STEVE POV.
- Do wszystkich jednostek! Znalazłam Charlotte Weasley! Powtarzam! Znalazłam ją!
To Natasza. To jej głos rozbrzmiewa w moim prawym uchu. Dociskam do niego mocniej komunikator, zasłaniając jednocześnie dłonią drugie ucho. W tedy słyszę ją głośno i wyraźnie, jakby stała tuż obok mnie. Mimo tego wciąż nie dowierzam, iż jest on prawdziwy. Co jeśli słyszę go tylko w swoich myślach?
- Jest wyziębiona i w mocnym szoku! Potrzebuje medyka! Niech ktoś szybko tutaj przyleci! Znajduję się u podnóża gór, po południowej stronie!
Dalsze słowa Rosjanki rozwiewają moje wątpliwości. Są niczym kubeł lodowato zimniej wody. Ocucają mnie sprawiając, że przestaję stać nieruchomo jak słup soli, wpatrując się pustym wzrokiem przed siebie. Dobry Boże... Serce chyba mi zaraz wyskoczy z piersi.
Odnalazła ją... Żywą.
Charlie wciąż żyje.
- Thorze, leć po nią jak najszybciej! Dostarcz ją bezpiecznie do jednego z quinjetów! - wydaję gromowładnemu rozkaz, zerkając ostatni raz na leżącego pod moimi nogami nieprzytomnego mężczyznę, po czym zaczynam biec w stronę kierunku którym podążyła Natasza.
- Już lecę! - oznajmia Asgardczyk, zapewne rozkręcając w tym samym czasie swój młot, aby wzlecieć w powietrze.
- Możecie ją przynieść do nas. Mamy tutaj medyka - powiadamiana nas wszystkich jeden z agentów, prawdopodobnie pilot któregoś z dwóch samolotów. - Wylądowaliśmy nieopodal, na polanie po wschodniej stronie lasów.
- Za pół godziny mają tutaj być rosyjskie służby specjalne, a za jakąś godzinę wsparcie od Fury'ego prosto Waszyngtonu - stwierdza Stark, który prawdopodobnie przed chwilą otrzymał tę wiadomość, właśnie od Nicka.
Dyrektor Tarczy uprzedzał nas, że przyśle do nas jak najszybciej posiłki. Wygląda na to, że wywiązał się z obietnicy. Agenci zajmą się nie tylko niedobitkami z bitwy, naukowcami oraz całym pozostałym personelem ośrodka, ale i zabezpieczą wszystko co znajduje się w hangarach jak i laboratoriach. Mam tylko nadzieję, że Rosjanie będę wyjątkowo przychylni do współpracy i nie będą nam przeszkadzać.
- Trzeba tutaj wszystkiego przypilnować, zanim przybędą oddziały - polecam całemu mojej drużynie.
Musimy dopilnować, aby nikt z członków Libelluli po pierwsze nie uciekł i po drugie niczego głupiego nie wywinął. Teoretycznie nie powinni próbować niczego głupiego, ze względu na sytuację w której się znaleźli, ale tak naprawdę nie da się tego przewidzieć. Oddani członkowie takich organizacji potrafią być zdolni absolutnie do wszystkiego, ze względu na to, że zazwyczaj nie zważają na niczyje życie.
- I zająć Hulkiem - dodaje Clint. - Zielony wciąż bryka po lasach i górach.
Wzdycham głośno, zamykając na chwilę oczy. Jestem w tej chwili tak bardzo rozdarty. Kapitan we mnie każe mi zostać ze swoim oddziałem do końca. Misja bowiem nie jest zakończona, póki wszyscy wrogowie nie zostali unieszkodliwieni . Jednakże... Steve Rogers wręcz błaga mnie, abym jak najszybciej udał się do quinjeta w którym być może nawet już przebywa Charlie i po prostu trwać przy niej przez całą drogę do Stanów.
Mój odwieczny konfliktu między tym co powinien zrobić jako kapitan, a tym czego pragnę jako zwykły człowiek.
- Spokojnie Steve - odzywa się Tasha w jakiś magiczny sposób wyczuwając na odległość moją rozterkę. - Zajmiemy się wszystkim. Ty leć z Charlie.
- Damy sobie radę Kapitanie! - popiera ją łucznik.
- Pędź do swej lubej! - ostanie słowo, oczywiście w prześmiewczy sposób, musi wypowiedzieć Stark.
CZYTASZ
KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction Avengers
Hayran KurguKto by pomyślał, że w życiu tak zwykłej dziewczyny jak ja, wydarzy się tyle niezwykłych rzeczy. W końcu jestem tylko jedną z tysięcy, jak i nie z milionów niebieskookich blondynek mieszkających w Nowym Jorku. Normalną dziewczyną z ilością marzeń, ró...