2. Wieczorna melancholia

2.3K 88 36
                                    


CHARLLOTE POV.

Uwielbiam spacery. To jedna z moich ulubionych form spędzania wolnego czasu, zwłaszcza wieczorem, gdy słońce zachodzi między budynkami, a jego pomarańczowe, stopniowo coraz bardziej czerwone światło odbija się od szklanych wieżowców. To bardzo piękny i inspirujący widok, niezależnie od tego ile razy w życiu go się widziało. Nie wspominając o tym niezwykłym klimacie, który ogarnia całe miasto. Staję się w tedy najspokojniejsze, jednak Nowy Jork nigdy nie śpi. Zawsze żyję całym sobą, oddychając pełna piersią i świeci wszystkimi możliwymi kolorami reflektorów, neonów z reklam i świateł milinów mieszkań, fabryk oraz firm.

Już od dobrej godziny chodzę po mieście z Alfredem na smyczy, od czasu do czasu nieco przyspieszam tępa, biegnąc nie za długo truchtem, aby nie wykończyć mojego staruszka. Ma tak ma świetną kondycję, jak na swój psi wiek. Bardzo lubię biegać. Moim zdaniem to sport dla każdego kto ma tylko dwie sprawne nogi. Rozwija on mięśnie, poprawia krążenie i dodaje chęci do życia.

Gdy doszliśmy do małego parku, nalałam psu wody do miski i pozwoliłam trochę odpocząć, a sama nieco się po gimnastykowałam i porozciągałam. Parę brzuszków, parę skłonów, pompek i przysiadów, dla dobrej kondycji i zdrowia. Sport był zawsze dość ważną częścią mojego życia. Teraz niestety mam czas tylko na te spacery z psem, ale kiedyś zdobywałam medale na zawodach pływackich, oraz rowerowych.

Powoli ściemnia się coraz bardziej, a Nowy Jork przechodzi na tryb nocny. W sumie to jest on praktycznie tak samo jasny jak ten dzienny. Mimo wszystko można tu znaleźć parę ciemnych, niezbyt przyjaznych człowiekowi uliczek. To nie tak, że się boję chodzić po zmroku, zwłaszcza gdy jest przy mnie mój psi obrońca, po prostu wolę nie kusić losu. I tak, może Alfred nie jest już za młody, ale to wciąż duże psisko budzące respekt, ze szczeknięciem które przegoni nie jednego rzezimieszka. Dlatego właśnie spokojnym krokiem zmierzam w stronę mieszkania.

- Już jestem! - wołam wchodząc do domu, a następnie zasuwam drzwi od niego.

Odpinam smycz z obroży Alfred wieszam ja na wieszaku przymocowanym do ściany przy wejściu, po czym wchodzę do salonu, gdzie zastaję siedząca na kanapie mamę z okularami na nosie i szydełkiem w ręce. W tle słychać muzykę, puszczaną z gramofonu. Moja mama od zawsze była fanką brzmienia muzyki, puszczanej z płyt winylowych. Uzbierała przez to ich sporą kolekcję.

Podchodzę do mamy, po czym nachylam się, aby ucałować ją w policzek. Siadam obok niej. Nawet nie spuszcza oka ze swojego zajęcia, ale jestem do tego przyzwyczajona, bo gdy coś robi to zawsze poświęca się temu całą swoją uwagę. Tak samo było z wychowaniem mnie, za co jestem jej na wieki wdzięczna.

Za te wszystkie poświęcenia i wyrzeczenia.

Jej włosy w odcieniu chłodnego złota, zaczynają dosięgać jej ramion, jednak z pewnością jeszcze dużo minie czasu, zanim wrócą do dawnej długości. Jej jasno niebieskie oczy, nie widzą już tak dokładnie jak kiedyś, ale ich wzrok jest zawsze tak samo ciepły, czuły i błyszczący. Różowe usta ma wykrzywione w subtelnym uśmiechu. Pragnę się zestarzeć kiedyś tak pięknie jak ona, niczym wytrawne, czerwone wino.

- Co tym razem? - pytam patrząc na jej robótkę ręczną. To będzie coś sporego.

- Bolerko dla Melindy - odpowiada. - Spełniam jej prośbę. Zrobię coś jeszcze dla Rity i dla Alfiego, ale mówiąc szczerze, to nie mam na to pomysłów.

- Dla Rity możesz zrobić pokrowiec na kubek, a dla małego jakąś figurkę misia, lub ludzika - proponuję. Jestem pewna, że oboje ucieszyli by się z takich upominków.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz