nich zostało same.
Bo mnie moje rodzeństwo kopnęło w dupę.
- Jestem za. Spróbuję tak samo wychować swoje.
A to będzie trudne bo sam jestem niewychowany.
- Przynajmniej miałeś ojca który ci pokazał jakiś wzór...
- może i pokazał, ale nie było go nigdy ,kiedy go potrzebowałem.
Nawet nie wiedzieliśmy kiedy umarł.
Taka prawda. Pochowaliśmy pustą trumnę...
- To może żyje...
Parsknął śmiechem.
- ta i przyjdzie jak niby nigdy nic... Za dużo filmów się naoglądałeś...
- ale nigdy tak nie pomyślałeś?
- Myślałem - mówi - w sumie tak naprawdę nie wiemy co się z nim stało. Wszystkim mówimy,że był chory a to nie prawda. Był zdrowy, nie jednego by pokonał.
- teraz się boję bo jak tu wparuje...
Śmiejemy się.
- Mnie ciekawi czy on wiedział, że nie jestem jego synem.
- ale jesteś do niego podobny...
- chodź spać bo stworzymy nowe uniwersum
Śmiejemy się