Rozdział 111

13 2 0
                                    

Zaraz po kolacji"wybrani"uczniowie zaczęli powoli gromadzić się w sali wejściowej. Dla nie wzbudzania podejrzeń siadali i stali rozmawiając  ze sobą lub ociągali się z wyjściem z wielkiej sali. Tych osób było jednak na tyle mało, że nikt niewtajemniczony nie zorientowałby się, że coś razem kombinują.
-Zapowiada się długi wieczór.-westchnęła Jagoda opierając się plecami o ścianę. Black oparł zdrową rękę obok jej głowy.
-Nie przesadzaj. Jack jest świetny.
-No może i jest, ale dlaczego akurat on? Jest tyle lepszych aurorów.
-Nie kręć siostra. Luan się wstydzi bo Jack zna wszystkie kompromitujące rzeczy z naszego życia.-odparł wesoło Wojtek. Jagoda zmróżyła wściekle oczy. Wyglądała jak kot czający się na swoją ofiarę.
-Pamiętaj, że z NASZEGO życia więc o tobie też wie to i owo.
Kiedy na korytarzach zapadła całkowita cisza wszyscy zebrani w sali wejściowej podnieśli się z ławek i podłogi.
-To co teraz? Gdzie ten Pokój Życzeń.-spytała jedna z Puchonek.
-O wszyscy jesteście w komplecie.-odezwał się głos i z nikąd pojawiła się profesor MacGonagall.-Niestety nie mogę wam towarzyszyć w lekcjach i Przyszłam sprawdzić tylko czy wszyscy jesteście. Huncwoci zaprowadzą was do Pokoju Rzyczeń gdzie czeka już Jack. Panie Lupin, panno Evans proszę ich wszystkich dobrze pokierować.
-Oczywiście pani profesor.-odparła Lily i chwilę potem profesorka zniknęła za rogiem.
-Za nami proszę.-powiedział Remus I wszyscy uczniowie ruszyli za nim.
-Mieli być Hincwoci, a nie panna Evans i pan Lupin.-bąknęł James.
-Wolisz się z nimi użerać czy sobie spokojnie iść?-spytał go Syriusz.-Bo ja zdecydowanie to drugie.
-Z MacGonagall nie jest tak łatwo. Nigdy nie wiesz co jej chodzi po głowie.-oznajmiła Jagoda.

*****

-Cześć wam wszystkim. Jak wszyscy dobrze już wiecie jestem Jack i będę waszym...eee..no na pewno nie nauczycielem. Za młody jestem na taki tytuł.
Po sali rozniosły się ciche śmiechy.
-Będę waszym doradcą i pomocnikiem w nauce. Macie jakieś pytania? Jeśli nie to możemy zacząć.
W górę podniosła się ręka jakiegoś Krukonkona. Jack kiwną głową w jego stronę.
-Czy jesteś spokrewniony z bliźniakami Dark?
-Nie o takie pytania mi chodziło, ale tak, Jagoda i Wojtek to moi młodsi kuzyni.
Chłopka pokiwał głową.
-No dobrze możemy chyba zacząć. O nie Syriusz ty nie. Z kontuzją nie będziesz trenował.
-Ale Jack...
-Syriusz no proszę cię. Posłuchaj go.-Luan przybrała niewinną minę.
-No ale....
-Łapciu.
-Dobra już dobra.-bąknął niezadowolony. Luan stanęła na palcach i cmoknęła go w usta.
-Dobra reszta dobiera się w pary i będziemy ćwiczyć. Syriusz chodź będziesz mi pomagał.
Całe zajęcia z Jackiem trwały dobre dwie godziny. Ćwiczyli zaklęcia osłabiające. Nie szło im najgorzej, ale mogło być lepiej. Black przez całe zajęcia chodził za Jackiem i wtrącam swoje uwagi.
-Wystarczy na dzisiaj. Następne spotkanie będzie jeszcze w tym tygodniu, ale nie jestem pewien kiedy dokładnie. No nic. Możecie już iść, dobranoc.
Uczniowie powoli po trzy osoby zaczęli wychodzić z Pokoju Życzeń.
-Gdzie będziesz spał przez ten czas?-spytał kuzyna Lix, kiedy tylko Huncwoci zostali w pokoju.
-Dumbledore załatwił mi jakiś pokuj. Podobno dawniej była to sala wróżbiarstwa, ale odkąd przenieśli ją na wieżę to tamta salą jest niużywana.
-A przez jak długo będą trwały te lekcje, panie profesorze?-spytała złośliwie Dark.
-Droga uczennico Gryffindor traci właśnie dziesięć punktów za obrazę kuzyna.
-Nie bądź taki. Odejmji jej z piętnaście.
-Oż ty Łosiu paskudny.
-Dobra, dobra spokojnie. Idźcie już. Widzimy się jutro.
-Cześć Jack.-porzefnali się i wyszli z Pokoju Życzeń.

Nowi Huncwoci/Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz