Rozdział 3

65 5 0
                                    

Następnego ranka Jagoda i Wojtek wstali bardzo wcześnie, ponieważ ze szkoły teleportować się nie mogli dyrektorka postanowiła, że dostaną się tam mugolskim sposobem. Byli już spakowani więc przebrali się tylko wzięli różdżki i wyszli ze swojego pokoju wspólnego.
-Czemu ona nas tak wcześnie zrywa?-spytała dziewczyna ziewając.
-Może dlatego, że do Wielkiej Brytani mamy spory kawał drogi.-odparł jej brat.
-Hola chico.-powiedziała dziewczyna do Maćka, którego dostrzegła na korytarzu.
-Cześć.-przywitał się taszcząc swój kufer.-Wasze też są takie ciężkie?
-Nie.-odparli razem.
-A może te twoje słodycze tyle ważą?-spytała z sarkazmem Jagoda.
-Może tak, może nie. Zależy od punktu widzenia.-odparł. Szli korytarzami rozmawiając i śmiejąc się, aż dotarli do wyjścia ze szkoły gdzie czekała na nich profesor Wrońska.
-No jak nigdy, jesteście na czas brawo.-powiedziała patrząc na nich.-Mamy kilka zasad. Po pierwsze nie robicie żadnych głupot i problemów podczas drogi. Po drugie słuchacie się mnie, a po trzecie nie narubcie mi wstydu przed nauczycielami w Hogwarcie kiedy tam dotrzemy. Zrozumiano?
-Oczywiście pani dyrektor. Będziemy grzeczni jak aniołki.-powiedział Wojtek. Kobieta westchnęła i ruszyła przodem. Szli dosyć długą krętą drogą przez las coraz bardziej oddalając się od szkoły.
-Pani profesor a jak my się tam dostaniemy?-spytała w końcu Dark.
-Najpierw polecimy powozem do Londynu, a z Londynu pociągiem z peronu 9 i ¾ dostaniemy się do Hogwartu.-odparła kobieta.
Szli tak jeszcze przez około pół godziny gdy zaczęli wychodzić z lasu. Ukazał im się niesamowity widok. Szkoła mieściła się na Łysej Górze, więc mieli naprawdę niezłe widoki z okien szkoły. Podziwiając te widoki spostrzegli niedaleko stojący powóz zaprzężony w trzy duże, brązowe konie.
-No już nie mamy całego dnia.-popędziła ich Wrońska. Bliźniacy i Maciek szybko wysiedli do środka, a ich kufry magicznym sposobem wylądowały na jego dachu.
-No puedo esperar.-powiedziała Jagoda.
-Czy możesz nie mówić po hiszpańsku?-spytał Maciek.
-¿Por qué?
-Zakładam, że pytasz czemu. Więc temu, że ja nic nie rozumiem.-odparł Wiśniewski.
-Lo siento.-odparła z uśmiechem.-Przepraszam, ale jak jestem szczęśliwa to mówię po hiszpańsku.
-Zauważyłem.-odparł chłopak.
Lecieli długo. Bardzo długo. Jagoda czytała Dzieje Hogwartu chcąc się dowiedzieć dlaczego ojciec nie chciał żeby trafili do Slytherinu. Wojtek czytał Quiddich przez wieki, a Maciek nudził się wyglądając przez okno.
Kiedy dolecieli do Londynu wysiedli z powozu i ruszyli za dyrektorką w tylko jej zanym kierunku. Szli tak ulicami Londynu ciągnąc za sobą kufry ludzie dziwnie na nich patrzyli, tym bardziej, że razem z kufrem Wojtek niósł klatkę z Hermesem, który strasznie się w niej żucał. Ale dotarli w końcu na jedną z Londyńskich stacji o nazwie King's Cross.
-Teraz macie się skupić i to podwójnie bo dwa razy nie będę powtarzała.-ostrzegła ich dyrektorka.-Teraz weźmiecie wózki na bagarze i zaraz za mną wbiegniecie prosto w ścianę pomiędzy 9 i 10 peronem. Rozumiemy się?-spytała ostrzegawczym tonem.
-No skoro pani chce żebyśmy się rozbili to jasne.-odparł Maciek.
-Słuchaj Wiśniewski, może i teraz nie będziesz pod moim nadzorem, ale to nie pozwala Ci na takie zachowanie.-skarciła go Wrońska.
Wojtek i Jagoda bali się odezwać więc wykonali jej polecenie bez szemrania, Maciek też postanowił nie narażać się Wrońskiej więc zrobił to co jego przyjaciele.
Kiedy Wrońska zaczęła biec w ścianę jej uczniowie pomyśleli, że zwariowała. Ale kiedy zniknęła za ścianą zdziwili się ogromnie.
-No to co panie przodem no nie?-zaproponaował Maciek. Jagoda poparzyła na niego morderczym wzrokiem.
-Que el rastro de Wiśniewski te encuentre.- powiedział szeptem i zaczęła biec w ścianę. Już szykowała się na bliskie spotkanie ze ścianą, kiedy nic takiego nie nastąpiło. Uchyliła zamknięte powieki i zobaczyła, że stoi na peronie przed dużą czerwoną lokomotywą. Chwilę potem na peronie pojawił się Wojtek, a na końcu Maciek. Kiedy Byli już wszyscy odezwała się pani dyrektor.
-No na co czekacie do pociągu.-zarządziła.
Jechali tym pociągiem jeszcze dużej niż lecieli powozem rozmawiając I śmiejąc się. Kiedy pociąg się zatrzymał przyszła pani dyrektor.
-Zostawcie tu kufry i chodźcie za mną.
Wyszli z pociągu i ruszyli za nią. Szli lasem przez jakiś czas, kiedy doszli do bramy na, której szczytach dwóch słupów znajdowały się posągi uskrzydlonych dzików. Tam czekał na nich powóz bez konia. Bez zastanowienia do niego wsiedli i powóz ruszył.
Podczas jazdy zaczęli się ciut stresować. Ale kiedy wyjżeli przez okno ujżeli piękny olbrzymi zamek z rozświetlonymi oknami i cały stres z nich uleciał.

Nowi Huncwoci/Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz