Rozdział 24

23 4 0
                                    

Miesiące mijały i coraz szybciej zbliżała się przerwa wielkanocna. Bliźniacy już niemogli się doczekać co przygotowali dla nich rodzice.
Ale wszystko zepsuł jeden drobny wypadek.
25 marca dokładnie dzień  przed przerwą wielkanocną James i Syriusz obudzili swoich przyjaciół na ostatni trening quiddicha przed wyjazdem.
-Potter estas loco.- oznajmiła Jagoda wlekąc się za chłopakami na stadion.
-Nie wiem co powiedziałaś, ale sądzę, że mnie obraziłaś. Ale puszczę to mimo uszu.-odparł rozradowany chłopak. Dziewczyna przewróciła tylko oczami i poszła dalej.
Chłopcy byli wspaniali na tych miotłach. Byli świetni. James był szukającym, a Syriusz pałkarzem. Jagoda, Remus i Wojtek z uwagą im się przyglądali i byli zafascynowani grą, natomiast Peter bez mniejszego entuzjazmu opserwował drużynę i jadł fasolki wszystkich smaków.
-Łał!!!Jakie genialne zwroty!!!-krzyczała dziewczyna.-Widzieliście to!!!Szybciej Potter!Syriusz tłuczek leci!!!
-Chyba jej się spodobało.-szepnął Remus do Wojtka.
-Tak. Zawsze kochała quiddicha. Jej ulubiona drużyna to Harpie z Holyhead. W swoim pokoju ma ściany poopklejane plakatami drużyny.-potwierdził Lix.
Miał rację dziewczyna kochała quiddicha, a teraz podobał jej się jeszcze bardziej. Wcześniej nie chodziła na mecze szkolne bo po pierwsze przez ten wypadek ominęło ją rozpoczęcie sezonu, a po drugie słyszała, że Gryfonom nie szło najlepiej. Ale teraz postanowiła, że nie ominie żadnego meczu przed końcem roku.
-Hej Remus tak ogólnie to ten Łoś ma niedługo urodziny. Mamy wysłać mu prezent sowią pocztą czy wogóle go nie dawać?-zwruciła się do Lupina blądynka.
-Sam nie wiem. Raczej mu go wyślij bo jeszcze się obrazi.-odparł z uśmiechem Lupin. Od samego początku ta dziewczyna wydała mu się inna niż wszystkie. No bo jaka inna dziewczyna zapytałaby o coś takiego? Remus nie potrafił udzielić odpowiedzi na to pytanie.
-O nie.-wyszeptał nagle Lix i momentalnie wstał ze swojego miejsca. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku, a potem w punkt, na który patrzył. W kierunku trybun leciał rozpędzony tłuczek.
-UCIEKAJCIE Z TAMTĄD!!!-rozległ się nagle krzyk Syriusza. Wszyscy szybko zaczęli zbiegać z trybun ale Jagoda niestety nie zdążyła.-NIE!!!!!-powietrze rozdarł szybki świst i krzyk Blacka. Chłopcy zatrzymali się i spojrzeli na trybuny. Black z prędkością światła znalazł się przy blądynce i trochę zamortyzował cios swoim barkiem  ale nie na tyle by Luan się nic nie stało. Dziewczyna pod wpływem mocnego udeżenia upadła i walnęła głową o ławkę, a na dodatek tłuczek trafił ją prosto w brzuch.-REMUS!!!WOJTEK!!!-krzyczał Black. Z nim też nie było najlepiej. Prawdopodobnie miał wybity bark a przez to że wleciał w trybuny miał kilka ran i zadrapań.
Pani Pomfrey opatrywała Blacka w skrzydle szpitalnym.
-Zostaniesz tutaj do jutra. Nastawiłam ci już bark ale musisz odpocząć.-oznajmiła owijając mu rękę bandarzem.
-Gdzie jest Jagoda?-spytał spanikowany. Kobieta westchnęła głęboko.
-Ta dziewczyna ma wyjątkowego pecha.
-GDZIE ONA JEST?!-krzyknął rozpaczony.
-No już nie denerwuj się Black. W Mungu. Ale nic nie zagraża jej życiu. Ma złamane dwa żebra i wstrząśnienie mózgu. Spokojnie chłopaku wyjdzie z tego i po przerwie wruci tutaj cała i zdrowa. Obiecuję ci to.-powiedziała kobieta ze spokojem. Syriusz nie był taki spokojny. Martwił się o Luan, ona już drugi raz w tym roku szkolnym trafiła do szpitala.
Black następnego dnia wyszedł że skrzydła. Właśnie wrucił do pokoju wspólnego.
-Black jak się czujesz?-spytała go Lily.
-Nie jest źle.
-Może z tobą. A Jagoda znowu jest w szpitalu. I to znowu przez ciebie.-warknęła Marlena.
-Co? Ale jak....
-Za pierwszym razem eliksir nasenny jak myślisz kto jej go podał? Już ci mówię Dorcas Medowes to zrobiła. A teraz tłuczek czemu? Bo tu go tak odbiłeś. Przez ciebie jej cały czas się coś dzieje.-przerwała mu Marlena i po chwili wyszła z pokoju. Black był wstrząśnięty jej słowami. Może ona miała rację?
-Jak to Dorcas?
-Ten eliksir podała Jagodzie Medowes. Sama się nawet do tego przyznała. Rozumiesz ta Ślizgonaka ma opsesię na twoim punkcie i chciała pozbyć się konkuręcji.-wyjaśniła Mery. Syriusz nie dowieżał. Wiedział że Dorcas nie należy do najmilszych osób, ale że pisunęła się do czegoś takiego? I to faktycznie była jego wina. "Z mojego powodu ta mała, biedna istotka cierpi. Z powodu mojej obecności. Ona nie zasługuje na to. Nie."mówił w myślach. Serce go zakuło i to bardzo mocno. Czegoś takiego jeszcze nie czuł. Bolało go to, że jego ukochana Luan cierpiała przez niego. To było nie fer. Postanowił, że już nigdy z jego powodu jej nic się nie stanie. Nic. Postanowił odciąć się od niej. Od jej wzroku, wyglądu, zapachu czekolady, lawendy i wiatru. Po prostu postanowił zrezygnować z miłości aby jego ukochanej nic więcej się nie stało.

Nowi Huncwoci/Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz