STEVE POV.
Równie mocno jak nie spodziewałem się inwazji obcych, tak samo nie myślałem, że biegając w okolicach parku o dość późnej godzinie spotkam Charlotte na Brooklynie i to w takiej nieprzyjemnej sytuacji. Gdy usłyszałem kobiecy krzyk od razu ruszyłem w stronę miejsca z którego on pochodził. Jednak dopiero gdy te zbiry uciekły zdałem sobie sprawę że ten krzyk wydobył się z ust Charlotte... Przestraszonej, zszokowanej i po chwili również zapłakanej. Gdy wpadła w moje ramiona, nie wiedziałem na początku co robić. Szybko jednak dotarło do mnie że aby się uspokoić potrzebuje wsparcia i odrobiny czułości, więc objąłem ją ostrożnie. Pomogło...
Nie mogłem dać jej tak po prostu odejść, wiedząc gdzie mieszka, oraz nie mając pewność w jakim jest stanie. Dlatego zaprosiłem ją do siebie a następnie opatrzyłem. Na szczęście wszystkie obrażenia są tylko zewnętrze i niegroźne. Potłuczenia, otarcia, siniaki i nic więcej. Najgorzej wygląda ta rana na łopatce, ale Charlotte rusza ręką, więc wykluczam złamanie. Będzie dla niej dość uciążliwa przed kilka następnych dni.
Pewnie to dziwnie zabrzmi w kontekście tego, przez co się spotkaliśmy, ale... Mimo tego cieszę się, że do tego spotkania w ogóle doszło. Miałem do niej zadzwonić, ale nie umiałem się w sobie zebrać, aby wydusić jej numer na telefonie stacjonarnym. Nie miałem pojęcia jak miał bym z nią zacząć rozmowę, a po za tym nie chciałem się jej narzucać wiedząc, że ma sporo do roboty... Ale chciałem z nią porozmawiać, mimo że praktycznie za każdym razem jak coś do niej mówię, muszę zebrać w sobie znacznie więcej odwagi, niż gdy ruszam w bój. Ale opłaciło się. Chyba mnie lubi, albo przynajmniej ufa na tyle aby dać mi się opatrzyć i przenocować tą noc u mnie w mieszkaniu.
Co prawda miałem nadzieję, że nie dowie się tak szybko o mojej podwójnej tożsamości... Ale niestety zapomniałem o tej ogromnej sile mediów w tych czasach, przez które na dodatek wyszedłem na głupka. Na szczęście jej stosunek za bardzo się do mnie nie zmienił, a właśnie tego się obawiałem. Chciałem być w jej oczach... Steve'em... I chyba na szczęście wciąż chociaż po części jest.
Mamy już następny dzień, a dokładniej 6:00 rano. Mój organizm nie potrzebuje budzika, aby wstać o tak wczesnej dla wielu ludzi godzinie, zwłaszcza że spałem dzisiaj całkiem dobrze. W ogóle ostatnio sypiam nieco lepiej. Koszmary nie nachodzą mnie z taką intensywnością, jak choćby dwa tygodnie temu, co jest dla mnie ogromnym krokiem.
Gdy wstaję pierwsze co robię to idę do łazienki, w której nie ma nawet śladu po Charlotte, mimo że z niej korzystała przed snem. No... Może po za trzema długimi włosami przy umywalce. Później idę się ubrać w brązową koszulę i jasne materiałowe spodnie, a następnie udaję się po cichu do salonu. Jestem pewien, że zastanę jeszcze słodko śpiącą na kanapie Charlie i przykrytą białym kocem. Na początku zastanawiałem się, czy nie użyczyć jej swojej sypialni, ale jestem pewien, że w tedy by się nie zgodziła u mnie przenocować, a zależało mi na tym.
Po pierwsze nie chciałem aby wracała po napadzie, sama w środku nocy, do mieszkania które jest daleko stąd, a po drugie... Chciałem jeszcze rano z nią porozmawiać. Widzę że ma jakieś problemy, z którymi nie chcę się ze mną dzielić, być może nawet z nikim, a chciał bym jej pomóc. Chciał bym to zrobić bo jest naprawdę uroczą, mądrą, młodą kobietą. Po za ty... Lubię ją. Tak zdąrzyłem to zrobić podczas tych w sumie dwóch naszych dłuższych rozmów. W sumie już w tedy gdy dolewała mi kawę, wzbudziła we mnie sympatię. Dlatego mam nadzieję, że dowiem się co ją trapi, a w tedy jeśli oczywiście pozwoli, postaram się temu jakoś zaradzić... Tak właśnie się zakotwiczam i szukam możliwość rozwijania relacji, oraz jakiegoś zajęcia, które sprawi że nie będę siedział sam w domu. Mój psychologia będzie ze mnie dumny.

CZYTASZ
KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction Avengers
Fiksi PenggemarKto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jestem tylko jedną z tysięcy, jak i nie z milionów niebieskookich blondynek mieszkających w Nowym Jorku. Normalną dziewczyną z ilością marzeń, ró...