68. Los tak chciał

528 29 96
                                    

CHARLOTTE POV.

Na początku wszystko było rozmazane, jakbym patrzyła na świat przez oszronioną szybę. Linię i kontury nadające przedmiotom kształt odeszły w niepamięć. Dźwięki były przytłumiony, jakby w moich uszach znajdowała się woda. Do tego moje ciało przestało się mnie słuchać. Mogłam nim poruszać, jednak bez żadnego ładu i składu, jakbym była mocno pijana. I to dziwne mrowienie, jakby sztywność skóry. Wiedziałam tylko że gdzie mnie wiozą, skrępowaną przez metalowe obręcze, a do mojej twarzy przyłożona była maska tlenowa.

Gdy odzyskałam świadomość obręcze zniknęły, byłam sama, otoczona kadrą, zastanawiając się czy to możliwe, że wydarzenia na sali treningowej były tylko jednym z moich koszmarów. Jednak czy to możliwe, aby moja głowa stworzyła taką chorą wizję? Może te dranie mnie czymś naćpały?

Ból promieniująca całej mojej ręce, pochodzący w zabandażowanego ramienia, które drasnął pocisk z pistoletu ochroniarza doszczętnie pozbawia mnie wątpliwości, że to wszystko było tylko ułudą. Ta cała walka, uciekanie przed tym rosłym mężczyzną, przerażenie że za chwilę spotkam się ze stwórcą... Moje ręce i to jak zaczęły roztaczać same z siebie delikatny blask... Zaciskam mocno powieki, próbując wyrzuć ze swojej głowy te obrazy. Te z paru ostatnich sekundach przebywania na sali treningowej.

Po raz kolejny w ciągu kilku dni zabiłam człowieka. Nie żałuję co prawda mężczyzn którym to zrobiłam, bo wiem że byli złymi ludźmi bez skrupułów, ale sama świadomość popełnienia przeze mnie tego czynu... Jest potworna. Na dodatek nie wiem już co jest gorsze, konsekwencje jego popełnienia, czy sposób w jaki go popełniłam? O konsekwencjach nie potrafię w tej chwili nawet myśleć, więc decyduje się skupić na sposobie.

Dotykam niepewnie, drżącą dłonią obręczy na moim ciele, starając siebie wmówić, że to wszystko ich wina. To one musiały wywołać jakoś ten niespotykany efekt. To one uczyniły... Mnie... Niezniszczalną... Prawda? To wszystko jakaś wymyślna technologia, kolejną sztuczka, co nie?!

Biorę głęboki drżący wdech, gdy powoli zbiera mi się na płacz, widząc że to wszystko jest coraz bardziej pozbawione sensu. To wszystko... Ja tutaj w tym chorym miejscu, ta wiedźma Elma... Po jaką cholerę to wszystko?! Czego ode mnie chcę?! Jeśli to wszystko na serio jest jakąś sztuczką, po co ją na mnie stosuje? Co chcę ode mnie w ten sposób uzyskać?

Chcę mnie złamać. To na pewno. Z przykrością muszę stwierdzić, że na razie świetnie jej idzie. Czuję się złamana w pół. Robię wszystko aby znaleźć jakieś logiczne wyjaśnie, te prochy którymi mnie faszerują, te bransolety... To one wywołały ten efekt! Ale jeśli nawet... To po co ta cała historia? O mnie i o moich rodzicach. Czemu Elma tak bardzo się przy niej upiera?

W tedy pojawia się myśl. Okropna. Przerażająca. Burząca posady mojego jestestwa... A jeśli Elma mówi prawdę? Jeśli rzeczywiście jestem jakaś dziwną kosmiczną hybrydą i stąd we mnie ta cała, potężna siła? Kręcę głową.

Co raz więcej pytać krąży po mojej głowie, niemalże rozsadzając ją od środka, gdy zwijam się pod kadrą w kłębek i szlocham cicho w poduszkę. Odwracam się twarzą do ściany i tak trwam nie mam pojęcia jak długo próbując za wszelką cenę wmówić sobie że to nie możliwe. Moja matka nie mogła mnie okłamywać całe życie.... A nawet jeśli.... By to robiła, to zauważyła bym coś przecież. Przypomina sobie to jak ukrywała przede mną swoją choroba, przez aż cztery miesiące. Nic nie wiedziałam, nawet nie przeczuwałam... Jasna cholera.

- Charlie... - wzdrygam się na dźwięk jej głosu dochodzącego z głośników. Ostatni raz gdy go usłyszałam w tej formie, przeżyłam jakże traumatyczne chwilę, które zostaną ze mną do końca życia.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz