94. Wielki dzień

53 8 1
                                    

CHARLOTTE POV.

Nigdy nie uważałam czerwieni za swój kolor. Wydawał mi się być zbyt odważnym. Zbyt przyciągającym wzrok. Zbyt ponętnym. W skrócie wydawał mi się być przeciwieństwem mnie. Dlatego kiedy Debbie powiedziała że mi jeszcze kilka miesięcy temu, że kolorami przewodnimi jej ślubu i wesela, będzie czerwień oraz czerń nie byłam zachwycona. Nie zaskoczona, znając moją przyjaciółkę, ale zdecydowanie też nie zachwycona. Wiedząc również iż w czarnej sukience nie wypada stać przy ołtarzu, nawet jako świadkowa, szybko połączyłam kropki.

Teraz gdy jestem już ubrana w moją czerwoną kreacje, jedyną myślą która powstrzymuje mnie przed zdjęciem niej, jest ta przypominająca mi, że to nie na mnie będą skupione dzisiaj wszystkie oczy. I to nie tak że wyglądam w niej źle, lub z samą sukienką coś jest nie tak. Kołysze się ładnie z każdym moim ruchem. Dekolt w kształcie litery V z przodu i z tyłu pięknie podkreśla biust i linię pleców. W talii wszyty jest sznureczek, którym można idealnie dopasować sukienkę do swojej figury. Boczne rozcięcie w jej spódnicy dodaje lekkości.

Wszystko było by wręcz idealnie, gdyby tylko nie ten jarzeniowy, cynoberowy odcień czerwieni, który wydaję się niemalże palić moją skórę.

Wzdycham cicho, wkładając drobne złote wkręty w moje uszy. Przyglądam się jeszcze przez chwilę swojemu odbiciu w zwierciadle, w szczególności zrobionemu przez profesjonalistę makijażowi oraz upięciu włosów, aby się upewnić, czy nic nie wymaga poprawki. Stwierdzając że wszystko jest w porządku i postanawiając więcej nie rozwodzić nad własnym wyglądem, opuszczam łazienkę.

Obudziłam się dziś rano z żołądkiem zawiązany na supeł, przez co na śniadanie byłam w stanie wypić tylko szklankę smoothie. W dodatku nie spałam najlepiej, targana tremą i dręczona przez własną głowę, pokazującą mi wszystkie możliwe czarne scenariusze. Po tym co przeżyłam w ciągu ostatnich miesięcy, nawet te najbardziej absurdalne wydawały się być bardzo prawdopodobne w środku nocy. Nawet komfort objęć Steve'a oraz ciepła Alfreda śpiącego w nogach łóżka nie zdały się na wiele.

I tak po niecałych sześciu godzinach snu, szybkim ogarnięciu się i wykonaniu kilku telefonów, pojechałam do rodzinnego domu Debbie, na godzinę dziesiątą rano. Na sześć godzin przed ślubem, który ma odbyć się w Central Parku, a dokładniej nieopodal Fontanny Bethesdy. To właśnie przy niej dwa lata temu Stanley oświadczył się mojej przyjaciółce. Następnie wszyscy bliscy pary młodej przeniosą się do leżącego nieopodal Boathouse Restaurant, gdzie odbędzie się wesele.

Wciąż jestem emocjonalną plątaniną. Od wczorajszego wieczora stres zakrywający pod strach i szczęście bliskie euforii, łączą się we mnie ze sobą, tworząc mieszankę wybuchową. Teraz jednak trzymam ją zamkniętą w szczelnym pojemniku, prawdopodobnie będącym moim brzuchem. Mogła bym przysiąść że ktoś włożył mi do niego sporej wielkości głaz. Nie daję jednak tego po sobie poznać.

Ja jestem dzisiaj postacią drugoplanową, która dziękuję Bogu za samą możliwość bycia nią.

Za piętnaście minut będzie już trzecia po południu. Dojazd na miejsce zajmie jakąś godzinę dlatego warto było by się już zbierać. Wynajęta limuzyna czeka już na dole. Gdy wchodzę do salonu, panuje tam zdecydowane przeciwieństwo ułożenia i spokoju.

Panna młoda, jej rodzice i pięć druhem w jednym pomieszczeniu na godzinę przed ceremonią, to szalone połączenie. Jest głośno jak na Times Square w godzinach szczytu. Każdy czegoś szuka, coś robi lub sprawdza, po za Panem Peterem, którzy siedzi w koncie na swoim bujanym fotelu, chyba modląc się w duchu, aby to wszystko wreszcie się skończyło. Patrząc na to iż każda z druhen jest ubrana na czerwono, można powiedzieć że tak właśnie mniej więcej wygląda piekło.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 11 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz