83. Spotkanie po latach

355 20 4
                                    

STEVE POV.

- No już kolego! Czas wracać! - gwiżdżę, aby przywołać psa do siebie.

Spuszczony ze smyczy Alfred już po chwili biegnie do mnie, wraz ze swoją piszczącą piłeczką w pysku. Zieje ciężko, gdy oddaje mi ją grzecznie do ręki, spanachany niczym po maratonie. Daje mi sobie zapiąć smycz, po czym ruszamy powolnym krokiem najpierw do pobliskiego kiosku po poranną gazetę, a później z powrotem do Avengers Tower.

To była miła godzinka w parku, na najbardziej świeżym powietrzu jakie można znaleźć w centrum Wielkiego Jabłka. Moje poranne przebieżki zastąpiły spacery i zabawy z psiakiem Charlie. Nie żeby moja kondycja jakoś bardzo na tym ucierpiała. Nie mam więc prawa narzekać. Zwłaszcza że czworonogów jest naprawdę wspaniałym i mądrym stworzeniem. Każda chwila spędzana z nim jest dla mnie przyjemnością. No i jeszcze Charlie...

Ohhh Charlie...

Wciąż nie mogę uwierzyć że dała mi wczoraj drugą szansę. Odprowadziłem ją wczoraj do pokoju, tuż po tym jak około dziesiątej w nocy skończyliśmy oglądać Dextera, jak się okazuje jednego z ulubionych seriali Bartona. Szczerze mówiąc nie za bardzo mnie interesował. Nie jest w moim guście, ale Charlie... Siedziała tuż obok mnie, wymieniając się z Łucznikiem różnymi spostrzeżeniami. Śmiała się, jedząc jednocześnie popcorn. Wyglądała przeuroczo, a ja starałem nie wpatrywać się w nią jak głupi przez większość czasu.

Uśmiechała się do mnie podczas zamykania za sobą drzwi w dokładnie taki sam sposób jak wtedy, gdy żegnałem ją po naszej pierwszej randce. Była tak samo zarumieniona. Jej oczy błyszczały w świetle korytarza. Usta pokrywał jakiś balsam, nadający im blasku i wzmacniający ich naturalną barwę. Tak niesamowicie bardzo chciałem ich skosztować. Wiedziałem jednak że to o wiele za wcześnie. Po za tym, to że Char dała mi drugą szansę jako swojemu przyjacielowi, nie znaczy że dała mi ją także jako chłopakowi. Być może za dużo sobie wyobrażam. Być może ona nie chcę ode mnie już tego typu relacji. Wiem jedno...

Nie ma mowy żebym ją pocałował przed otrzymaniem od niej wyraźnego, słownego pozwolenia.

Wjeżdżam z Alfredem windą na piętro mieszkalne, a dokładniej to na którym znajduje się kuchnia. Charlie poprosiła mnie żebym właśnie tam go zaprowadził. Czekała na nas z drożdżówką w ręku, popijają jednak czarną kawą. Nie jest sama. Krzesło obok niej zajmuje Rosjanka, popijająca zieloną herbatę.

- Jak tam spacerek? - złotowłosa zadaje mi pytanie gdy tylko mnie zauważa.

Dziwaczne ślady na jej ciele całkowicie już znikły. Jedynie niektóre pasa jej włosów zdają się być blado różowe. Zaplotła je dzisiaj w niski warkocz, który przewiesiła przez prawe ramię.  Dodajmy do tego luźną, materiałową koszulę z kołnierzykiem, wpuszczoną z przodu w białe, obcisłe spodnie z wysokim stanem i beżowe balerinki. Wygląda ślicznie. Wraca do swojej dawnej formy.

Na reszcie!

- Bardzo przyjemny. Alfred dziś szalał za troje - odpowiadam, specjalnie pomijając panującą na zewnątrz pogodę.

Wiem że Charlie dobija myśl, iż nie może wychodzić na dwór i obserwować świat tylko przez szyby okienne. Nie zamierzam jej dokładać, zachwycając się nad cudowną atmosfera panuje po za murami Avengers Tower.

- Ile on ma lat? - pyta ją nagle Tasha, mając na myśli oczywiście wiek głaskanego przez siebie psa.

Ja w tym czasie odkładam gazetę na stół, po czym zmierzam w stronę lodówki, aby wyciągnąć z niej resztki ze wczorajszego obiadu. O dziwo coś z niego jeszcze zostało, mimo że był naprawdę bardzo, bardzo dobry. Talent do gotowania Charlie na szczęście nie ucierpiał przez tymczasowy brak praktyki. Kładę dwa ostanie, duże plastry pieczeni na kromki żytniego chleba i do tego biorę każde miskę z sałatką. Ją też przy okazji opróżnię.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz